Kwi 202304
Dzień Niewidzialnej Pracy to takie trochę niewidzialne święto. Choć dotyka rzeczy ważnych i wspomina ludzi bardzo potrzebnych w dzisiejszym świecie, to jednak stosunkowo niewiele o nim słychać. Zwłaszcza, gdy to święto zestawi się choćby z Dniem Kobiet, Matki, Ojca, Babci czy też Zakochanych.
Fakt ten dziwi bardzo, bo bez ludzi wkładających serce w pracę niewidzialną nie byłoby na świecie tak wiele dobra.
Co to jest praca niewidzialna? To praca, za którą nie bierze się wynagrodzenia. To praca czyniona z potrzeby serca. Po prostu.
Czy dlatego, że „za darmo” to nie zasługuje na tak duże zainteresowanie, jak inne święta? Cóż… To trudne pytanie.
Wydawać by się mogło, że skoro darmowa, to jest to praca lekka, przyjemna i dobrze wyglądająca na zdjęciach w social mediach. Nic bardziej mylnego.
Pracę niewidzialną wykonują dzień w dzień matki opiekujące się w domu swoimi dziećmi. Nie mając często czasu na fryzjera, książkę i wieczór z komedią romantyczną.
Wykonują ją synowie, córki i inni krewni opiekując się swoimi bliskimi, dzień po dniu, miesiąc po miesiącu. Ani im w głowie zrobić sobie szalony weekend w spa, czy krótki urlop, bo co wtedy stanie się z mamą, dziadkiem, czy ciocią Janką? Kto zrobi jej zakupy, ugotuje obiad, kto będzie pamiętał o lekach?
Zapomnieć nie można też o harcerzach porządkujących zapomniane groby i pomniki na cmentarzach, lub robiących zakupy samotnym seniorom.
Niewidzialni pracownicy to także ludzie dobrej woli organizujący zbiórki, koncerty, wieczorki z poezją. To także ci, którzy w nich występują w szczytnym celu, zupełnie za darmo ofiarując potrzebującym wymierne efekty swej popularności
Niewidzialną pracę wykonują także ci, którzy wspierają dzieci w hospicjach czy też wyprowadzają smutne psy z przytulisk na choć jeden w tygodniu spacer daleko od krat kojca…
To praca, na którą nigdy nie kończy się zapotrzebowanie. Często daleka od blichtru, chwały i gorącej herbaty na biurku, w ciepłym przestronnym, jasnym biurze z widokiem na wspaniałe możliwości.
Jak ważne jest, by nigdy nie zabrakło nam wszystkich ludzi dobrej woli świadczy fakt, że wciąż potrzebujących jest znacznie więcej niż chętnych do pomocy.
Wie o tym Magda. Magda i jej mama mieszkają w małym mieszkanku w Katowicach. Nic wielkiego,
2 pokoje, w bloku. Magda ma 22 lata ale czasami wydaje jej się, że wiele wiele więcej. Jej mama ma raka. Zawsze opiekowała się Magdą, nigdy nie miała czasu dla siebie, ale wierzyła, że kiedy córka się wykształci to zacznie dobre życie. Lepsze i jaśniejsze niż to, w którym obie teraz tkwią… Magda, mimo, że w domu się nie przelewało doskonale się uczy. Studiuje filologię angielską. Marzy o pracy tłumacza. Nie ma markowych ciuchów ale za to certyfikat z języka angielskiego. Udziela korepetycji. Nie za wiele. Nie ma na to czasu, ale zawsze coś kapnie na drobne wydatki.
Do niedawna obie z mamą wierzyły, że ich marzenia się spełnią, że Magda skończy studia, zrobi kilka międzynarodowych kursów i znajdzie pracę marzeń. Niestety, życie postanowiło inaczej…
Gdy ból był już nie do zniesienia, mama dała się w końcu namówić na konsultację medyczną. Wtedy jednak było już za późno na leczenie. To był wyścig z czasem. Szybka decyzja o wycięciu całego jelita. No i stomia. Już na zawsze. Ale to nie przeraża obu kobiet. Stomia, to wyjście z impasu i wentyl bezpieczeństwa. Najgorsze jest jednak obawa, że rak okaże się złośliwy, że da przerzuty. Dlatego nie przeraża ich stomia „na zawsze”. Przeraża fakt, że jeśli okaże się że rak wróci, „zawsze” nie potrwa tak długo, jak o tym marzą. Ten czas, jaki upłynął od diagnozy do chwili obecnej uświadomił Magdzie, jak bardzo życie bywa bezkompromisowe i obojętne na plany i marzenia… Jak obojętni i bezkompromisowi bywają także ludzie. Nawet ci uznawani za przyjaciół, gdy prosi się ich o pomoc, i to kolejny raz z rzędu…
Przez pierwsze dni było ciężko. Myślała, że nie da rady… Dziś patrzy na to inaczej. Zmieniła tryb studiów. I tylko na prośbę mamy nie rzuciła ich całkowicie. To prawda, że każdy jej dzień zlewa się z następnym i przypomina dni poprzednie. Opieka nad mamą, posiłki, zmiana stomijnego worka, opatrywanie ran, pilnowanie pór leków, korepetycje, a w weekendy zjazdy. Nie ma czasu na wyjścia ze znajomymi na kawkę, długi weekend w Zakopanem, czy randki. Ale nie żałuje swojej decyzji. Z resztą, jak? Przecież to mama, jej przyjaciółka, ktoś kto dawał jej ciepłe domowe posiłki, nieskończoną uwagę i ciepłe ramiona, w których mogła wypłakać żal i frustrację. Rokowania są dobre. Teraz trzeba wytrzymać i się nie poddać. Święto? Jakie święto, dzień jak każdy inny, uśmiecha się Magda. Owszem, święto miały przedwczoraj, wyjątkowe. Mama otrzymała wyniki z próbek wyciętego jelita. Lekarz, mówił, że są dobre, najlepsze z możliwych. Nie ma przerzutów. Nieśmiało znów robią plany.
Olek, kiedy się dowiedział o kryzysie uchodźczym na granicy z Białorusią nie zastanawiał się. Było bardzo zimno. Na wschodzie Polski, taka pogoda zawsze zaczyna się najszybciej i trwa najdłużej.
Zebrał kilku kolegów, zapakowali busika jedzeniem, kocami, ciepłymi czapkami i szalikami i wszystkim, co udało się pozbierać od dobrych ludzi i ruszyli. Polityka? To nie dla niego. Nie zna się na tym. Polityka zawsze była i z reguły toczyła się gdzieś obok ludzi, którzy jej skutków doświadczali. Olek nie widzi polityki, tylko ludzi. A ludziom trzeba pomagać.
Kiedy po wybuchu wojny w Ukrainie fala uciekających ludzi dotarła do Krakowa, on też tam był. Pomagać trzeba. A co będzie, jak my też będziemy kiedyś potrzebować pomocy?
Wciąż mało tu ludzi, choć naprawdę odzew jest ogromny. Jednak uchodźców i ich tragedii tyle, że w pierwszym odruchu człowiek chce zamknąć oczy, odwrócić się i uciec. -Najgorsze są ich oczy, wspomina Olek. -Gdy są przerażone, łatwiej dotrzeć do człowieka, gdy puste lub nieobecne, o wiele trudniej pomóc… I jeszcze te skulone ramiona i pochylona głowa… Mózg Olka raz za razem robi zdjęcie. To co się zobaczyło, na zawsze zostaje już w głowie. To napędza.
Olkowi nikt nie płaci za to, że jest na krakowskim dworcu. Że nie ma czasu zjeść porządnie i się wyspać.
To niewidzialny bohater, jak wielu innych pochylających się nad skulonymi ramionami uchodźców siedzących wprost na podłodze.
Julka tuli małego synka do piersi. Trzyletnia Amelka zasnęła ale półroczny Kubuś ani myśli iść w ślady siostry. I znów nici z miłego wieczoru z książką, czy filmem. Z resztą podobnie jak wczoraj i w zeszłym tygodniu. A tak czekała na ten piątek. Pranie się już suszy, dom wysprzątany, nawet pierogi zrobiła i to taką ilość, że ledwo się zmieściły w zamrażarce. Wróciła myślami do pytania, jakie usłyszała wczoraj w sklepie. Spotkała dawną koleżankę – a Ty, coś robisz, czy tylko w domu siedzisz? – wypaliła Aśka znienacka, po słowach powitania. Nie słuchając nieporadnych tłumaczeń Julki, że dzieci i dom to też praca. Zaczęła rozwodzić się, że dla niej pierwszeństwo ma kariera zawodowa, dzieci planuje później, ale wtedy i tak, opiekunka, żłobki – no mowy nie ma, żeby dała się zamknąć w domu!
– Przecież to nie jest życie – zakończyła z absolutną pewnością… Julka wróciła do domu z mętlikiem w głowie… Słowa koleżanki odbijały się w jej myślach grzmiącym gongiem. Podzieliła się nimi z Adamem. On na nią spojrzał, a potem pokręcił głową z uśmiechem – Jula, daj spokój. Siedzieć w domu? Zastanów się, kiedy ty w ogóle siedzisz. No chyba jak musisz iść do toalety, bo nawet posiłki jadasz na stojąco. Dla mnie jesteś kobietą pracującą. Doceniam to i bardzo się cieszę, że zostałaś z dziećmi w domu. Dom, to mała korporacja. Tu rządzisz ty. Ja co najwyżej wyniosę śmieci, choć i tak mi musisz przypomnieć. To są bezrefleksyjne stereotypy, Jula. Pracujesz i to na cały etat. Żaden projekt Aśki nie równa się z Twoim. Kreujesz nowego człowieka, niech to spróbuje przebić na argumenty!
Wiktoria, to bardzo świadoma dwudziestolatka. Studiuje prawo. Czyta gazety, interesuje się światem. Doskonale zdaje sobie sprawę, jak wiele rąk do pracy trzeba w hospicjach. Była raz, z Alą, swoją przyjaciółką. Ala odwiedzała siostrę. Wiktoria czekała na ławce przed budynkiem. To wtedy pomyślała, że, dlaczego nie? Zawsze chciała robić coś, co nadawałoby sensu jej życiu i pomagało innym. Niewiele myśląc złożyła swoje podanie w sekretariacie. Została wolontariuszką. Czyta dzieciom. Te młodsze lubią Lokomotywę Tuwima i wierszyki Brzechwy o Dziku, Misiu i innych zwierzakach. Starsze wolą „Franklina” i Pajączka na rowerze, Ewy Nowak. Często także śpiewa im, gdy są zmęczone i senne po lekach i nie chcą bajki. Czasami jednak, tylko siedzi i trzyma je za rękę.
Wciągnęła Adriana. To jej chłopak. Teraz oboje wolne chwile spędzają z dziećmi, których czas płynie zdecydowanie za szybko. Czy żałują? Nie. Ani trochę. A co z pieniędzmi? Tak, Wiktoria wie, że wiele jej koleżanek pracuje i otrzymuje wynagrodzenie. Mają przynajmniej na swoje wydatki. Wiktoria potrząsa głową. Niee, to nie problem. Na szczęście rodzice w pełni akceptują i popierają jej pracę w hospicjum. Jest im wdzięczna, że może robić coś, co pomaga innym pełniej że, choć przez chwilę. Z resztą, ma stypendium. Na razie to wystarcza.
Daria jest harcerką. Dla niej harcerstwo to nie tylko śpiewy przy ognisku i wyprawy na biwak pod namiot. Dla niej bycie harcerką to także realne działanie. To na przykład, pomoc seniorom w zakupach. Daria szczególnie lubi panią Leokadię. Staruszka mieszka samotnie i ma problem z poruszaniem się, dlatego Daria robi jej zakupy dwa razy w tygodniu. Już kilka razy pani Leokadia poczęstowała ją bułeczkami cynamonowymi, a według Darii, to najlepsze bułeczki, jakie kiedykolwiek jadła.
Daria bywa także często w schronisku dla niekochanych zwierząt. Chciałaby częściej, ale stara się być choć raz w tygodniu. Za każdym razem czuje się tak samo. Jest jednocześnie rozdarta, że przyszła tylko na chwilkę ale i szczęśliwa, że znów może tu być. Nie potrafi zrozumieć jak można porzucić tak wspaniałe stworzenie, jakim jest pies.
Dzień Niewidzialnej Pracy to dzień Magdy, Olka, Julki, Wiktorii, Adriana i Darii i wielu, wielu ludzi, którzy dzień po dniu, robią swoje. I robią to najlepiej jak umieją. Nie oczekują niczego w zamian, no może tylko tego, by ich bliscy częściej się uśmiechali, by ból nie bolał tak bardzo i by świat był ciut lepszy. Zdają sobie jednak sprawę, że to nie stanie się od razu, że trzeba więcej ludzi dobrej woli. Dlatego choć często nie mają czasu na fryzjera, wypad do spa, codzienny instagram czy nawet fryzjera raz w miesiącu, idą w to, bo to ma sens, bo póki, jest potrzeba, póty trzeba działać.
W Dniu Niewidzialnej Pracy, wszystkim Niewidzialnym Bohaterom życzymy wszystkiego co najlepsze. Dużo sił, energii i wiary w to, że to co robią, ma sens. Ogromny i nieustający.
Życzymy Wam również, by rosła świadomość, jak ważną rolą życiową jest rola Niewidzialnego Bohatera. Człowieka, który po cichutku, ale nieustannie poprawia życie innym, osobiście odsuwając znad ich głów, czarne gradowe chmury. Czasami się to udaje, czasami mniej, a czasami w ogóle. Niemniej jednak, ogromne znaczenie ma fakt, że w tej gradowej ulewie człowiek w potrzebie nie jest sam.
Dziś tulimy Was z całych sił, dziękujemy z całego serca i nieśmiało prosimy:
KOCHANI WOLONTARIUSZE:
– Wy czuwający w szpitalach i domach starców,
– Wy edukujący i wspierający w ramach Fundacji,
– Wy trzymający do końca za rękę w hospicjach,
– Wy tulący psie serducha w psich przytuliskach,
– Wy zmieniający opatrunki i stomijne woreczki swoim bliskim w ich własnych domach
– i Wy wychowujący młode pokolenia na ludzi dobrych, mądrych i czułych
NIE PRZESTAWAJCIE, ŚWIAT WAS POTRZEBUJE.
Autor Izabela Janaczek