Jestem sumą własnych wyborów
Autor: Bianca-Beata Kotoro
Rozmawia: Bianca-Beata Kotoro
Dziennikarka radiowa i telewizyjna oraz prezenterka telewizyjna. Związana z Radiem Zet, gdzie prowadzi audycję To właśnie weekend oraz jest gospodynią programu Zet jak związki.
Współpracowała z TV Puls, TVP i TVN Style oraz z TVN24, w których prowadziła: serwisy informacyjne, „Magazyn 24 godziny”, „Fakty po Faktach” i „Fakty po Południu”, zaś z Piotrem Marciniakiem prowadziła weekendowe wydania „Faktów” w TVN. Przez cztery lata była gospodynią głównego wydania „Wiadomości” TVP1. W marcu tego roku została prowadzącą programu „Onet Rano”.
Pracuje m.in. ze studentami, przyszłymi dziennikarzami. Jest wykładowcą w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego. W roku 2009 zajęła trzecie miejsce w plebiscycie Mistrz Mowy Polskiej. W 2010 roku w tym samym plebiscycie otrzymała tytuł Mistrza Mowy Polskiej. W roku 2013 została uznana za „najlepiej ubraną kobietę mediów”. Zaś w 2018 roku otrzymała statuetkę Osobowość Roku oraz wygrała plebiscyt magazynu „Party” za „debiut roku”. Napisała cztery książki: Pokolenie 89, czyli dzieci PRL-u w Wolnej Polsce (2009), Kto pyta, nie błądzi. Rozmowy wielkich i niewielkich (2010), Niedziela bez Teleranka (2011) i Czego oczy nie widzą. Opowieści z życia (poza)telewizyjnego (2016). Ta niesamowicie pogodna, piękna i energetyczna osoba to Beata Tadla. Ma dystans do siebie i olbrzymią otwartość na świat oraz ludzi.
———-
Bianca-Beata Kotoro: Beato, słyszysz słowo TABU i?
Beata Tadla: I daję znak równości ze słowem dojrzałość. A wtedy tabu znika, nie ma go.
B-BK: To znaczy?
BT: Dojrzałość oznacza wiedzę na temat życia. Gdy jest się niedojrzałym, to wszystkie takie obszary zawstydzające nas pochłaniają.
B-BK: Czy to według ciebie ma związek z wychowaniem?
BT: W bardzo dużej mierze z wychowaniem, i to z wychowaniem w wierze katolickiej. Niestety ona robi pod wieloma względami bardzo dużą krzywdę ludziom, którzy wkraczają w dorosłość, a nie posiądą jeszcze świadomości życiowej. Wtedy chcą czy nie, to żyją wedle narzuconych stereotypów.
B-BK: Pierwszy taki stereotyp, tabu, jakie przychodzi ci do głowy i dotyczyło też ciebie?
BT: Kiedyś dla mnie tabu była sprawa seksu, bez dwóch zdań. Jestem przekonana, że był to wynik tego, że w dzieciństwie moi rodzice, którzy byli cudowni, nieświadomie wpajali mi pewne rzeczy, zdani byli na intuicję, bo nikt ich nie uświadamiał, nikt z nimi nie rozmawiał. Sprawy seksu z powodu religii były uznawane za coś, o czym nie należy rozmawiać publicznie, ani między sobą, ani na poziomie mąż ‒ żona czy dziecko ‒ rodzic.
B-BK: A dziś?
BT: Dzisiaj to jest tak, jakbym nagle przestała rozmawiać o jedzeniu, a wiec to temat życiowy, normalny i istniejący.
B-BK: A czy pamiętasz ten moment zmiany i dania sobie przyzwolenia na rozmawianie o tym, zgłębianie tego tematu?
BT: Nie pamiętam, czy był jeden taki moment, czy ja do tego dojrzewałam…? Jako matka pomyślałam sobie, że czasy się zmieniły i nie chciałabym, żeby mój syn rósł w przekonaniu, że to coś złego, wstydliwego, o czym się nie mówi. Gdy był przedszkolakiem i byliśmy w aptece, a on zapytał „co to jest” ‒ wskazując na stojak z prezerwatywami i żelami intymnymi ‒ odpowiedziałam mu. Oczywiście na tyle prosto, na ile mogłam i na ile on mógł wtedy zrozumieć. Chyba trafnie, bo kolejnych pytań nie było. Ciekawość została zaspokojona. Z wiekiem zadawał coraz więcej pytań i zawsze uzyskiwał odpowiedź. Myślę, że ważne jest, iż w domu nikt nie kazał mu zasłaniać oczu, kiedy w telewizji pojawiały się sceny intymne, kiedy ludzie się całowali i przytulali.
B-BK: Z jakim przekazem na dorosłość pozostawiłaś Janka, swojego syna?
BT: Że intymność jest wspaniała z odpowiednią osobą, że kobieta potrzebuje czułości i chce okazywać tę czułość mężczyźnie. Z tym, że możemy swobodnie rozmawiać na te tematy.
B-BK: I pyta?
BT: Jasne. Dopytuje na przykład o lata osiemdziesiąte, w których panoszył się wirus HIV. Oglądał ostatnio dokument i chciał o tym wszystkim rozmawiać, o tej rewolucji seksualnej, która wtedy nastąpiła i pewnie nie jest powszechna, ale w głowach wielu świadomych ludzi po prostu istnieje.
B-BK: To znaczy, że ty rozmawiałaś z Jankiem zawsze i o wszystkim, nauczyłaś go mówienia, słuchania, pytania…
BT: Tak, to mi się udało (śmiech). Mówiąc bardzo poważnie, bardzo ważne jest, aby nasze dzieci wiedziały, że są osoby, które nie mają w sobie wykształconych potrzeb rozmawiania na taki czy inny temat, a wtedy muszą się nauczyć szukać dalej kogoś, kto będzie mógł i chciał swobodnie mówić.
B-BK: A okazywanie sobie uczuć w miejscach publicznych?
BT: Obecnie w publicznym dyskursie dużo jest na temat epatowania uczuciami, szczególnie przez środowiska LGBT… i słyszę głosy: dlaczego oni chcą się tak publicznie całować, przytulać? I myślę sobie, ale przecież ja też chcę się publicznie całować czy przytulać do mojego mężczyzny, dać buziaka w czoło mojemu synowi. Więc dlaczego odbiera się to samo prawo komuś innemu? Po prostu tego nie rozumiem! Nasz heteroseksualny pocałunek, przytulenie, chodzenie za rękę nikogo nie gorszy, ale nagle gorszy, jeśli chcą to robić pary jednopłciowe. To jest poza sferą mojego pojmowania. Gdzie ta tolerancja? Gdzie poszanowanie bliźniego? Jakaś refleksja?
B-BK: Beato, to nie usprawiedliwia nikogo, ale może to jest tak, że pewne grupy ludzi boją się tego co nieznane, inne? Co mogłoby im ułatwić jakoś ten strach przezwyciężyć? Masz jakiś pomysł?
BT: Zatrzymanie się. Refleksja. Ale pewnie jest to kwestia składowa wielu rzeczy. Według mnie to, jakie ma się cechy w sobie, to kwestia naszej osobowości, spotkanych ludzi oraz przeczytanych książek. A co najważniejsze jakości tych książek… przecież nie rodzimy się z kulturowym bagażem. Musimy go sobie stworzyć i wypełnić. Jeżeli mądry człowiek, którego uznaję za autorytet, mówi mi jasno, że to jest dobre, to dlaczego nie mam tego spróbować. Próbuję i jest mi z tym dobrze, a nawet świetnie, wtedy automatycznie wychodzę z tych tzw. ograniczeń społecznych. Jako przedstawicielka innej generacji w stosunku do pokolenia moich rodziców czuję, że mam tę moc. Niestety pokolenie moich rodziców idzie przez życie z takimi strasznymi deficytami i ograniczeniami, więc ja daję sobie prawo, żeby ich również edukować w tych i innych dziedzinach. Pokazywać, dyskutować. Po prostu być w dialogu.
B-BK: Przyjmują ten rodzaj edukacji?
BT: Dam przykład ‒ rozmawiam z nimi o tym, że jako nastolatka zamykałam oczy na filmach podczas romantycznych scen, ponieważ panowała taka atmosfera. Mówię to teraz, kiedy jestem dorosła i mam dorosłego syna. Moja mama przejęta reaguje: „ojej, naprawdę? tak się czułaś? Byłam taka zła?”. Mówię jej, że nie. I w to wierzę, bo byli cudowni. Oni po prostu nie mieli w sobie tej determinacji, żeby wychodzić poza schematy. A moje pokolenie je ma i jest bardziej otwarte na świat. My wyjeżdżamy, mamy międzynarodowych znajomych, wiemy, co się dzieje i gdzie, jak można żyć inaczej. Mamy potrzebę i możliwość czytania książek, zdobycia takiej wiedzy, aby nie dać się zatrzymać w tej czarnej dziurze, w którą wtłoczył nas dawny system edukacji. Kolorowy świat spodobał się nam bardziej, a nie taki świat w ograniczeniach przekazywanych z pokolenia na pokolenie.
B-BK: A więc mamy prawo do edukacji starszych pokoleń…
BT: Zdecydowanie tak. To dla nich powstały UTW. Oni też są otwarci. OK, może troszeczkę fizycznie mniej sprawni, ale głowy mają wciąż otwarte. Dla mnie przeciwwagą hasła „starych drzew się nie przesadza” jest hasło „wiek to stan umysłu”!
B-BK: A skoro jesteśmy przy wieku… to czy w XXI wieku w mediach jest jakieś tabu zdrowotne?
BT: Jak dobrze wiesz, szeroko rozumiane media to takie miejsca, którego odbiorcami są bardzo różni ludzie, o różnych typach wrażliwości i różnych potrzebach. Myślę, że rozmowy na konkretne tematy sprowadzają się do pewnych grup i są do nich skierowane. Bo wtedy wszyscy odbiorcy są zainteresowani tym tematem, wszyscy coś wiedzą i wszyscy są otwarci. Mam przyjaciółkę, która choruje na chorobę autoimmunologiczną, i ona ma taką grupę w mediach społecznościowych. Tam wszyscy wiedzą, o co chodzi, i wszyscy rozmawiają, bo są zainteresowani, co oczywiście sprowadza się, nie chcę brzydko powiedzieć, „do getta”.
B-BK: Ale czy to nie powoduje, że reszta społeczeństwa nigdy się o pewnych rzeczach nie dowie?
BT: I nie będzie świadoma, że takie rzeczy istnieją. Tak. Ale myślę, że może nie wszystkie rzeczy, tematy muszą byś głośno wykrzyczane. Raczej nie jest dobrą drogą, żeby na siłę czymś epatować, mając świadomość, że po drugiej stronie jest ktoś, kto nie ma ochoty i potrzeby słuchania. Gdy byłam młodsza, to się denerwowałam, że ktoś może mnie nie lubić, że komuś mogę się nie podobać ‒ natomiast wraz z wiekiem i dojrzałością wiem, iż ja też nie wszystkich lubię i nie wszyscy mi się podobają. W związku z czym nie mam już takiej potrzeby absolutnej akceptacji przez wszystkich dookoła.
B-BK: Masz myśli sentencje, które przyświecają ci w życiu?
BT: Mam kilka takich myśli. Jedna, że jestem sumą własnych wyborów. Nie jestem kompletnie roszczeniowa wobec otoczenia, innych ludzi, rządu czy decydentów ‒ to jest poza mną. Gdybym miała narzekać na życie, to tak jakbym miała narzekać na siebie, bo to ja, moje życie. To ja sobie je organizuję i układam. Kolejna ważna myśl, zgodnie z Diane Ackreman: „Nie chcę pod koniec życia stwierdzić, że przeżyłam tylko jego długość. Chcę przeżyć też pełną jego szerokość”.
B-BK: Jak to interpretujesz?
BT: Że po drodze mogę nie zauważać tego, co jest, zmieniających się pór roku, zmieniającego się świata i tego, jaki jest on śliczny, piękny i uroczy. A na tym świecie są ludzie, których warto spotkać, warto coś sobie od nich wziąć. To jest ta moja szerokość życia. To moje czerpanie i osadzenie się w „tu i teraz”. Myślę, że pandemia nam wszystkim pokazała, że nie warto się zastanawiać, co będzie kiedyś, ale, co będzie za chwilę. Więc moje myśli nie wybiegają dalej niż do popojutrza (śmiech). Nie jestem osobą, która robi potężne plany i się ich kurczowo trzyma, a potem, jak się coś nie uda, to jest zawiedziona. Nie, ja nie lubię być zawiedziona. Jakiś czas temu porzuciłam chęć posiadania, gromadzenia dóbr, tworzenia z rzeczy materialnych bożków. Na szczęście to jest już dawno poza mną. Obecnie kolekcjonuję wspomnienia, smaki, zapachy, ludzi i spotkania z nimi, widoki, talenty… i sentencje (śmiech)!
B-BK: To poproszę kolejną.
BT: „Ukradłam” ją Mai Angelou ‒ „Życia nie mierzy się liczbą oddechów, ale liczbą chwil, które zapierają dech w piersi”. I jeszcze to „Ludzie nie będą pamiętali, co powiedziałeś czy co osiągnąłeś, ale zawsze będą pamiętać, co czuli dzięki tobie”.
B-BK: Co chciałabyś, żeby ludzie czuli dzięki tobie?
BT: Bardzo dużo dobrej energii! To, co dajemy innym, sami też byśmy chcieli otrzymać. Jest w tym taki zdrowy egoizm, ale on jest w porządku. Nie mogę mówić, że chcę mieć to czy tamto, a sama jednocześnie innym tego nie dawać. Taka spójność człowieka ‒ jego myśli, gestu, słowa ‒ to wszystko jest całością tworzącą człowieka, i bardzo chciałabym, żeby inni o tym pamiętali. Zawsze lubiłam się śmiać i bardzo pielęgnuję w sobie moje wewnętrzne dziecko, które zachwyca się światem z szeroko otwartymi oczami.
B-BK: Jak to zrobić, gdy lęki i lenistwo nas dopada?
BT: Wykrzesać to z siebie, koniecznie! Należy stanąć rano przed lustrem i uśmiechnąć się do siebie. To nie jest zawsze łatwe. Oczywiście, iż czasem dopadają nas takie stany, w których bardzo ciężko pomyśleć, że jutro będzie lepiej i to wszystko jest takie banalne. Ale zróbmy to!
B-BK: Czego życzysz ludziom?
BT: Aby byli zwykli, a czasem w tej swojej zwykłości ‒ zupełnie niesamowici! Trzeba poukładać życie z samym sobą, lubić siebie, podobać się sobie i dobrze się czuć we własnym towarzystwie, bo głęboko wierzę, że jak ludzie są dobrzy dla siebie ‒ to są też dobrzy dla innych. Taka prosta zasada zależności.