Mar 202119
Im dłużej żyję, im więcej jest w moim doświadczeniu zawodowym pracy z ludźmi, przegadanych godzin w gabinecie, wysłuchanych historii, opowieści o przejmujących ludzkich losach, tym bardziej rozumiem znane mi od dziecka słowa: „anioły są wśród nas”. I choć nie jest mi daleko do religijnego spojrzenia na to powiedzenie, podejmuję ten temat w wymiarze psychologicznym i bardzo ludzkim.
Moją intencją jest zwrócenie uwagi, a może nawet uświadomienie Państwu, jaką moc mają dobre relacje, rozmowa czy po prostu wypowiadane, życzliwe słowa. A także pokazanie, jak wiele możemy wnieść w czyjeś życie swoją obecnością, rozmową, zrozumieniem, dobrym, wspierającym słowem i jak wiele może znaczyć dla nas czyjaś obecność, możliwość podzielenia się troskami, prawdziwa empatia. Czasem wręcz można odnieść wrażenie, że ma to magiczną moc, że uzdrawia, leczy, dodaje wiatru w żagle, a nawet uskrzydla. Szczególnie wówczas, gdy mierzymy się z życiowymi zawirowaniami, turbulencjami, kiedy mamy wrażenie, „że na bezludnej wyspie problemów”, mówiąc słowami jednego z moich wierszy, towarzyszą nam jedynie nasze myśli.
Zdarza się, że znajdujemy się w sytuacji, w której mamy wszystkiego dość, życie wydaje się nam bez sensu, a do tego czujemy się totalnie osamotnieni. Towarzyszą nam wówczas bardzo trudne emocje, począwszy od smutku przez lęk aż do złości. Jeśli jeszcze dołożymy do tego mechanizm równi pochyłej, tendencję do koncentrowania się na tym, co negatywne, to trudno o radość, konstruktywne rozwiązywanie problemów czy też wzmacnianie swoich sił do radzenia sobie z określonymi trudnościami.
Czasami mielibyśmy wręcz ochotę zapaść się pod ziemię albo zupełnie poddać, wycofać, szczególnie kiedy negatywne myśli podpowiadają nam, że nie poradzimy sobie, że będzie jeszcze gorzej. Nie bez znaczenia w tej sytuacji jest nasz krytyk wewnętrzny, który na ogół uaktywnia się po to, aby wskazać nam nasze deficyty, podważyć naszą wiarę we własne możliwości. I do tego jeszcze ten monolog i hasła typu: „jesteś kiepski”, „nic nie osiągnąłeś”, „znów przegrałaś”, „do niczego się nie nadajesz”, „znów ci nie wyszło”, „mogłaś zrobić to lepiej” itp. W takich okolicznościach trudno o siły do stawiania czoła wyzwaniom.
Na szczęście zdarza się bardzo często, że „dzieją się rzeczy niezwykłe i nadludzkie”. Z pomocą przychodzi drugi człowiek, nie zawsze ten z najbliższego otoczenia, od którego być może oczekiwalibyśmy pomocy. Bywa i tak, że otrzymujemy ją od psychoterapeuty bądź psychologa, do których zwrócimy się o pomoc. A niekiedy pomocna może okazać się rozmowa z przypadkową napotkaną osobą. Ta pomoc miewa jednak niesamowitą moc, co znane jest mi zarówno z autopsji, jak i z doświadczeń bliskich mi osób lub też tych, którym niejednokrotnie takiej właśnie pomocy udzieliłam.
Jako terapeutka, ale przede wszystkim, jako człowiek, nie od dziś wiem, że balsamem dla duszy i ciała, czymś niesamowicie wartościowym i pomocnym, jest wsparcie ze strony drugiego człowieka, kogoś życzliwego, bezinteresownego, kto nie tylko zrozumie, ale także mądrze doradzi. Bywa, że taka rozmowa ukoi nasze smutki, sprawi, że poczujemy się lepiej, że zobaczymy tzw. światełko w tunelu, nabierzemy energii do działania. Oczywiście ma to znaczenie nie tylko dla naszej psychiki, ale i dla ciała, które, jak wiadomo, są ze sobą powiązane. Trudno się zatem dziwić, że taka troska, życzliwa i pozytywna rozmowa powodują, że ustają bóle głowy, nerwobóle bądź inne dolegliwości psychosomatyczne. Ileż razy zdarzyło mi się usłyszeć w gabinecie na koniec sesji, ileż razy poczułam taką ulgę i komfort po rozmowie z kimś, kto mnie wysłuchał ze zrozumieniem, wsparł słowem, radą. Jest to bezcenne i może leczyć, słowa bowiem mają magiczną moc. Mogą ranić, odbierać wiarę i nadzieję, a mogą też dawać radość, wspierać, budować wiarę w lepsze jutro. Dlatego tak ważne jest, abyśmy czuwali nad słowami, które wypowiadamy do drugiej osoby, nawet w myślach. Baczmy również na to, co mówią do nas inni. Jeśli uznamy, że rozmowa z kimś nam nie służy, nie pomaga, a może nawet szkodzi, dajmy sobie prawo do jej przerwania czy też poprośmy tę osobę, aby mówiła do nas w inny sposób.
Na ogół wiemy, co chcielibyśmy usłyszeć, co nam służy. Nie zawsze jednak decydujemy się to wyartykułować. Dlatego odczuwamy wdzięczność wobec osób, które nam podarowały pomoc, zwłaszcza gdy byliśmy w potrzebie. Gdy czyjeś dobre słowo było na wagę złota, gdy czyjeś wsparcie sprawiło, że stanęliśmy na nogi, i gdy z czyjąś pomocą pokonaliśmy ostre życiowe zakręty.
Jest czymś naturalnym, że wdzięczność wobec kogoś bliskiego, przyjaciela lub innej osoby, która swoją radą, serdecznością, wsparciem pomaga nam rozwiązać dylematy, uwierzyć w swoje możliwości i odnaleźć sens życia, jest tak duża, bowiem w życzliwości dopatrujemy się „dotyku anioła”. To niezwykle ujmujące, nie tylko w kontekście psychologicznym, ale także zwyczajnie ludzkim, jak ogromne znaczenie dla człowieka może mieć drugi człowiek, jak wiele może znaczyć czyjeś dobre słowo, przytulenie, obecność. Trudno się zatem dziwić, że w takich sytuacjach zdarza się nam mówić o kimś tak szczególnym, że jest niczym respirator przywracający oddech i utrzymujący przy życiu. Oczywiste jest także, że zdarza się nam dojrzeć na drodze życia doświadczenia, które określić można mianem nadludzkich i nadprzyrodzonych. Bo jak twierdzi Phil Bosmans: „Ciągle jeszcze istnieją wśród nas anioły. Nie mają wprawdzie żadnych skrzydeł, lecz ich serce jest bezpiecznym portem dla wszystkich, którzy są w potrzebie. Wyciągają ręce i proponują swoją przyjaźń”.