Mam na imię Szymon i mam 17 lat.
W wieku dziesięciu lat wycieli mi jelito grube z powodu polipowatości jelita grubego. W przeciwnym razie choroba mogłaby się zamienić w nowotwór. Po operacji w szybkim tempie wracałem do zdrowia. Nie wyłonili mi wtedy stomi. Po około 3 miesiącach wróciłem niemal do 100% sprawności sprzed operacji.
Przez około trzy lata nic się nie działo. Zero jakichkolwiek powikłań. Potem, pod koniec wakacji trafiłem do szpitala. Miałem straszne bóle nogi, nic praktycznie nie jadłem, strasznie schudłem i byłem wiecznie zmęczony. Słabo się czułem. Trzymali mnie w szpitalu na oddziale gastrologicznym około półtorej miesiąca. W tym czasie zrobili mi dwa rezonanse i faszerowali mnie tonami antybiotyków. A na moje bóle nogi odpowiadali, że sobie je wymyślam. Wróciłem do domu na niecałe dwa tygodnie. To była połowa października, a ja pierwszy raz szedłem do szkoły. Pewnego dnia dostałem ataku gorączki, bólu nogi i czułem się strasznie słabo. Natychmiast do szpitala. Przewieźli mnie do CZD. Tam trzymali mnie ponad tydzień na czczo. I w końcu operacja. Okazało się, że na jelicie pojawiła się przetoka, przez którą spływała cała treść na kręgosłup. To z kolei powodowało ucisk na rwe kulszową. Wyłonili mi wtedy stomie, lecz wogóle o niej nie myślałem wtedy. Cieszyłem się, że żyje.
Miałem wtedy 13 lat i ważyłem 25 kg. Pamiętam, jak mówiłem ze śmiechem, że ważę tyle by się dostać do filmu o Auschwitz, ale byłem za gruby J Po wyjściu ze szpitala, a był to przełom listopada i grudnia, wracałem do normalnego życia.
W kwietniu następnego roku okazało się, że pojawił się ropień na kręgosłupie, który powoduje ucisk na nerwy. Spowodował również pojawienie się drugiej, większej przetoki na jelicie. Wtedy co miesiąc mnie brali na zabiegi „czyszczące” ten stan zapalny. Trwało to przez trzy lata.
W grudniu 2014 roku zdiagnozowano u mnie czerniaka na lewej łydce. Musiałem mieć przeszczep skóry z pachwiny, z której wycięto również kilka węzłów chłonnych. Na szczęście, to był sam początek i obeszło się bez chemioterapii . Jedyną konsekwencją jest całkowity zakaz opalania i noszenie opaski na nodze, aby w tamto miejsce nie dostawało się słońce.
W marcu 2015 roku wycięto mi kość guziczną, by wyczyścić pozostałość po ropniu. Efekt był zdumiewający – ropień i przetoka zniknęły niemal w 100%. Jednak ze względu na to, że nie jestem wyleczony do końca, nie mogą mi zamknąć stomi.
Nie myślę o stomii. Może dlatego, że zupełnie nie przeszkadza mi w codziennym życiu. Chodzę do szkoły, mam przyjaciół, wspaniałą dziewczynę, własne pasje. Nie wstydzę się stomii. Zaakceptowałem ją w 100%. I cieszę się każdą minutą życia.