Życie ze stomią jest sto razy lepsze

Życie ze stomią jest sto razy lepsze mówi stomiczka z Wodzisławia Śląskiego, jedna z uczestniczek sesji zdjęciowej Stomia to symbol zwycięstwa z Marianną Kowalewską

Wzięłam udział w tej sesji, gdyż kobiety z tak nieestytetycznym workiem i bliznami na brzuchu, nadal powinny czuć się kobieco i w żadnym wypadku nie powinno to wpływać na ich poczucie własnej wartości i własnego piękna. Bardzo się ucieszyłam, że mogę wziąć udział w sesji zdjęciowej, ponieważ lubię dzielić się swoimi emocjami. Kiedy dostałam zaproszenie od Fundacji, to pomyślałam, że to jest może dla mnie jakaś tam malutka szansa, żeby poczuć się zdecydowanie lepiej ze swoimi emocjami i ze swoim ciałem. Mam stomię od marca zeszłego roku. Nie przyzwyczaiłam się jeszcze do tego wszystkiego, więc po prostu myślę, że chciałam poczuć się kobieco, tak jak dawniej. Spotkanie z innymi dziewczynami biorącymi udział w sesji dało mi niezmiernie wiele otuchy. Wszyscy pracujący przy sesji byli niezmiernie mili. Tym ciepłem i dobrym słowem wzmacniali poczucie mojej własnej wartości.

Na co dzień wsparciem jest dla mnie mama. Mama była ze mną w każdym dniu tej mojej katorgi, przez wiele tygodni chorowała w zasadzie razem ze mną. Mąż to cudowny człowiek, bowiem nawet pomimo, że jego ukochana dziewczynka została, kolokwialnie mówiąc, oszpecona, mimo wszystko się ze mną ożenił. Nie przestraszył się tego. Więc też jest dla mnie naprawdę superbohaterem. Innym stomiczkom mogę powiedzieć tylko: nie bójcie się dziewczyny, to jest zupełnie inne życie, ale 100 razy lepsze. Stomia to symbol zwycięstwa mówi Aldona Kościukiewicz.

Moja choroba zaczęła się w styczniu 2019 roku. Na początku niewielkie krwawienia, myślałam, że to nic groźnego, a dokładnie 8 lutego dowiedziałam się, że to wrzodziejące zapalenie jelita grubego. Kiedy usłyszałam diagnozę, byłam załamana. Ból z każdym dniem był coraz większy i nie do opisania. Krwotoki zdawały się nie mieć końca. Po tygodniu od postawienia diagnozy lekarze zastosowali żywienie pozajelitowe, ale nie dało to żadnego efektu. Wręcz było coraz gorzej. Nie mogłam nawet samodzielnie pójść do toalety. Pod koniec lutego zostałam przeniesiona z oddziału wewnętrznego na chirurgię, ale lekarze w wodzisławskim szpitalu stwierdzili, że stomię można wyłonić zawsze i załatwili mi przeniesienie do specjalistycznego oddziału Gastroenterologii w Sosnowcu, gdzie miało zostać wdrożone leczenie biologiczne. Tam również nie udało się nic poradzić na coraz bardziej nasilające się krwotoki. Ból był tak silny, a krwotoki na tyle częste i obfite, że traciłam przytomność kilkanaście razy dziennie.

Wtedy lekarze stwierdzili, że nie ma wyjścia i trzeba operować, żebym się nie wykrwawiła. Ratowali moje życie. To okropne przeżycie. No i stało się. 11 marca 2019 r. została wyłoniona mi ileostomia. Co czułam w pierwszych chwilach? Ogromny ból, ogromne cierpienie, wstręt do własnego ciała, które moim zdaniem zostało oszpecone. Wrzodziejące zapalenie jelita grubego załatwiło moje jelito w niespełna 6 tygodni. Załatwiło jelito, ale nie załatwiło mnie. Po pierwszej operacji lekarze twierdzili, że moja stomia jest czasowa i bardzo poważnie mówili o odtworzeniu ciągłości przewodu pokarmowego, ale latem kolejny szpital – tym razem Siemianowice Śląskie i koniec nadziei na pożegnanie ze stomią. Wszystko na miesiąc przed najważniejszym dniem w moim życiu moim ślubem. Po drugiej operacji nie wszystko szło tak dobrze, jak po pierwszej. Wdały się komplikacje i potrzebna była kolejna operacja, żeby ściągnąć i oczyścić drenażem ropień, który utworzył się w miednicy mniejszej. Na 2 tygodnie przed ślubem wyszłam ze szpitala, miałam cudowny ślub i piękne wesele, ale zamiast jechać ze swoim mężem w podróż poślubną, musieliśmy jechać na kolejną konsultację lekarską, ponieważ moje rany nie chciały się goić. Przeszłam antybiotykoterapię i teraz czuję się dobrze. Przez cały ten czas miałam bardzo duże wsparcie w mojej rodzinie. Moja mama to prawdziwy anioł, który czuwał przy mnie przez cały czas. A mąż? Nie mogłam wymarzyć sobie lepszego. Gdyby nie wsparcie moich rodziców, siostry, męża i całej rodziny, nie wytrzymałabym nawet połowy z tego co mi się przydarzyło.

Teraz na szczęście zaczynam wychodzić na prostą dzięki wsparciu mojej wspaniałej rodziny. To cudowne, że mogę na nich polegać. To właśnie dla nich żyję – podkreśla podczas sesji Aldona.

Znajdź nas na
Znajdź nas na
Znajdź nas na