Dolegliwości związane ze schorzeniami jelit dokuczały mi już od najmłodszych lat – ciągłe bóle brzucha zmuszały mnie do częstych wizyt u lekarza. Specjaliści przeprowadzili u mnie szereg badań i bezskutecznie faszerowali mnie najrozmaitszymi lekarstwami.
Mimo tych przeszkód prowadziłam normalny tryb życia – najpierw szkoła podstawowa, potem liceum no i wreszcie wymarzone studia nauczycielskie. Kiedy 1 września 1977 roku wzięłam do ręki prawdziwy dziennik lekcyjny, byłam dumna, że mimo choroby spełniam swoje marzenia. Zafascynowana belferskim powołaniem i pochłonięta pracą zapominałam o chorych jelitach. Marcowy wieczór 1987 okazał się dla mnie jednak mniej przychylny. Bóle brzucha były tak silne, że trafiłam do szpitala, a właściwie od razu na stół operacyjny. Po wybudzeniu się z narkozy, zobaczyłam na brzuchu wiszący worek – wyłoniono u mnie stomię.
Początkowo miałam nadzieję, że stomia jest czasowa i myślałam, że będę nosić woreczek tylko parę dni… jednak byłam w błędzie. Chirurg oznajmił, że wycięto mi jelito grube, a na jelicie cienkim wyłoniono ileostomię. Rozpoznanie to megacolon congenitum toxicum, czyli jelito olbrzymie. Był to dla mnie najsurowszy wyrok. Zalecono mi oszczędzający tryb życia i wypisano ze szpitala. Nikt wtedy nie udzielił mi instrukcji jak odnaleźć się w nowej rzeczywistości, ze stomią.
W latach osiemdziesiątych sprzęt stomijny był fatalny – przeciekające worki, odklejające się płytki, a przede wszystkim zero intymności i higieny. Nieprzespane noce, poplamiona bielizna i pościel były standardem.
Ze względu na stan zdrowia musiałam na jakiś czas zrezygnować z pracy. Przeszłam na przysługujący mi roczny urlop, co stało się główną przyczyną załamania nerwowego. Brak kontaktu z młodzieżą to był dla mnie najsurowszą karą – brak dotychczasowego zajęcia sprawiał, że mój dzień wypełniony był myślami o wiszącym worku na brzuchu. Zerwałam kontakty ze znajomymi, bałam się wyjść nawet do pobliskiego sklepu.
Proces akceptacji stomii trwał u mnie rok. Czy to długo? Dla mnie ten rok bez możliwości wykonywania ulubionego zawodu wydawał się być całą wiecznością. Jednak gdy zbliżał się koniec urlopu coraz częściej myślałam o wycofaniu się z życia zawodowego. Szybko jednak zmieniłam zdanie.
Pewnego dnia, od matki jednej z uczennic dowiedziałam się, że zwolniło się miejsce nauczyciela geografii w szkole muzycznej. Bez dłuższego zastanawiania się, przyjęłam tę informację jako nowe wyzwanie i możliwość wyrwania się z psychicznego marazmu. Następnego dnia, pełna obaw, poszłam do szkoły. Nie ukrywałam faktu posiadania stomii, chciałam być traktowana jak każdy zdrowy nauczyciel, a nie jako inwalidka. Na szczęście środowisko uczniowskie i nauczycielskie przyjęło mnie bardzo ciepło. Rozpoczęłam pracę z młodzieżą uzdolnioną muzycznie, ja oczywiście uczyłam geografii. Powierzono mi również wychowawstwo. Praca nauczyciela na nowo całkowicie zawładnęła moim życiem, nie liczyłam godzin, nie zastanawiałam się, co będzie kiedy mój woreczek się wypełni. Szczególnie, że sprzęt stomijny stał się dużo lepszy.
W trakcie nauczania kilkakrotnie przeprowadzono u mnie korektę stomii, przyczyny były różne: przepuklina, zarastanie otworu stomijnego i skręt jelita cienkiego z zapaleniem otrzewnej. Wszystkie te zabiegi wykonano w czasie wakacji, ponieważ nie chciałam stwarzać wrażenia, że fakt posiadania stomii w jakikolwiek sposób ogranicza mnie w wykonywaniu ulubionego zawodu. Nie chciałam również zawieść swoich uczniów.
Moja determinacja i miła atmosfera w szkole sprawiły, że ze stomią przepracowałam ponad 20 lat. Aktualnie od roku jestem na zasłużonej emeryturze. Mimo to nie zerwałam kontaktu z moimi uczniami, nadal uczestniczę w ich koncertach oraz imprezach organizowanych na terenie szkoły. Nie unikam ruchu, regularnie chodzę na basen i często wyjeżdżam w góry. Muszę jednak przyznać, że pierwsze wejście do basenu wiązało się z dużym stresem. Obecnie pokazanie się w stroju kąpielowym nie stanowi dla mnie żadnego problemu.
Proces akceptacji stomii z pewnością ułatwiła mi możliwość stałego kontaktu ze specjalistyczną poradnią stomijną. Pielęgniarka stomijna była i nadal jest dla mnie dużym wsparciem, zawsze służy dobrą i fachową radą.
Jedyną rzeczą, która nadal mi doskwiera jest problem z ubraniami. Stomia jest zlokalizowana na wysokości mojej talii, dlatego musiałam pożegnać się z obcisłymi sukienkami i spodniami. Na szczęście dzisiaj w sklepach można znaleźć odzież, która idealnie maskuje worek stomijny. Kupuję ubrania delikatnie luźniejsze, które nie są odcięte w pasie. Zamiast rozmiaru S wybieram M. Na początku mojej przygody ze stomią był to dla mnie duży problem, ponieważ zawsze lubiłam sukienki dopasowane i przylegające do ciała.
Próbując zaakceptować stomię musiałam pokonać nie tylko wewnętrzny opór, ale bałam się również reakcji otoczenia. Dzisiaj już wiem, że ludzie są bardziej tolerancyjni niż sądziłam. Życie ze stomią nie jest łatwe, ale nie oznacza rezygnowania z przyjemności i realizowania własnych marzeń.