Jolanta Matalewska jest prezesem Polskiego Towarzystwa Stomijnego POL-ILKO w Szczecinie. Ze stomią funkcjonuje od 25 lat. Po operacji wyłonienia stomii w jej życiu otworzył się nowy rozdział. Jako wolontariuszka dostrzega potrzebę jednoczenia się stomików, gdyż jak podkreśla w jedności tkwi siła.
Stomię wyłoniono mi, gdy miałam 32 lata. Wcześniej przeszłam raka szyjki macicy. Naświetlanie, długotrwałe leczenie doprowadziły do sytuacji, w której stomia stała się jedynym wyjściem, abym przeżyła. Na początku miała być wyłoniona czasowo, jednak sytuacja była na tyle poważna, że w konsekwencji wyłoniono mi ją na stałe. Wtedy czas jakby zatrzymał się w miejscu i ja sama zatrzymałam się w biegu. Poszłam na zwolnienie w pracy, następnie przeszłam na rentę. Zalecana radioterapia raka szyjki macicy sprawiła, że nie mogłam nawet myśleć o drugim dziecku, iść na studia. Dziś widzę, że 25 lat temu zaczął się realizować inny etap w moim życiu.
W 1995 roku trafiłam do szpitala z niedrożnością. Profesor prowadzący historię mojej choroby zapytał mnie, czy wiem o istnieniu stowarzyszenia, które zrzesza stomików. Udałam się na jedno spotkanie i tak zostałam do dziś. Poznałam ludzi z podobnymi problemami. Wymienialiśmy się doświadczeniami, spostrzeżeniami, pomagaliśmy sobie nawzajem. Bardzo ważne, aby stomicy jednoczyli się. Przecież w jedności tkwi siła. Już jako prezes stowarzyszenia organizowałam turnusy rehabilitacyjne dedykowane dla stomikom. Ludzie wracali z nich podreperowani psychicznie. Potrafili trzeźwo i obiektywnie spojrzeć na zastaną sytuację, odnaleźć się w niej. Aż miło było patrzeć jak wracają do równowagi psychicznej i cieszą się życiem.
Nie wszyscy z rodziny dowiedzieli się od razu. Najbliżsi przyjęli tę wiadomość ze spokojem. Oczywiście na początku byli zszokowani, ale nie odczułam, że oddalamy się od siebie z powodu stomii. Mama, mąż, 7-letnia córka i przyjaciółka stanęli na wysokości zadania. Na pewno w procesie akceptacji stomii pomógł mi i moim bliskim fakt, że pracowałam w służbie zdrowia. Jak człowiek zachoruje, to jest w stanie zdusić w sobie jakoś ten ból. Najbardziej cierpi na tym psychika członków rodziny, ich bezsilność.
Trafiliśmy z mężem na dobrego lekarza, który zaprosił nas na rozmowę o życiu intymnym po operacji wyłonienia stomii. Mój mąż, nigdy w sytuacji intymnej nie uraził mnie i nie powiedział nic, co by mnie speszyło. Nigdy też nie dał mi odczuć, że moja stomia stanowi przeszkodę.
Nie wstydzę się rozmawiać o stomii. Chętnie spotykam się z ludźmi, którzy chcą dowiedzieć się czegoś więcej. Wyłania się przecież różne rodzaje stomii. Dlatego tak ważne jest, aby wolontariuszem był stomik. Gdy zaczynałam pracować jako wolontariuszka, pomagałam kobiecie, która przeszła operację wyłonienia stomii. Nie mogłam nawiązać z nią kontaktu, do chwili, gdy nie powiedziałam, że jestem stomikiem. Potwierdzenie jej nieśmiałych przypuszczeń pozwoliło mi na nawiązanie z nią rozmowy. Przykład tej kobiety utwierdza mnie w przekonaniu, że jedynie stomik jest w stanie pomóc w procesie akceptacji drugiemu stomikowi.
Nie spotkałam się nigdy z dyskryminacją z powodu obecności stomii. Po operacji udzielałam dzieciom korepetycji. Ani moi uczniowie, ani ich rodzice nigdy nie mówili o jakiś nieprawidłowościach, odczuwalnym brzydkim zapachu. Często ludzie nie zdają sobie sprawy, że obok nich siedzi stomik. Wykluczenie stomików wynika z niewiedzy społeczeństwa. Obecnie stomia jest tematem tabu. Natomiast od dziecka społeczeństwu powinno przekazywać się podstawową wiedzę o zagadnieniach, z którymi mogą zetknąć się w przyszłości. Moje wnuki od dziecka uczę, czym jest stomia. Tłumaczę im także, że nie istnieje słowo „śmierdzi”, może jedynie brzydko pachnieć.
Brakowało takiej inicjatywy, która sprawi, że ludzie otworzą swoje umysły. Stomię wyłania się coraz częściej, nawet u młodych ludzi, niekoniecznie w wyniku raka układu pokarmowego. Być może kampania sprowokuje sytuacje i pole do dyskusji nad kwestią wpuszczania wolontariuszy stomików do szpitali, w celu rozmowy z pacjentami, możliwości uświadomienia ich o konsekwencjach, jakie wiążą się z operacją. Dziś lekarze niechętnie widzą nas na salach. Sami pacjenci są odsyłani do pielęgniarek stomijnych po dodatkowe informacje. Jeśli pielęgniarka stomijna poinformuje pacjenta o istnieniu stowarzyszeń, samych poradni to uznaję to za duży sukces.