Maj 202428
Maj to wspaniały czas. Niektórzy mówią nawet, że wręcz - najwspanialszy. Obudzona do życia przyroda właśnie w tym okresie wybucha swym magicznym, zielonym pięknem.
Patrząc na to, co wokół, i my do wtóru podśpiewujemy pod nosem lub tylko w myślach kultowy utwór Wojciecha Młynarskiego:
„Jeszcze w zielone gramy, jeszcze nie umieramy,
jeszcze się spełnią nasze piękne dni, marzenia, plany”.
Stomik może... wędrować po górach
To, że stomicy umieją grać w zielone, wiadomo nie od dziś. Nasze social media pełne są wspaniałych, motywujących zdjęć przyjaciół stomików, którzy, mimo przyklejonego do brzuchów woreczka - (znów) cieszą się życiem. Patrząc na te zdjęcia i słuchając licznych opowieści podczas naszych kawowych spotkań, utwierdzamy się w przekonaniu, że stomik może wszystko, gdy tylko uwierzy w swoje moce sprawcze. Może pływać, może morsować, może planować i realizować szalone motocyklowe marzenia o podróży na daleki Bliski Wschód. Może też zdobywać szczyty - dosłownie i w przenośni.
Obserwując, jak wspaniale rozwijają się prywatne inicjatywy aktywizacji ruchowo-mentalnej wielu stomików, pomyśleliśmy, że warto zrobić z tych wspaniałych sygnałów wspólne, większe przedsięwzięcie.
I właśnie w ten sposób powstał pomysł na wspólne eksplorowanie Beskidu Sądeckiego.
Wielka Górska Majówka Stomików
Polska to kraj wielu turystycznych możliwości. Wiemy o tym wszyscy i wiemy, że warto się nimi zachwycać, choć często wiąże się to z wyjściem ze swojej strefy (niekoniecznie) komfortu.
Stomicy to ludzie, którzy w swoim życiu przeżyli wiele. Ich ciała noszą ślady brutalnej walki o zdrową normalność, a ich głowy - bagaż złych wspomnień i doświadczeń, a także lęków i zahamowań. A mimo tego chcą, mogą, planują i robią wszystko, by to „chcenie dobrego życia” przekuć w czyn.
Razem pływaliśmy już kajakami i zażywaliśmy innych wodnych atrakcji. Razem przeżywaliśmy wzruszenia przy wspólnych kawach. Razem tańczyliśmy do białego rana i razem wędrowaliśmy, a właściwie maszerowaliśmy w szczytnym celu, jakim jest chęć pomocy w przywróceniu psychicznego spokoju młodszemu pokoleniu.
Tym razem – również wspólnie, ramię w ramię - postanowiliśmy spędzić czas na przemierzaniu górskich szlaków. Padło na Beskid Sądecki. I to nieprzypadkowo. Wybierając Beskid Sądecki, udało się nam połączyć dwie przyjemności: spotkanie się w przepięknych okolicznościach przyrody, a także – odwiedzenie s. Marii, która w dniach 9-12 maja ugościła nas w progach Domu Rekolekcyjnego Sióstr Miłosierdzia w malowniczej Piwnicznej Zdroju, gdzie obecnie mieszka.
A w skrócie było tak...
Stomicy to tacy ludzie, którzy choć ze względu na odległości zamieszkania, widują się stosunkowo rzadko (czasami raptem – raz do roku lub jeszcze rzadziej) – to zawsze zaczynają rozmowę tam, gdzie zakończyła się ona ostatnim razem, bez względu na to, ile czasu upłynęło. Co to oznacza w praktyce? Absolutny brak obcości, skrępowania i dystansu cechującego zdawkowe znajomości.
W przypadku stomików mamy do czynienia z unikatowym sprzężeniem dusz, z przyjaźniami, które łączą, mimo fizycznej odległości. Widać było to szczególnie mocno w chwilach wzruszających powitań, jakich w Piwnicznej Zdroju nie brakowało.
Piątek upłynął zatem pod znakiem wzruszeń, rozmów i gromadzenia sił, potrzebnych podczas górskiego trekkingu. Kolejne dni oznaczały wiele aktywizacji, a skoro stomik może – trzeba było się do nich właściwie nastawić. A nic nie działa bardziej ożywczo niż spotkanie w gronie ludzi mających wspólną pasję. Tą pasją jest życie – ze wszystkich sił i - pomimo.
W planach tej majówki znalazło się wiele wspaniałości, zarówno typowo górskich, jak i tych z gatunku – bardziej miejskich.
Podzieleni na grupy i zespoły, w zależności od preferencji i zainteresowań, chłonęliśmy to, co znajdowało się wokół.
Tak więc m.in. zwiedziliśmy Stary Sącz z zabytkowym centrum i sanktuarium św. Kingi, a także starosądeckie Bobrowisko. Odwiedzając Stary Sącz, nie sposób było dla równowagi nie zajrzeć do Nowego Sącza. Zwłaszcza, że ma ciekawą i bogatą ofertą turystyczną, w skład której wchodzą m.in. Miasteczko Galicyjskie i Sądecki Park Etnograficzny. Z kolei stomicy bardziej zainteresowani działalnością artystyczną Nikifora zwiedzili Muzeum jego imienia, a także, rzutem na taśmę, wnętrze zabytkowego hotelu Patria w Krynicy Zdroju.
W liście propozycji na ten wyjątkowy wspólny weekend znalazły się też Ogrody Biblijne w Muszynie, a także zamek i skansen w słowackiej Lubowli.
Z kolei stomicy bardziej nastawieni na górskie wycieczki wybrali inne propozycje, do których należał: marsz-spacer do Bacówki nad Wiechomlą, zdobycie Radziejowej i Eliaszówki oraz wycieczka rowerowa po Piwniczańskich Błoniach.
Wisienką na naszym majówkowym torcie okazała się rzecz, której nie było w grafiku, a która pięknie podkreśliła filozofię, będącą naszym fundacyjnym mottem i myślą przewodnią - stomik może, świetnie odnajdywać się wśród wysokich szczytów!
Wyprawa w Wysokie Tatry idealnie uzupełniła naszą wizję tego, jak wiele możemy, kiedy tylko podejdziemy do tematu spokojnie, metodycznie i z otwartą głową.
Udało się więc obejść Szczyrbskie Jezioro i wjechać kolejką linową na Solisko, podziwiając okolicę z perspektywy ścieżki w koronach drzew, z której eksploracji skorzystała część naszych przyjaciół stomików. Kolejna grupa postanowiła pokonać szlak do Wodospadów Zimnej Wody. Natomiast inna, poprzestała na wyjeździe kolejką szynową na Hrebienok.
Jak można zobaczyć na zdjęciach dokumentujących ten bardzo aktywny weekend – nikt nie narzekał na nudę. Wszyscy bawiliśmy się znakomicie, spośród wielu aktywizacji wybierając te, które odpowiadały naszym zainteresowaniom i kondycji.
Aktywny weekend pełen wzruszeń
Trekking w górach i zwiedzanie muzeów to nie wszystko, czego podczas tego magicznego czasu doświadczyliśmy. Na majówce stomików nie zabrakło też doznań stricte duchowych. Słuchając opowieści Szymona, stomika i motocyklisty, który na dwóch kołach samotnie dotarł na Bliski Wschód, przemierzaliśmy wraz z nim bezdroża Gruzji, Iranu, Iraku i Arabii Saudyjskiej, by finalnie dotrzeć do Omanu, który był celem tej podróży – i wrócić – aż do Piwnicznej i realnego czasu.
Uczestniczyliśmy również w przyjęciu niespodziance, jakie dla Tomka, stomika, zorganizowała (z naszą maleńką pomocą) jego żona.
Daliśmy się zaczarować absolutnie uwalniającej terapii śmiechem, którą zastosował na nas – z wielkim powodzeniem – Marek, nasz przyjaciel stomik na tę okoliczność występujący w roli klauna.
Wędrowaliśmy i kontemplowaliśmy to, co wokół, przygotowani do zajęć przez koordynującą sekcję aktywności – Mirelę.
A wszystko to było możliwe dzięki Fundacji, której główną twarzą, sercem i kreatywną głową jest Agnieszka, jej viceprezes.
W tym miejscu nie sposób nie wspomnieć także naszego sponsora i partnera naszych działań. Mowa tu o Sieci Sklepów Medycznych Med4Me, dzięki finansowemu wsparciu której ten wspaniały weekend mógł się wydarzyć.
Imion i postaci, które tworzyły ten magiczny czas, było tyle – ile uczestników tej majówki. Bo prawda jest taka, że wszyscy – absolutnie wszyscy jej uczestnicy wnieśli w ten czas nieograniczoną ilość dobra, uśmiechu, życzliwości, kreatywności i ciepła. Dlatego wszyscy drodzy Przyjaciele, zasługujecie na wielkie podziękowania i słowa uznania.
Dziękujemy zatem z serca i – do zobaczenia na kolejnym szlaku :)
Tekst Iza Janaczek
Foto archiwum Fundacji Stomalife