Po co marnować czas, skoro wreszcie można z niego korzystać? Mój stoma-time - Jagoda

Lut 202406

"Marnowanie czasu" to hasło z gatunku: "czerwona flaga", i to tak wielka, jak całe boisko do piłki nożnej.

Marnowanie czasu zawsze kojarzy się źle. Bo i trudno tak naprawdę znaleźć w nim coś pozytywnego. Może tylko tyle, że działa jak straszak, czyli: "jeśli będziesz marnować czas to..." i tu cała lista strasznych rzeczy, które nastąpią, gdy rzeczywiście będziesz marnować czas.

marnowanie-czasu-1.jpg

"Nie marnuj czasu!" To hasło ciągnie się z mną już od najmłodszych lat.

- "Nie marnuj czasu - powtarzała mi moja kochana, mądra mama. Bo czas, który zmarnujesz na kręceniu się w kółko, na nudzie, na życiu cudzymi marzeniami, nigdy nie wróci. Wszystko, co robisz, robisz tu i teraz. I choć nie zawsze przywiązujesz do tego wagę – będzie to w jakimś stopniu rzutować na twoje życie. Dlatego cokolwiek robisz, rób mądrze i z głową. I pamiętaj, że może i los da ci szansę na powtórzenie czegoś, co ci nie wyszło, ale to już będzie zupełnie co innego niż wtedy, gdy próbowałaś działać za pierwszym razem. Dlatego córeczko, nie marnuj czasu tylko żyj najpiękniej jak umiesz, choć pewnie będzie to wymagać wielu trudnych decyzji. Jeśli nie zmarnujesz czasu – będziesz na nie przygotowana".

Pamiętam te słowa jakby to było dziś. Choć, gdy je usłyszałam miałam kilkanaście lat. Wtedy nie miałam pojęcia, jak bardzo okażą się prorocze.

Mama zmarła parę dni przed moimi 26 urodzinami. Rak jelita grubego nie dał mi szansy cieszyć się dłużej jej mądrym, czułym wsparciem. Wszystko potoczyło się tak straszliwie szybko.

marnowanie-czasu-2.jpg

Tak, miała rację – czas nie czeka aż się otrząśniemy z szoku, aż nabierzemy sił, aż wybierzemy właściwą porę, by działać. Jest bezlitosny i nieczuły. Dlatego właśnie nie wolno go marnować. Ja nie zamierzałam.

"Nie marnuj czasu" - te dwa słowa stały się moim mottem, swego rodzaju spuścizną po mojej mądrej mamie. Postanowiłam, że w hołdzie dla tej niezwykłej kobiety, która wychowała mnie sama i poświęciła temu swoje życie, nie zmarnuję czasu i wykorzystam go najlepiej jak umiem.
Zaczęłam od badań. O to też prosiła mama. Gdy zachorowała, praktycznie każdego dnia o tym wspominała. "- Nie marnuj czasu córeczko – idź się przebadaj. Wiesz, że to może być dziedziczne. Dziadek zmarł na to samo. Idź, zbadaj się. Obiecaj, że pójdziesz..."
Poszłam, choć nie czułam żadnego niepokoju, stresu, ale obiecałam mamie – A to było najważniejsze.

Nic nie zapowiadało tego, że niebo spadnie mi na głowę.
A spadło. Wraz z diagnozą.
Mały, maleńki i jak sądziłam, niegroźny hemoroid, okazał się bombą z opóźnionym zapłonem.
Słowa diagnozy cięły jak nóż. Rak odbytu. Dobrze, że pani nie marnowała czasu, dzięki temu mamy go więcej na działanie.

marnowanie-czasu-3.jpg

Dziś mija 5 lat od diagnozy i morderczej walki o wszystko.
Jestem zdrową, onkologicznie czystą, dumną stomiczką.
Tak, nie obyło się bez strat. By zyskać, musiałam też stracić. Rak okazał się bardziej drapieżny niż wyglądał na początku. A mnie nie stać było na stawianie mu warunków, na polu, gdzie miał przewagę. Nie miałam czasu na rozpacz i pauzy. W sumie –w tamtym czasie, to ja wcale go nie miałam w nadmiarze.
Choć brakowało mi sił na jakikolwiek samodzielny ruch, nie chciałam marnować czasu, który mi został, bez sprawdzenia, czy wykorzystałam wszystkie możliwości, by coś z niego ocalić. Obiecałam mamie, że nie będę tkwić w stagnacji, że wykorzystam swój czas, co by to nie znaczyło.

Zdecydowałam się więc zaufać lekarzom. To oznaczało oddanie w ich ręce tego, co mi pozostało - mojego czasu.

"- Czy to właśnie ta trudna decyzja, która miała mnie przybliżyć do dobrego życia, mamo?" - pamiętam, że to pytanie dźwięczało mi w głowie, gdy jechałam na salę operacyjną pozbyć się raka i "nabyć" – już na zawsze – stomię.

Rak sprawił, że każdą upływającą minutę życia słyszałam w głowie jak huk wystrzału. Mój czas mijał, a ja miałam jedną jedyną szansę, by dobrze zdecydować, jak go zatrzymać.

"- Nie zmarnowałam czasu, mamo. Choć był moment, że nie miałam nad nim żadnej kontroli. Uciekał mi. Traciłam go tak, jak włosy, rzęsy, siły i nadzieję, że dam radę."

Choroba przeprogramowała mój czas i zapisała po swojemu każdą jego chwilę. Ułożyła też swój grafik, podporządkowany cyklom chemii i (co udało mi się jakoś od siebie wcisnąć w ten szalony, ponury kołowrotek) - ćwiczeniu pozytywnego myślenia.
Im było gorzej, im trudniej, tym mocniej ćwiczyłam. Te miesiące sam na sam z sobą i z rakiem to czas, którego nie wspominam za często.
Bo i po co? To nic nie wnosi do życia. Te wspomnienia nadal mnie paraliżują. Podchodzą strachem pod samo gardło. Zatrzymują czas.
Wolę więc skupiać się na tym, co zyskałam. W tamtym czasie, gdy ledwo trzymałam długopis w słabych rękach, zaczęłam spisywać listę tego, co zrobię, gdy wyzdrowieję.

marnowanie-czasu-4.jpg

"Gdy", nie "jeśli".
To kolejna rzecz, której nauczyła mnie mama. "- Pamiętaj, że właściwy dobór słów może cię zmotywować, albo spowolnić. Może też uratować ci karierę, a kto wie, może nawet życie." - zażartowała sobie kiedyś.
Gdybyś mamo wiedziała, jak bardzo miałaś rację...

Słowa mają sens. Mają też barwę.

Słowo "rak" ma barwę łez i strachu. Ma barwę smutku i samotności.

Zwrot "nie poddam się" – przywodzi na myśl świeże truskawki wprost z grządki, zachód słońca nad morzem i tatrzańskie krokusy.

"Stomia" – z kolei ma kolor życia. Kolejnych poranków z kubkiem kawy w dłoni, pasjonującej książki czytanej na łące, spacerów po lesie i lez wdzięczności, że to wszystko znów jest tak po prostu możliwe.

marnowanie-czasu-5.jpg

Przeżyłam raka. Żyłam, choć początkowo życiem kruchym, strachliwym, acz nieśmiało rokującym. I obiecałam sobie, że stomia mi w tym życiu nie przeszkodzi. Po prawdzie, dlaczego by miała?
Wraz z wycięciem jelita lekarze usunęli całe zło, które się w nim zagnieździło. Ceną za to, że się udało, jest stomijny woreczek.

Cóż... Przeżyłam już gorsze rzeczy.

Ze stomią łączy mnie partnerstwo. Tak naprawdę to współzależymy od siebie. Dbamy o siebie i dzięki temu, w tym dziwacznym duecie - znów możemy oglądać oszałamiające zachody słońca i krokusy w Dolinie Chochołowskiej.

Miałam szczęście. Szybka diagnoza. Skuteczne leczenie. Zdążyłam zareagować i rak odpuścił.Nie zmarnowałam czasu, choć rozpacz i brak sił nie raz brały górę.

marnowanie-czasu-6.jpg

Kiedy czytam historie innych stomików wiem, że stomia przez wielu traktowana jest jak kolejna kara. Jak wstyd, piętno i więzienie bez krat.

Tak bardzo chciałabym przekazać im to, co mnie napędzało przez cały ten straszny czas. Czas utraty mojej mamy, utraty życia jakie znałam, aż wreszcie utraty, mówiąc eufemistycznie - autonomii wydalniczej.
Dostałam nowe życie – i był to złożony proces. Nie wystarczyło wyciąć drania i zapomnieć o sprawie. Trzeba było jeszcze sprawić, by potem życie znów sprawiało przyjemność.
I dzięki stomii - sprawia. Choć, to już inne życie niż kiedyś. Nie,wcale nie jest gorsze – jest znów piękne, fascynujące i moje - ale dzięki stomii inne. "Dzięki" – a nie "przez".

Moja doktor onkolog widząc, jak szybko wróciłam do zabranej mi przez raka codzienności, zapytała, co chciałabym powiedzieć tym, którzy przeżywają to, co nie tak dawno było i moim udziałem ?

W tamtym momencie tak wiele rzeczy przyszło mi do głowy, że nie umiałam odpowiedzieć. Obiecałam jej, że spiszę te myśli i umieszczę na moim profilu w social mediach, by każdy, kto będzie potrzebował takich słów – mógł je tu znaleźć i do nich wrócić.

marnowanie-czasu-7.jpg

A brzmiały one tak:

"Hej, jestem Jagoda i chorowałam na raka jelita grubego. Dziś już mam to za sobą. Jestem zdrowa. Zamieniłam raka mam stomię. I to była najlepsza decyzja, jaką mogłam podjąć.
Zdaję sobie sprawę, że każdy ma swój próg wewnętrznego bólu nie do uśmierzenia i rzeczy nie do przepracowania. Każdy ma też swoje granice postrzegania tego, ile wytrzyma i zniesie. I z tym nie należy polemizować, a już na pewno nie powinien robić tego ktoś, kto nie przeżył czegoś podobnego. Ale, jako, że ja przeżyłam, chciałabym Wam opowiedzieć o tym, co udało mi się zaobserwować, choć w tamtych chwilach wokół mnie było czarno od rozpaczy i bólu. Nawet w tak beznadziejnej sytuacji warto przejąć kontrolę nad własnym czasem.
Powolutku odbierajcie rakowi wasz własny czas, który on bezczelnie ukradł. I ćwiczycie w nim dobre myślenie. Przenoście się myślami tam, gdzie czuliście się bezpiecznie i zdrowo. Najpierw na parę, paręnaście sekund, potem na kilka minut, a z czasem może nawet na godzinę lub dwie. Takie działanie ma realne szanse sprawić, że zechcecie wrócić do planowania przyszłości, że znajdziecie w sobie znów siłę, by zamienić niepewne: "jeśli" na pelne nadziei i planów: "gdy".

marnowanie-czasu-8.jpg

Spójrzcie też łaskawszym okiem na to, dzięki czemu znów można tego wszystkiego doświadczać.
Ja wiem, że stomia to nie jest spełnienie marzeń o powrocie do zdrowia – ale często jest jedynym wyjściem by to było możliwe.
Nie krzywdźcie jej niesprawiedliwymi myślami i nie złorzeczcie. Nie obrażajcie się też na świat, tylko dlatego, że się zdarzyła. Zdarzyła się i jedyne wyjście, to jakoś ten stan rzeczy zagospodarować. Oczywiście można tkwić w gniewie i ciągłym poczuciu krzywdy, kompletnie nic z tego nie mając. Można też, wziąć głęboki oddech i trzeźwo oszacować, co tak naprawdę ona oferuje. A w pakiecie stomii znaleźć można wiele zapomnianych już możliwości i przyjemności, takich jak: dobry sen, pyszne jedzenie, powrót do tańca, sportu, randek i życia bez bólu.

No i - badajcie się. Profilaktyka ratuje życie, czego jestem żywym – powtarzam, żywym przykładem. Nie marnujcie czasu na odkładanie życia na później. "Później" nie zawsze daje tak wspaniałe możliwości jak "teraz".

....................................
Tekst Iza Janaczek
Foto pixabay

Znajdź nas na
Znajdź nas na
Znajdź nas na