28 Listopad 2024
Sie 202125
Przedstaw się. Ile masz lat, gdzie mieszkasz, jaka jest twoja sytuacja rodzinna, czy pracujesz zawodowo?
Nazywam się Maria Banaszek – w Internecie znana bardziej jako „Stomiczka – Życie ze stomią”. Mam 32 lata, mieszkam w Bożacinie koło Krotoszyna. Moja mama niestety zmarła w styczniu 2021r., co bardzo przeżyłam, bo była najbliższą mi osobą i nikt, tak jak ona, nie walczył o moje zdrowie. Na tę chwilę mieszkam z ojcem i bratem, pracuję w zakładzie dla niepełnosprawnych w Koźminie Wlkp.
Na co chorujesz? Z jakiego powodu została wyłoniona stomia? Kiedy to było? Czy stomię masz na stałe czy nie?
Mam kłopoty z nerkami i choruję na epilepsję. Mam dwie stomie: uro i kolo. Zostały one wyłonione z powodu wad wrodzonych. Było to tuż po moim urodzeniu w 1989 r. Obie stomie, które mi wyłoniono, są na stałe. Po narodzinach trafiłam do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Przeszłam 12 operacji, nie tylko brzucha, ale także nóg i bioder.
Czy jest coś, co choroba ci zabrała? Jakieś marzenie, które nie mogło być zrealizowane? A może udało się je spełnić mimo choroby?
Choroba zabrała mi przede wszystkim zdrowie. Jak to jest być całkowicie zdrowym człowiekiem, w sumie? To nie mam pojęcia. Nigdy nie miałam pięknego i normalnego brzucha ze śladem po odcięciu pępowiny. Choroba zabierała mi siły, bo często wracając z różnych zabiegów i kolejnych operacji, z każdą kolejną, byłam bardziej zmęczona. Najgorsze okazały się dializy, kiedy nerki całkowicie odmówiły posłuszeństwa. Moje życie to w zasadzie były szpitale. Na okrągło pamiętam tylko szpitale. Na szczęście jestem rok po przeszczepie nerki i od tego czasu jest już lepiej. Cieszę się tym bardziej, bo w moim przypadku przeszczep był ryzykowny ze względu na kilkanaście przebytych wcześniej operacji. Miałam wrażenie, że po kilku latach lekarze w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie po prostu mnie unikali. Gdziekolwiek pytałam lekarzy specjalistów o przeszczep, to zauważałam ,że po przeczytaniu historii mojej choroby nie chcieli ze mną dalej rozmawiać. Były też niestety takie osoby, które mnie oszukały. Niejeden raz bałam się o swoje życie, więc ze smutkiem muszę stwierdzić, że choroba zabrała mi bardzo wiele. Kiedyś marzyłam o tym, by pracować w aptece lub laboratorium chemicznym, ale ze względu na stan zdrowia okazało się to niemożliwe. W szkole dużo zajęć opuszczałam, tworzyły się ogromne zaległości, których w szpitalu nie mogłam dogonić. Nie udało mi się więc osiągnąć marzeń zawodowych, ale to nie znaczy, że narzekam na obecną sytuację, w której się znalazłam. Z natury jestem optymistką i chcę w każdej sprawie szukać pozytywów. Praca zawodowa daje mi dużo satysfakcji. Czuję się potrzebna, mam bardzo dobre relacje z kolegami i koleżankami z pracy.
Czy łatwo było ci zaakceptować stomię? Jak długo to trwało? Czy pasje i zainteresowania pomogły Ci w tym?
Nie miałam kłopotów z akceptacją moich stomii, bo one mi pomagały w chorobie, która bardzo mnie ograniczała. Najgorsze były dializy, na których z trudem wytrzymywałam i w tym momencie pomocne były moje pasje i zainteresowania.
No właśnie, przejdźmy to meritum. Opowiedz o swoich pasjach. Co jest twoim asem w rękawie? Co najbardziej lubisz robić? Co jest twoim hobby? Przy czym się relaksujesz?
Moja największa pasja towarzyszy mi od dawna. Robię to, co pomaga mi się odprężyć. Moje ręce składają małe karteczki zwane origami. Wyraz ten to dosłownie sztuka składania papieru, pochodząca z Chin, rozwinięta w Japonii i dlatego uważa się ją za tradycyjną sztukę japońską. W XX w. ostatecznie ustalono, że w procesie robienia klasycznego origami nie należy ciąć, kleić i dodatkowo ozdabiać.
Zgodnie z tą definicją moje origami nie jest klasyczne, a raczej modułowe, które pozwala na cięcie i obejmuje łączenie wielu arkuszy. Modularne origami używa wielu złożonych kształtów. aby utworzyć większą konstrukcję. Większość modeli modułowych przedstawia bryły geometryczne. Składa się je z wielu identycznych lub podobnych modułów, zaś każdy moduł jest składany z osobnego arkusza papieru. Liczba modułów wchodzących w skład modelu może wynosić od zaledwie dwóch do kilkuset, a nawet więcej. Właśnie takimi modułowymi konstrukcjami są moje słonie i inne modele. Słoń przynosi szczęście, tak uważam. Nieważne, co myślą przesądni ludzie czy wierzą w słonia z podniesioną trąbą. Dla mnie jest ważne, że ich wiara, siła to szczęście potęguje! A każdy z nas tak bardzo tego szczęścia potrzebuje.
Origami wymaga ciszy, spokoju, skupienia, a nawet samotności. Bardzo często potrzebowałam takiego stanu, by pobyć sam na sam z moimi słonikami. Zwłaszcza tuż po śmierci mamy było mi to potrzebne i dawało ukojenie w smutku.
Ale wiadomo, że życie nie znosi pustki i nikt z nas nie jest samotną wyspą. Może to właśnie moje słonie przyniosły mi szczęście i poznałam kogoś, z kim mogę odkrywać pasje, które do niedawna były dla mnie nierealne? Niedawno, ja – po przeszczepie nerki, z epilepsją, krótszą nogą i dwiema stomiami, wędrowałam po Karkonoszach. Byłam w Samotni, Strzesze Akademickiej, w Kościółku Wang, ale przede wszystkim… zdobyłam Śnieżkę!!! 1602 m. n.p.m. Jest to dla mnie ogromny powód do dumy. Wiem, że Mama z góry patrzy na mnie z podziwem. Wiem, że w górach zakocham się na pewno i jeszcze niejeden raz tam wrócę.
O czym marzysz? Co chciałabyś zrobić po raz pierwszy w życiu?
Przeszczep się udał, jest dobrze na razie. Zobaczymy co będzie dalej? Chciałabym ułożyć sobie jakoś życie i o tym najbardziej marzę. Nie ukrywam, że miłość i kochany człowiek u boku, to marzenie, które właśnie się spełnia. Jestem zaręczona, mój narzeczony był przy mnie gdy wróciłam na salę po operacji i to on zabrał mnie w góry. Bardzo było to miłe i nigdy nie zapomnę, ile dobrego mnie spotkało. Mojego Rafałka darzę bardzo głębokim uczuciem i wierzę, że wszystko będzie nam się powoli układało. Jeśli środki pieniężne pozwolą nam spełnić marzenia, to weźmiemy ślub, zamieszkamy razem, może stworzymy rodzinę, bo dlaczego nie? Powolutku staram się spełnić wszystkie marzenia. Mam świadomość, że choruję i muszę dbać o zdrowie, ale nie chcę, by mnie to ograniczało w stworzeniu rodziny. Marzę, by za pierwszym razem zdać egzamin prawo jazdy, ale póki mam epilepsję jest to niemożliwe, jednak marzenia są piękne i może kiedyś będzie mi dane to osiągnąć?
Kocham też koty. Jeśli prawa jazdy mieć nie będę, to może kiedyś będzie mnie stać na kota, o którym marzę. Obecnie staram się spełniać małe przyjemności, jakimi są na przykład spacery z kijkami, bo być osobą aktywną przy moich chorobach to naprawdę spełnione marzenia. Mam nadzieję, że wrodzonego optymizmu nigdy mi nie zabraknie, bo grunt to myśleć pozytywnie i się nie poddawać!
Autor: Mirela Bornikowska