Taka, jaka jestem. Wywiad z Anną Komorek

Taka, jaka jestem!

Wywiad z Anną Komorek

Rozmawia: Michał Olszański

 

Michał Olszański: Gdybym cię zapytał, kim jest Anna Komorek? Co byś powiedziała?

Anna Komorek: Jestem aktorką w Starym Teatrze w Krakowie i gram w dwóch przedstawieniach: we Wrogu ludu Ibsena i w Szewcach Witkacego.

MO: Jesteś aktorką z wykształcenia?

AK: Nie.

MO: To jak trafiłaś do teatru?

AK: To jest przygoda. Szukano dwóch chłopców z Zespołem Downa i jeden się zgłosił. Szukali dalej i zadzwonili do mojej mamy z pytaniem, czy Ania by nie zagrała. Ja od razu powiedziałam, że obetnę włosy do roli chłopca.

MO: Bo jako dziewczyna grasz chłopca.

AK: Tak. Gram Mortena, syna doktora Stockmana.

MO: Powiedziałaś, że szukano aktora z zespołem Downa. Jak myślisz ‒ dlaczego?

AK: Pan reżyser, pan Jan Klata, szukał właśnie takiej osoby.

MO: Ale pytałaś go, dlaczego chciał taką osobę?

AK: Bo spodobała mu się.

MO: Jesteś osobą z zespołem Downa. To jest trudne być taką osobą?

AK: No, niestety, dla mnie trudne. Mam trisomię 21, ale to nie znaczy, że jestem osobą słabą.

MO: Tak, widzę, że jesteś silną kobietą. Ale na czym, wobec tego polega trudność bycia osobą z zespołem Downa?

AK: Czasem ludzie patrzą się na mnie jak na osobę niepełnosprawną. Choć także często się do mnie uśmiechają i ja to lubię.

MO: Tak. Masz bardzo ładny uśmiech. Czy to co cię spotkało to jest choroba?

AK: Nie, to jest zespół Downa.

MO: Właśnie. Nie czujesz się osobą chorą?

AK: Nie.

MO: Mogłabyś powiedzieć, że żyjesz normalnym, fajnym życiem?

AK: Tak. I tym się bardzo cieszę, że jestem, jaka jestem, i cieszę się życiem.

MO: Zawsze miałaś wsparcie najbliższych, prawda? Jak byś opowiedziała o swojej relacji z mamą i ojcem?

AK: Z mamą jest fajnie, jeździmy na różne wycieczki i jest bardzo miła atmosfera. Z tatą jest niestety trochę różnie, bo ma swoje zdanie, niestety.

MO: Jak mężczyzna.

AK: Oczywiście.

MO: Czujesz się kochana?

AK: Oczywiście.

MO: Masz jeszcze siostrę. Młodszą. Weronikę.

AK: Tak. Ma 20 lat.

MO: Jaką masz relację z siostrą Weroniką?

AK: To dobra relacja, ale czasem ona ma pretensje, jeśli chodzi o pieska. Ale jest dobrze.

MO: Powiedz mi, czy ty się czujesz inna?

AK: Wyróżniam się.

MO: Wyróżniasz się? Ale czy wyróżniasz się tak, że czujesz się inna, wyjątkowa, a może gorsza?

AK: Nie. Czasem mnie w gimnazjum nieładnie traktowali moi koledzy i koleżanki. Pewnie żałują. Teraz jest dobrze.

MO: Nie wszystko jest dobrze, bo ostatnio masz problem ze znalezieniem pracy, a na tym ci bardzo zależy. Opowiedz, jaka jest twoja sytuacja w tej chwili, taka życiowo-zawodowa.

AK: Chciałabym bardzo pracować, ale … zespół Downa. Ludzie boją się zatrudnić taką osobę jak ja. Ale udało się, pracowałam w barze mlecznym Promyk. Bardzo się cieszyłam z tej pracy, ale już tam nie pracuję.

MO: Dlaczego praca jest w tej chwili dla ciebie tak ważna? Masz 25 lat, skończyłaś szkołę cukierniczą, masz dyplom. Nieźle dawałaś sobie radę w szkołach. A teraz ‒ o co chodzi z tą robotą? Mogłabyś być w domu pod opieką mamy. I można tak żyć. Ale ty tak nie chcesz.

AK: Mama opiekuje się mną od dziecka. Miałam trudne wczesne dzieciństwo z powodu problemu z sercem. Przeszłam w Katowicach w klinice operację, która uratowała mi życie. No i żyję, i cieszę się, że jestem fajną dziewczyną.

MO: I taka fajna dziewczyna jak ty, z zespołem Downa, powinna pracować. Zwłaszcza, że masz za sobą te trzy miesiące pracy w barze mlecznym. Dobre to było doświadczenie? Fajnie tam było?

AK: Oczywiście. Fajnie. Dziewczyny były miłe.

MO: Czym się tam zajmowałaś?

AK: Zajmowałam się oczkowaniem ziemniaków, przygotowywaniem surówek, kompociki nalewałam. Przychodziłam do ludzi z posiłkiem. Z uśmiechem zawsze przychodziłam. Takie rzeczy robiłam.

MO: Czułaś się potrzebna?

AK: Tak. Oczywiście. I chcę się czuć potrzebna.

MO: To ważna dla ciebie sprawa: chcesz czuć się potrzebna, chcesz wykonywać swoje obowiązki. Niestety, jest trudna sytuacja, pandemiczna. Ale może jakaś praca się znajdzie. Jesteś optymistką?

AK: Oczywiście. Ja trzymam kciuki za to, by się udało. Chciałabym, by mnie ktoś zatrudnił.

MO: Jesteś aktorką, od tego zaczęłaś. A zatem można spodziewać się, że ta twoja przygoda w Starym Teatrze będzie nadal trwała.

AK: Tak.

MO: Jak to widzisz: czy coś nowego się szykuje, czy raczej będziesz dalej grała w Szewcach i Wrogu ludu?

AK: Na pewno w tych obu przedstawieniach.

MO: Czy ty masz z tego jakieś pieniądze?

AK: Oczywiście, mam. Mam na jakieś rzeczy, które mogę kupić.

MO: Lubisz czasem pójść do sklepu i coś sobie kupić za swoje pieniądze?

AK: Tak, oczywiście. Jakiś ciuch, buty, coś fajnego. Mam odłożone pieniążki na wyjazd na wycieczkę.

MO: Z tego, co wiem, sporo czytasz i masz swoje zainteresowania.

AK: Interesuję się piłką nożną ‒ ekstraklasa, pierwsza, druga liga.

MO: Oglądasz mecze?

AK: Oczywiście. W telewizji.

MO: Sama też byłaś sportowcem, prawda?

AK: Tak, grałam w bocce. Uczestniczyłam w olimpiadach specjalnych. Pan trener z wuefu z mojej starej szkoły zabierał mnie na różne zajęcia. Było pływanie, była lekkoatletyka, bocce. To było super.

MO: Sport dla was, dla ludzi z niepełnosprawnością, to jest coś cudownego, prawda?

AK: Oczywiście. Potwierdzam. Pozwala uwierzyć we własne siły, ale też poznać swoje słabości.

MO: Doskonale to powiedziałaś. Pływanie na przykład, prawda? To nie jest proste.

AK: Tak, tak. W sporcie jest tak, że trzeba zawsze uwierzyć w swoje siły, uwierzyć w to, że nie jest się słabym tylko, że jest dobrze, że ma się wsparcie. Zdobywałam medale, mam dwa pucharki i z tego się cieszę

MO: Bardzo ci gratuluję. A co czytasz i dlaczego tak lubisz czytać?

AK: Czytałam lektury, jakie miałam do szkoły zadane. Ten obcy na przykład czytałam. No i Harrego Pottera.

MO: Która postać z tej wielkiej sagi o czarodziejach najbardziej ci się podoba?

AK: Zdecydowanie Harry Potter.

MO: Chciałabyś mieć taką różdżkę jak on?

AK: No, może by mi się przydała.

MO: A gdybyś miała taką różdżkę jak Harry Porter, to co przede wszystkim chciałabyś zaczarować? Może coś zmienić? Czy zmieniłabyś siebie?

AK: No ja bym chciała, żeby ten covid zniknął.

MO: Czyli chciałabyś bardziej dla ludzkości coś zrobić, a nie dla siebie?

AK: Tak. I jeszcze chciałabym wesprzeć Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy, dlatego że rodzice wylicytowali serduszko dla mnie.

MO: Dużo już wiemy o tym, co się u ciebie dzieje teraz. Że grasz w teatrze, że masz za sobą te trzy miesiące pracy w barze mlecznym, że szukasz roboty. Spróbujmy, wobec tego, cofnąć się w czasie. Opowiedz o swoich pierwszych wspomnieniach z okresu dzieciństwa. I jak było, kiedy dowiedziałaś się, że jesteś troszkę inna od pozostałych dzieciaków z powodu Downa?

AK: Zespołu Downa!

MO: Tak, zespołu Downa. Przepraszam.

AK: To jest przykre i niemiłe, ponieważ ja byłam niestety dzieckiem, które było prawie jedną nogą w niebie.

MO: Z powodu serca.

AK: Tak. Miałam korekcję przedsionkowo-komorową z niedomykalnością zastawek. Skomplikowana i trudna operacja była konieczna. Operował mnie pan doktor Janusz Skalski. To było dla rodziców trudne, bo umarłam prawie. Zapytałam lekarza i potwierdził to, że prawie umarłam, ale mnie uratowali i z tego się cieszę.

MO: Ile miałaś wtedy lat?

AK: Miałam trzy miesiące.

MO: To jak ty to pamiętasz? Dziewczyno?!

AK: Pamiętam ze źródeł. Mama mi mówiła, że byłam blisko śmierci.

MO: No dobrze, to jest opowieść, którą masz od swoich rodziców. A teraz pierwsze twoje wspomnienie już jako Ani: co pamiętasz ze swego dzieciństwa?

AK: Pamiętam, jak chodziłam do przedszkola. Pamiętam szkołę podstawową w Krakowie. Wspominam też moją Pierwszą Komunię Świętą 23 maja 2004 roku. Ja to wspominam, bo to jest ważne dla mnie, bo przyjęłam pierwszy raz pana Jezusa.

MO: Jesteś osobą wierzącą?

AK: Tak, oczywiście.

MO: Spróbujmy zobaczyć to twoje dzieciństwo i młodość oczami dziewczynki z zespołem Downa. Kiedy to do ciebie to dotarło? Czy pamiętasz coś takiego, że się zastanawiałaś „kim ja jestem?” i „dlaczego nie jestem taka, jak inne dzieciaki?”.

AK: Na niektórych zdjęciach to widać. Płaska taka jestem. Bo osoby z zespołem Downa mają płaską twarz.

MO: Czy to dla ciebie był problem w relacjach z innymi dzieciakami?

AK: Nie.

MO: A inne dzieci: jak na ciebie reagowały? Jak na ciebie patrzyły?

AK: Bawiły się ze mną.

MO: Nie czułaś się odrzucona?

AK: Nie, ale w gimnazjum tak było z powodu mojej nadwagi.

MO: To bardziej miałaś poczucie, że patrzą na ciebie jak na grubasa, a nie człowieka z zespołem Downa?

AK: Czasem tak się zdarzało.

MO: Byłaś już bardziej świadomą dziewczyną i pewnie musiałaś sobie jakoś poukładać to, kim jesteś, prawda? Zaakceptowałaś siebie jaką jesteś?

AK: Niestety musiałam. Chociaż nie było to łatwo jak przyszła niedoczynność tarczycy i podwyższony cholesterol.

MO: Jak to się objawiło?

AK: No niestety, osoby z zespołem Downa mają taki problem, że mają niedoczynność tarczycy, chorą tarczycę. To zmienia wygląd, ale da się z tym żyć.

MO: Na pewno da się z tym żyć, ale pytanie, czy da się z tym żyć, że jesteś osobą inną. Ty się taka nie czujesz?

AK: Nie! Bardzo dobrze się czuję taka, jaka jestem, i cieszę z tego.

MO: Myślę, że to zawdzięczasz zarówno rodzicom, jak i tym ludziom wokół ciebie, którzy cię akceptują.

AK: Oczywiście. Przecież byli ze mną w szpitalu. Mama była przy mnie, mimo że byłam podpinana do respiratora i do rurek. Ale karmienie było. Była ze mną dwa tygodnie w szpitalu, ale miała dobre obiady. Babcia do mnie przychodziła, już świętej pamięci, niestety. Miała tyle lat, co pan. Ale przychodziła. Tatuś też był.

MO: Ty masz Aniu w sobie radość życia. Masz uśmiechniętą twarz, wspaniałe oczy, które się śmieją. Mówi się o tym, że osoby z zespołem Downa mają taką czystą, fajną radość w sobie. Opowiedz nam o ty co cię cieszy w życiu?

AK: Cieszy mnie to, że gram w Starym Teatrze, bardzo lubię, jak oklaski dostajemy, brawa. Oklaski na stojąco. I to mnie bardzo motywuje do lepszej gry.

MO: A masz tremę?

AK: Nie, nie mam. Zdarzyło się, że trochę mnie zjadła trema przed premierą, ale jak zobaczyłam tyle ludzi siedzących i patrzących na nas, to poczułam, że będę miała wsparcie. Przychodzili znajomi, czasem wychodzili do mnie, gratulowali mi fajnego występu i to było dla mnie fajne uczucie. No i poznałam aktorów z niektórych seriali na przykład. Poznałam Pana Radosława Krzyżowskiego z serialu Na dobre i na złe. I z Plebanii pana Bogdana Brzyskiego.

MO: Czułaś się szczęśliwa, kiedy widziałaś uśmiechniętych ludzi, którzy bili ci brawo. Kiedy jeszcze jesteś szczęśliwa, Aniu?

AK: Jak dostanę kwiatka z widowni, oczywiście.

MO: A kiedy jesteś szczęśliwa poza teatrem? Gdybyś mogła opowiedzieć o kilku takich sytuacjach, kiedy czujesz się naprawdę szczęśliwa.

AK: W barze, gdzie pracowałam, bywało cudownie. Czasem ktoś się na mnie popatrzył nie za bardzo, ale później się już przyzwyczaiłam. Panie mnie zmotywowały i było fajnie. Miałam taką panią starszą, która przychodziła. Zawsze się pytałam: „co pani będzie dobrego jadła?” I mówiłam: „smacznego życzę pani” i takie tam uprzejmości.

MO: Podobno ty już masz takie umiejętności, że dobrze mogłabyś sama coś ugotować. Czy to prawda?

AK: Oczywiście.

MO: No to dawaj. Co byś nam zafundowała dzisiaj?

AK: Zrobiłam ciasto gruszkowe.

MO: Dobrze wyszło?

AK: Oczywiście. Mamusia była zaskoczona. Bo przyszła akurat z pracy i zobaczyła upieczone. I robiłam z siostrą taki ryż z warzywami. Spaghetti też umiem sama ugotować. Makaron z warzywami duszonymi. I jak komuś to smakuje, to jestem szczęśliwa. Po prostu chcę się czuć potrzebna komuś.

MO: Pięknie powiedziane. Wspomnijmy jeszcze czas, kiedy już skończyłaś to gimnazjum. Co się wtedy z tobą działo?

AK: Zaczęłam tyć.

MO: Smutno było?

AK: Niestety tak. Ale trochę było z mojej winy, bo podjadałam słodkie rzeczy siostrze, ale później przestałam tak robić. I potem poszłam do specjalnej szkoły dla takich osób z niepełnosprawnością.

MO: Co tam w tej szkole działo się dobrego?

AK: Ja uczyłam się na cukiernika. Najpierw chodziłam na przysposobienia, a potem poszłam do szkoły zawodowej i uczyłam się zawodu cukiernika. Piekłam takie ciasta, które mamie przynosiłam, bo miałam zajęcia praktyczne i zwykłe lekcje. Mamie zawsze radość wnosiłam tym, że przynosiłam coś dobrego do kawki.

MO: No tak, w końcu to miłe, że potrafisz coś dobrego zrobić. A potem? Ile trwała ta szkoła zawodowa?

AK: Trzy lata.

MO: Miałaś jakieś przyjaciółki? Przyjaciół? Kogoś bliskiego?

AK: Kolegów ze szkoły i koleżanki. Tam chodziłam siedem lat. Cztery lata przysposobienia i trzy lata w szkole zawodowej.

MO: A jakie masz marzenia, Anno?

AK: Chciałabym polecieć na Maltę.

MO: To jest taka wyspa na Morzu Śródziemnym. Czemu tam?

AK: Bo chciałabym coś innego zobaczyć. Bo czasami z teatrem jeździliśmy. Niestety z powodu wirusa to się przerwało.

MO: Tak. Pandemia sprawiła, że już nie ma wyjazdów ze spektaklami.

AK: Niestety nie ma.

MO: Czyli pierwsze twoje marzenie, to wyjechać na Maltę i spędzić cudowne dwa tygodnie na plaży nad Morzem Śródziemnym.

AK: Z mamą oczywiście.

MO: Niech będzie z mamą. Co jeszcze? Co jeszcze chciałabyś osiągnąć w życiu?

AK: Chciałabym, żeby mnie ktoś zatrudnił do pracy. Chciałabym, żeby wszystko było dobrze, żeby nie było tej pandemii. Żeby się skończyła.

MO: Czy jako 25-letnia kobieta marzysz o miłości?

AK: Mam kolegę z klasy Irka, to też jest kolega z niepełnosprawnością. SMS-y pisze. Jak miałam imieniny to mi SMS-a napisał, zdjęcie tortu wysłał.

MO: Ale jak tak o nim mówisz, to pewnie coś w serduszku czujesz?

AK: Trochę tak.

MO: Proszę, to świetna historia. A chcę ci zadać trudne pytanie: czy ty masz żal o to, że masz zespół Downa?

AK: Nie. Niestety urodziłam się taka, a nie inna, ale potrafię się cieszyć z mojego życia.

MO: Jak ty to ładnie i mądrze powiedziałaś. Przecież jako osoba wierząca mogłabyś czasem skierować oczy ku niebu i zapytać Boga: „dlaczego jestem taka, a nie inna”?

AK: No… Czasami się zdarzyło, że Pan Jezus był przy mnie, bo czułam. Na przykład miałam stłuczkę w tramwaju albo mi samochód przejechał przy nogach, ale zawsze przy mnie był Pan Jezus. Nie mam żalu. Nie mam. Patrzę się w domu na obrazek komunijny i zawsze wiem, że jest przy mnie Pan Jezus.

MO: Ale Ty bardzo wiele zawdzięczasz samej sobie, tak myślę.

AK: Tak. Bo jestem mądrą osobą. Taką, która jest zawsze optymistką. I cieszę się z tego, jaka jestem.

MO: I za to ci dziękuję Aniu. Po raz pierwszy miałem okazję długo porozmawiać z osobą z zespołem Downa i powiem ci, że jestem pod wrażeniem. Uważam, że jesteś bardzo fajną, młodą osobą, i mam nadzieję, że jeszcze wiele dobrego cię w życiu spotka.

AK: Oczywiście. Daję sobie radę. Muszę sobie poradzić z tym, jaka jestem. Niestety nie każdy powie coś miłego. Kiedyś usłyszałam, że mój piesek szczeka. I ta pani na mnie patrzyła niemiło.

MO: I to cię zabolało?

AK: Trochę tak. Ale było w porządku później. Troszkę mi łezka spłynęła, ale wszystko dobrze było. Skończyło się dobrze.

MO: To na koniec mam prośbę. Czytają tę naszą rozmowę osoby z różną niepełnosprawnością. Jest ich bardzo wiele. Co byś im powiedziała? Ty: Ania Komorek.

AK: Powiedziałabym, że to, że ktoś jest niepełnosprawny, nie znaczy, że czuje się słaby i źle oceniany przez innych ludzi. To, że ktoś jest na wózku czy ma zespół Downa, czy ma jakieś inne schorzenie, to przecież każdy jest inny i każdy ma prawo do życia. I potrafi z życia korzystać.

MO: Ty potrafisz. Prawda, potrafisz korzystać z życia?

AK: Oczywiście, potrafię korzystać z życia!

MO: Zgadzam się w pełni. Wszystkiego dobrego, Aniu.

AK: Dziękuję i życzę wszystkim tego samego ‒ aby korzystać z życia, cieszyć się zdrowiem, takim jakie się ma, i po prostu nie bać się swojej niepełnosprawności.

PS.Obecnie Ania znalazła pracę.

Znajdź nas na
Znajdź nas na
Znajdź nas na