Śmierć należy do umierających i tych, którzy ich kochają.

Autor: Izabela Fornalik

Śmierć należy do umierających i tych, którzy ich kochają…

 

Mija kolejny rok. Zimowym płaszczem przykrył doświadczenia minionych miesięcy. W życiu niektórych z Państwa były one wypełnione radością wakacyjnych dni, nieco bardziej beztroskich, bo dających wytchnienie od męczących maseczek. A może wypełniało je szczęście powitań nowonarodzonych członków rodziny. W świecie jednak musi istnieć równowaga. Udziałem wielu z Państwa, w tym także i moim, było doświadczenie straty. Straty na zawsze, bo naznaczonej lodowatym uściskiem śmierci.

W ostatnim roku pożegnałam kochanego tatę, po wcześniejszym towarzyszeniu mu w przekraczaniu „osobistego Styksu”… Otrzymałam dar – piękny, lecz bolesny – bycia blisko w godzinach, gdy miarowy oddech stopniowo wychładzał jego ciało, gdy już wszystkie słowa zostały wypowiedziane, gdy można już było tylko w rytm oddechu śpiewać: „Nie bój się, nie lękaj się…”, i zapewniać siebie, że decyzja o rezygnacji z uporczywego podtrzymywania jego życia, była słuszna. Zatem nie krzyczałam, nie zatrzymywałam, śpiewałam cichutko… godzina za godziną.

W takich chwilach przestajemy być lekarzami, psychoterapeutami, pielęgniarkami… Jesteśmy zwykłymi ludźmi, których dotyka bezradność wobec cierpienia ukochanego człowieka. Wychodzimy z zawodowej roli. I nieobca jest nam słabość i ambiwalentne pragnienia: „zostań za wszelką cenę, dla mnie!” na przemian z: „proszę, zakończ to już, zrób to dla mnie!”. Zatrzymany oddech jednak nie kończy cierpienia. Przychodzą kolejne miesiące…

 

Trzeba rozpaczać, aby żyć… – potrzeba żałoby

Gdy śmierć zabiera nam ukochanego człowieka, nie sposób uciec przed cierpieniem – jest to cena, jaką płacimy za miłość. Jednak doświadczenie żałoby przesyconej na wskroś nieutulonym żalem, rozpaczą, jest nam jednak potrzebne, by mimo straty najbliższych, nadal żyć. Mówi się, że czas leczy rany, ale to nie czas jako taki jest cudownym uzdrowicielem, ale czas, w którym mamy możliwość przeżycia naszego smutku, bólu i przejścia przez życiową próbę (Alexander, 2001, s. 58).

Żałoba jest bowiem drogą, która prowadzi nas do odbudowania życia po utracie bliskiego człowieka. Jej kluczowym elementem jest uświadomienie sobie, że NIKT NIGDY nie przywróci życia takiego, jakim było ono wcześniej. Przeżycie żałoby polega więc na przystosowaniu się do tej nieodwracalnej zmiany, a nie udawaniu, że nie miała ona miejsca (por. Alexander, 2001, s. 193).

Żałoba to długotrwały proces opłakiwania straty[1] i choć ludzie różnią się od siebie i w różnym czasie oraz w rozmaity sposób ją przeżywają, można naszkicować kolejne jej etapy[2].

SZOK. Szok może objawiać się negowaniem – niewiarą w to, co się wydarzyło, lub odrętwieniem – brakiem czucia. Dlaczego tak się dzieje? Cierpienie jest tak duże, że nie jesteśmy w stanie go ogarnąć, dlatego powoduje swoiste znieczulenie psychiczne. Ten etap niesie ze sobą także doznania, które utożsamiamy z lękiem: skurcz żołądka, utrata apetytu, skłonność do irytacji, bezsenność. W psychologii opłakiwania podkreśla się rolę trwogi, która pojawia się, gdy dowiadujemy się o śmierci ukochanego człowieka. „Jawi się ona jako stan lękowy spowodowany poczuciem niepewności i chaosu w obrazie świata, które stają się udziałem osób dotkniętych stratą” (Di Nola, 2006, s. 13). Trwoga i lęk stają się jednym uczuciem. Opisana faza zazwyczaj wypełnia czas między śmiercią a pogrzebem. POSZUKIWANIE. Jeśli coś zgubimy, zaczynamy tego szukać. Rozumiemy, że nasze poszukiwanie nie ma sensu, ale na poziomie emocjonalnym wciąż obecne jest w nas pragnienie „odnalezienia”. Objawy motoryczne przemieszczania się, poszukiwanie straconej osoby – zwłaszcza w okresach tęsknoty – mają związek z odczuwaniem silnego niepokoju. Bywa, że wszędzie widzimy twarz zmarłego, w supermarkecie, w pociągu. Często wracamy na cmentarz, dotykamy pozostawionych przez ukochaną osobę ubrań lub innych przedmiotów.

GNIEW (żal, poczucie winy…). Nie ma właściwego momentu na odejście. Z tego względu śmierć najbliższych wywołuje w nas zagniewanie. „Jak mogła mi to teraz zrobić?”, „Dlaczego zostawiła mnie samego z dziećmi?” – myśli wypełnione złością, żalem, niekiedy wściekłością pojawiają się w głowach opuszczonych. Gniew przychodzi także dlatego, że potrzebujemy kogoś, kogo moglibyśmy obwinić za utratę, której doświadczyliśmy, dlatego bywa, iż kierujemy go na innych członków rodziny, przyjaciół, lekarzy, na Boga. W rezultacie śmierci „świat wokół nas przestaje być już miejscem bezpiecznym i bardzo mocno odczuwamy stratę. Doświadczamy uczucia gwałtu, urazy, gniewu” (Alexander, 2001, s. 56). Trudnym do zniesienia uczuciem, które pojawia się w żałobie, jest poczucie winy: z powodu straconego czasu za życia, niewypowiedzianych słów miłości, niemożności uchronienia ukochanej osoby przed nieuniknionym.

DEPRESJA. Obniżony nastrój, depresja mogą trwać długi czas. Osoba „doświadcza poczucia niepełności, nierzeczywistości i bezradności, co prowadzi do zawieszenia procesów życiowych: «Czas został stracony», przyszłość nie jest nawet brana pod uwagę” (Di Nola, 2006, s. 14). Depresja przychodzi wówczas, gdy akceptujemy już rzeczywistość utraty. Może ona objawiać się ciągłym płaczem lub atakami płaczu, bezsennością lub uciekaniem w sen, zmęczeniem. Charakterystyczna jest także niespokojna nadaktywność, dla której typowe są niemożność skupienia się na wszystkim za wyjątkiem myśli o stracie, rozpamiętywanie zdarzeń, które do niej doprowadziły, brak zainteresowania wszystkim, co zwykle przyciągało uwagę i sprawiało przyjemność. Jeśli jednak obserwujemy przedłużający się czas depresji, warto sięgnąć po pomoc psychoterapeuty. Pomocny może być także udział w grupie wsparcia, zwłaszcza gdy nasza bliska osoba zdecydowała się na śmierć samobójczą lub gdy straciliśmy członka rodziny w tragicznym wypadku. Wiele materiałów i informacje o grupach wsparcia można znaleźć na stronie www.naglesami.org.pl.

POSTANOWIENIE (pogodzenie się, akomodacja). Jest to etap, w którym do pewnego stopnia godzimy się z utratą, akceptujemy ją, dostosowujemy się do niej. Wprawdzie mogą pojawić się nawroty żalu wywołane fotografią, wspomnieniem, ale teraz już częściej widzimy osobę we wspomnieniach pozytywnych, którymi możemy się cieszyć. „Nie zapomnieliśmy o osobie, która umarła, ale przeżyliśmy już ból związany z tą stratą i to doświadczenie wzmocniło nas” (Alexander, 2001, s. 58).

 

Gdy umiera ktoś, kogo kochamy, wraz z nim umiera część nas samych. Jego śmierć każe nam wyruszyć nowym, nieznanym dotąd szlakiem, na którym nie ma skrótów. Na początku jesteśmy czasem odrętwiali, odcięci od życia, czasem przyobleczeni w samotność, oślepieni bólem i gniewem. Jednak z czasem nasze kroki staną się pewniejsze i lżejsze, a rozpacz złagodnieje… Innym ludziom się udało… i nam się powiedzie, mi także…

 

Żyć z całych sił…

Spośród wszystkich żywych istot na tej ziemi jedynie ludzie wiedzą, że pewnego dnia umrą (Clark, 2000, s. 5). Bolesna to wiedza. Jednak świadomość nieuniknionego daje nam szansę zmierzenia się z faktem śmiertelności na długo przed tym, zanim nas samych śmierć przywoła. A gdyby tak budzić się co rano z myślą, że być może to ostatni dzień naszego życia? Czy wykorzystalibyśmy dany nam czas inaczej? A może żylibyśmy pełniej, radośniej, nie rezygnując nieustannie z tego, co kochamy na rzecz tego, co musimy, albo nam się wydaje, że musimy? Może najbliższe święta spędzilibyśmy z kimś, za kim tęsknimy? Albo w bożonarodzeniowm świetle lampek wypowiedzielibyśmy to, co od lat ciśnie się na nasze usta? Lub przestalibyśmy odkładać pewne rozmowy, decyzje, kroki na później? Czy wreszcie uznalibyśmy fakt, że czas jest bezcenny?

W kolejce do apteki stało kilka osób trochę zniecierpliwionych. Obsługiwana kobieta w średnim wielu nie mogła zdecydować się na rodzaj pasty do zębów i twardość szczoteczki. Stojący za nią staruszek próbował ją pospieszyć słowami: „Bardzo przepraszam, czy może pani zastanowiłaby się stojąc z boku, a w tym czasie mógłbym zostać obsłużony?”. Poirytowana kobieta nonszalancko odpowiedziała: „A gdzie takiemu staruszkowi może się jeszcze spieszyć?”. Starszy mężczyzna odparł spokojnie: „Szanowna pani, mam 77 lat. W moim wieku każda minuta jest bezcenna”. Wówczas kobieta skomentowała: „Niech pan nie przesadza. Czyżby czekała na pana jakaś specjalna okazja?”.

Mężczyzna popatrzył prosto jej w oczy i odpowiedział cicho: „Dwa lata temu otworzyłem szufladę w komodzie mojej żony i wyjąłem z niej karton, w którym była jej piękna jedwabna bluzka. Kupiłem ją jej 30 lat wcześniej, gdy polecieliśmy do Rzymu. Nigdy jej nie założyła, czekała na specjalną okazję. Dobrze, pomyślałem, dzisiaj jest ta specjalna okazja. Zbliżyłem się do jej łóżka i położyłem tę śliczną bluzkę obok innych rzeczy przy jej głowie. Niedługo zaczną ją ubierać do trumny. Zmarła dzień wcześniej po burzliwej chorobie”. Kobieta spuściła oczy, a on mówił dalej: „Każdy dzień, który przeżywamy, jest specjalną okazją. Nasze okazje już minęły. Nie warto tracić czasu i odkładać wszystkiego na potem. Od tego dnia więcej czytam, a mniej sprzątam. Spędzam jak najwięcej czasu z moimi bliskimi, rozkoszuję się zapachem kwiatów w parku, obserwuję ptaki, a mniej martwię się jutrem. Piję codziennie lampkę dobrego wina z moich antycznych, drogich kieliszków. Nie zostawiam garnituru i dobrych perfum na niedzielę. Wyrzuciłem ze słownika stwierdzenia: może kiedyś, pewnego dnia… Każdego dnia rano powtarzam sobie, że ten dzień jest wyjątkowy i że dziś czeka mnie coś naprawdę ekscytującego. Każdy dzień, każda godzina, minuta jest bezcenna… Dlatego – niech mi pani wybaczy – nie mogę ich tracić na bezsensowne czekanie w kolejce”.

 

 

Alexander H. (2001), Doświadczenie żałoby, W drodze, Poznań.

Clark W. (2000), Płeć i śmierć, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa.

Di Nola A. (2006), Tryumf śmierci. Antropologia żałoby, Universitas, Kraków.

Dodziuk A., Trzeba rozpaczać, żeby żyć, https://www.rp.pl/nauka/art13408401-trzeba-rozpaczac-zeby-zyc (dostęp: 27.09.2021).

Nuland S. (1996), Jak umieramy, Świat Książki, Warszawa.

Zych A. (2006), Rozpaczać, aby żyć – żałoba w życiu człowieka [w:] A. Nowicka (red.) Wybrane problemy osób starszych, Impuls, Kraków, s. 121-141.

[1] Autorzy poruszający problematykę śmierci wyróżniają różnorakie stadia w procesie żałoby. Silverman (za Zych, 2006, s. 133) wymienia kolejno: stadium wstrząsu, kurczenia się w sobie i stadium akomodacji. Z kolei Dodziuk (za Zych, 2006, s. 134) wyróżnia: etap negacji, złości, rozpaczy i pogodzenie się ze stratą.

[2] Opisane etapy wyróżniła Alexander, 2001, s. 54-58

Znajdź nas na
Znajdź nas na
Znajdź nas na