Autor: Agnieszka Łodzińska
Chciałam zacząć od początku, ale zacznę od końca. 10 maja 2018 roku złożyłyśmy z siostrą w Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym podanie o przyjęcie tam naszego taty (oraz wszystkie niezbędne do tego dokumenty). Nie jest to dla nas łatwy dzień, wszak to podanie
nie jest podaniem o przyjęcie do przedszkola czy żłobka nawet. To trudna decyzja, bo my, tak jak każdy prawie człowiek, jeszcze nie tak dawno myślałyśmy i powtarzałyśmy sobie oraz wszystkim dookoła, że absolutnie, nie ma takiej możliwości, żebyśmy
własnego ojca gdziekolwiek oddawały, i zrobimy wszystko, żeby zapewnić mu właściwą opiekę domową.
A co się tak naprawdę wydarzyło, że nasz tata, jeszcze siedem lat temu przejeżdżający w sezonie na rowerze ponad 2000 kilometrów; jeszcze trzy lata temu całkowicie samodzielny, sprawny, chodzący do filharmonii, podróżujący z bratem koleją z kilkoma przesiadkami
w odwiedziny do dalszej rodziny, co tydzień jeżdżący do starszej córki na przedmieścia Warszawy dwoma autobusami, dziś jest zupełnie niesamodzielny, niesprawny i gdyby nie wysiłki opiekunów, cały dzień spędzałby w łóżku, leżąc, a tak jedną trzecią
doby siedzi przy stole, stopniowo, systematycznie z dnia na dzień tracąc kontakt z rzeczywistością i własnym rozumem.
Czego nie wiedziałyśmy, na co nie zwróciłyśmy uwagi, co zlekceważyłyśmy, a co odpuściłyśmy, mówiąc sobie: „Przecież jest dorosłym myślącym człowiekiem z wyższym wykształceniem. Ma prawo decydować o sobie”. A nie powinnyśmy były. Trzeba było nie ustępować.
Trzeba było wymusić na tacie wizyty u lekarzy. Ale to trochę jak z tym jajkiem i kurą u Brzechwy: „Prosi, błaga, namawia: Bądź głupsze, lecz co można poradzić, kiedy się ktoś uprze”. On zawsze wiedział lepiej, a poza tym podczas wizyt u lekarza nie
umiał bądź nie chciał powiedzieć, co go boli. W domu narzekał na bolący kręgosłup, a w gabinecie na pytanie: Jak pan się czuje, co pana boli? – odpowiadał – „Nic mnie nie boli, ja jestem całkiem zdrowy, właściwie nie wiem, co ja tu robię”. I to właśnie
powinien być pierwszy dzwonek, a właściwie jeden z pierwszych, bo towarzyszyły mu, np. niegrzeczne, aroganckie, a czasami agresywne zachowania w stosunku do obcych ludzi na ulicy. No, ale ci ludzie tatę czymś zdenerwowali, bo albo zaparkowali samochód
na pół chodnika, albo puszczali w Lasku Bielańskim psa luzem bez kagańca i ten pies łapał rowerzystów za łydki; jednak ci bogu ducha winni uprzejmi pasażerowie komunikacji miejskiej, którzy staruszkowi z laską ustępowali miejsca, nie zasłużyli na
paternoster, prawda? Więc to chyba nie jest przywilej starości, że się traci dystans do całego świata i wszystko przystaje nam się podobać, wszyscy są głupi etc.
Zatem te pierwsze sygnały alarmowe zostały przez nas całkowicie zlekceważone. Tłumaczyłyśmy tatę, mówiąc, że zawsze miał trudny charakter, był apodyktyczny i uparty, a żartował często na granicy dobrego wychowania i kultury. A właściwie pierwszym, najważniejszym
sygnałem alarmowym powinna być świadomość, że nasza babcia – mama naszego taty – miała demencję, czy też może alzheimera – działo się to 30 lat temu; a była wtedy tylko trochę młodsza od naszego taty dzisiaj. A myśmy się nie dokształciły, jak przebiega
ta choroba, natomiast lekarz, tzw. rodzinny w przychodni nie robi z pacjentem wywiadu nomen omen rodzinnego. Gdyby robił, wiedziałby o potencjalnych rodzinnych skłonnościach i być może zlecił jakieś badania. Choć myślę, że te wywiady nie są dziś jeszcze
miarodajne, bowiem od 1990 roku średnia życia kobiet w Polsce wzrosła o blisko siedem, a mężczyzn o prawie osiem lat, a i tak jest jedną z niższych w Europie, i wynosi odpowiednio: 73,9 roku dla mężczyzn i 81,9 dla kobiet. Wynika z tego, że kilkadziesiąt
lat temu nasi przodkowie nie mieli szans dożyć chorób związanych ze starością, bo umierali wcześniej na coś innego. Zresztą to samo spotkałoby naszego tatę – sześć lat temu umarłby na zawał, gdyby nie dał się przekonać i nie poszedł (w ostatniej chwili)
do lekarza (a może po prostu się przestraszył?).
Zapominanie słów. Gubienie rzeczy, kłopot z orientacją w terenie. Wydawałoby się, że to banał, przecież wszyscy zapominamy, wiemy dokładnie, co chcemy powiedzieć, mamy słowo na końcu języka, a kiedy chcemy go użyć, chowa się gdzieś w czeluściach mózgu,
by wypłynąć po półgodzinie, jak już nie jest nam do niczego potrzebne, bo daliśmy sobie radę inaczej. Więc, kiedy starszy pan tłumaczy, o które zielone warzywo na B mu chodzi, śmiejemy się z jego rozkojarzenia, zamiast się zaniepokoić. Albo kiedy
mówi, że kupił sobie nowe witaminy, ale chyba ich nie zabrał z apteki, bo nie może ich znaleźć, a ty podczas wizyty odkrywasz, że są w szufladzie ze skarpetkami. „Ha, ha, ha – śmiałam się – a okulary w lodówce? Co, tatusiu?” A kiedy wracaliśmy autobusem
skądś tam, ale siedzieliśmy tyłem do kierunku jazdy, a tata zdziwieniem zareagował na moje stwierdzenie: „Teraz wysiadamy”. Czyli patrząc na znaną okolicę z innej perspektywy, nie rozpoznał jej. Skoro utkwiło mi to w pamięci, musiało mnie wtedy zaniepokoić,
dlaczego zatem nie namówiłam taty na badania?
Zawał serca, choroba wieńcowa – zawał w mózgu?
Jesteśmy całością. Nie składamy się osobno z serca, mózgu, oczu, kości. Jeśli coś psuje się w jednym obszarze naszego organizmu, należy się spodziewać, że podobne zmiany zachodzą w innym. Kiedy w czerwcu 2012 roku mojemu osiemdziesięciodwuletniemu wówczas
tacie zatkała się tętnica prowadząca do serca i miał ją udrożnianą stentem, można było się spodziewać, że podobnie niedrożne są ważne naczynka w mózgu, co prowadzi do jego obumierania kawałek po kawałku. Jednak nikt nie wpadł na zrobienie TK głowy,
nikt nie zasugerował, że takie zmiany zachodzą w mózgu. Może nikt nie wiedział? Może zapomniał? Nie podejrzewał. Szkoda. Bo tata najbardziej bał się otępienia właśnie; zawał serca był dla niego całkowitym zaskoczeniem, ponieważ nikt w jego rodzinie
na serce nie chorował, a i ta przypadłość u niego, właściwie nie wiadomo skąd się wzięła – od zawsze niskie ciśnienie, prawidłowa masa ciała, a nawet, można by powiedzieć, że szczupły, poziom cholesterolu poprawny, aktywny fizycznie i intelektualnie.
Gdyby wtedy, te sześć lat temu, ktoś pokazał mu, jak umiera jego mózg, być może zmobilizowałby się i zgodził na terapię zajęciową, na uniwersytet trzeciego wieku, na rehabilitację i odbudowywanie mięśni, także głębokich, żeby zatrzymać pogłębiającą
się skoliozę. A tak, miesiąc po miesiącu rezygnował z ulubionych czynności – jazdy na rowerze, spacerów, wyjść do filharmonii. Bo nasilały się problemy z trzymaniem moczu, bo miał coraz większe kłopoty z chodzeniem.
Aż nadszedł listopad 2015 roku. Tata był właśnie kilka dni po wizycie u swojej starszej córki, mojej siostry Hani, w Sadowej pod Warszawą. Wpadłam do niego na chwilę porozmawiać i już wychodziłam, już trzymałam za klamkę, kiedy usłyszałam za plecami,
jak się mnie pyta: „A żona tego Adamskiego z Sadowej, to ona ma jakieś związki z Zawierciem?”. Zamarłam. Nasza nie żyjąca od 30 lat mama pochodziła z tego miasta, a Hania teraz jest do niej bardzo podobna. Zrobiłam w tył zwrot, rozebrałam się i wróciłam
z tatą do pokoju. I ten listopad 2015 roku, kiedy objawy demencji były tak wyraźne, że trudno je było pomylić z czymś innym, zamaskować czy obśmiać, stał się początkiem odchodzenia naszego taty. Choroba postępowała na wielu płaszczyznach bardzo szybko
– degradacja fizyczna i umysłowa – której na tym etapie nie mogły już spowolnić żadne działania i leki. Pozostało łagodzenie objawów choroby. I zderzenie z systemem – ale to temat na inną opowieść, a może nawet kilka opowieści.
„Zespół otępienny to zespół objawów wywołany chorobą mózgu, zwykle przewlekłą lub o postępującym przebiegu, charakteryzujący się klinicznie licznymi zaburzeniami wyższych funkcji korowych, takich jak pamięć, myślenie, orientacja, rozumienie, liczenie,
zdolność do uczenia się, język i ocena. Ponadto zaburzeniom funkcji poznawczych często towarzyszą, lub nawet je poprzedzają zaburzenia emocjonalne, zaburzenia zachowania i motywacji. Takiemu obrazowi mogą nie towarzyszyć zaburzenia świadomości”. Dementia
– a public health priority. Genewa: World Health Organization, 2012. ISBN 978-92-4-156445-8
Według DSM-IV „Otępienie jest zespołem objawów zaburzeń procesów poznawczych obejmujących – oprócz zaburzeń pamięci – deficyty co najmniej dwóch z następujących funkcji poznawczych: mowy (afazja), celowej złożonej aktywności ruchowej (apraksja), zdolności
rozpoznawania i identyfikowania przedmiotów (agnozja) oraz zaburzeń planowania, inicjowania, kontroli i korygowania przebiegu złożonych zachowań (zaburzenia funkcji wykonawczych). Deficyty poznawcze powinny być na tyle głębokie, by zaburzały aktywność
zawodową, funkcjonowanie społeczne oraz wykonywanie codziennych czynności”.
Choroba Alzheimera (łac. morbus Alzheimer), AD (od ang. Alzheimer’s disease) – najczęstsza postać otępienia, nieuleczalna i postępująca choroba neurodegeneracyjna, prowadząca do śmierci pacjenta. Opisał ją po raz pierwszy niemiecki neuropatolog Alois
Alzheimer w 1906 roku. Najczęściej spotyka się ją u osób po 65. roku życia, lecz pojawia się również wcześniej. Przewiduje się, że w 2050 dotknie ona jedną na 85 osób. We wczesnych stadiach najczęstszym objawem jest trudność w przypominaniu sobie
niedawnych zdarzeń.