28 Listopad 2024
Wrz 202327
- "A niby dlaczego nie mogę?" - buńczucznie pomyślała Tosia. 24-latka z dyplomem ukończonych studiów w ręku i ogromną chęcią zrobienia czegoś wreszcie tylko dla siebie. Ostatni rok akademicki był ciężki. Choć nie było to ani bezpieczne ani zdrowe dla organizmu - dała radę. - "Opłaciło się spinać, skupiać, niedojadać i niedosypiać" ? pomyślała patrząc na trzymany dokument, - "- mam to, co chciałam. Udowodniłam sobie i calemu światu, że stomia nie ogranicza i że nawet ktoś tak "wybrakowany", jak mówią o mnie niektórzy, może osiągnąć to, co zaplanował. Dlatego teraz ? jadę w podróż, czy im się to podoba, czy nie" ? powiedziała do siebie z uporem. To buntownicze nastawienie miało swój powód. A były nim słowa znajomych, którzy uważali, że wypraw do Albanii nie jest dla Tosi. Że co innego uczelnia i cywilizowana Warszawa, a co innego nieunijne, przez co niecywilizowane Bałkany. Tosia widziała to jednak inaczej. - "Co ma piernik do wiatraka?" - zżymała się... Zawsze żyła aktywnie. Przed wypadkiem biegała i uprawiała wspinaczkę skałkową. Wypadek w którym, o ironio, pasy, mające ją ochronić przed nieszczęściem, zadziałały tak dobrze, skutecznie i mocno, że wpakowały ją w następne problemy. A to spowodowało, że od roku była posiadaczką stomii. Ściślej mówiąc, była kolostomiczką. Dumną kolostomiczką, trzeba dodać. Upartą i poszukującą. Choć usłyszała także, że przez ten worek ? jest człowiekiem wybrakowanym, co zszokowało ją i zmusiło do jeszcze silniejszej weryfikacji ludzi w swoim otoczeniu. Wypadek tylko odrobinę zwolnił jej marsz ku marzeniom. Zwolnił, ale nie zatrzymał. Po wymuszonej przerwie, wróciła na studia, dokończyła je i ? zdobyła dyplom. Nie było łatwo, bo wypadek pozbawił ją nie tylko jelita, ale też części znajomych i życiowego partnera, który nie wytrzymał presji życia z wybrakowaną partnerką. Bolało jak diabli, bo nagle na głowę zwalił się jej cały świat. Pomogli rodzice i pasja. No i Łukasz, którego poznała na wydziałowym korytarzu, zaraz po tym, jak wróciła na studia. Jak później mówił, to nie mógł być przypadek, że pomylił wydziały i wszedł do zupełnie innego budynku niż powinien. To właśnie z Łukaszem wpadli na pomysł ruszenia w podróż ? podyplomową nagrodę. To miało być zwieńczenie trudnego i wymagającego roku. Nic wielkiego jednak, bo oboje mieli w planach rozpoczęcie pracy już od października. Zdecydowali więc, że wyruszą w trwającą trzy tygodnie podróż po Bałkanach. W planach była Serbia, Albania i Czarnogóra. To na dobry początek, bo jeśli wyprawa okazałaby się udana, mieli już pomysł na kolejne. Wszystko zależało od tego, jak w trochę polowych warunkach poradzi sobie Tosia. Rodzice, jak zwykle ? wspierali jej pomysł i dopingowali do zdobywania kolejnych celów. Wiedzieli, że im szybiej córka wróci do dawnego życia, tym szybciej znów będzi w pełni szczęśliwa i w pełni pogodzi się z tym, co ją spotkało. Cios przyszedł z najmniej spodziewanej strony. Słowa lekceważenia, kpiny i niedowierzania padły bowiem od ludzi, z którymi dzieliła ostatnio czas, posiłki i stres, związany z egzaminami i obroną. Czy zabolało? Może trochę. Bardziej - zszokowało. Tośka nigdy nie epatowała stomią, choć znajomi wiedzieli, że ją ma. Chociażby temu, że trzeba było powiedzieć parę słów wyjaśnienia, gdy brzuch się nagle rozgadał i nie dało się go powstrzymać. Jednak, po kilku zdaniach wyjaśnień Tosia zmieniała temat. Wychodziła z założenia, że choć stomii się nie wstydzi, to nie chce dopuścić, by to ona zdominowała postrzeganie jej osoby w towarzystwie. Była Tośką, ambitną studentką, duszą towarzystwa, marzycielką i - dopiero gdzieś na końcu ? co się wcale przecież nie wykluczało, także stomiczką. Zaczęła więc przygotowywać listę rzeczy, które trzeba zrobić przed podróżą. Może i stomia nie zdominowała jej życia ale ciut je skomplikowała, dodając obowiązków, których nie dawało się odłożyć na później. Zatem ? plan. Od tego zaczęli. Planowali pojechać w podróż samochodem. To taki ukłon w stronę bardziej wygodnego przemieszczania się ale też i gwarant trzymania się wyznaczonego czasu. Zatem, zanim zapakowali wszystko, co potrzebne do samochodu, Tosia spisała to, co przed wyjazdem należy zrobić i zabrać. Na liście wylądowały więc witaminy, odpowiednie preparaty do nawadniania się, batony energetyczne, w razie postoju na biwaku "nigdzie", właściwy stój ? dobry na każdą okazję, szorty ale i długie spodnie, krótkie topy i koszule chroniące przed słońcem, krem z filtrem, czapka z daszkiem, wygodne buty ? i do łażenia po plaży i do górskiego trekkingu i oczywiście ? jej stomijny sprzęt. Doczytała też, czego dodatkowo użyć, by czuć się komfortowo w wodzie, a także, jak zabezpieczyć woreczek podczas trekkingu i czego nie jeść, by nie wpakować się w tarapaty, a za takie Tosia uznawała zaparcia, biegunkę lub zablokowanie się stomii. Bardzo nie chciała, by cokolwiek takiego dopadło ją daleko od domu, psując radość z podróży. Kilka dni przed wyjazdem, Tosia sprawdziła stan swojej "kosmetyczki stomika", tak szumnie nazwała torebkę, w której przechowywała podręczny sprzęt potrzebny do ogarnięcia tematu. Wyszła z założenia, że jadąc w podróż trzeba tak zadbać o kwestię stomii, by nie musieć improwizować więcej, niż to konieczne. Po zrobieniu szybkiej inwentaryzacji zauważyła, że ma problem z "plasterkami", jak je nazywała. Mowa o półpierścieniach z aloesem, które ze względu na przyśpieszający gojenie aloes, przykleja się bezpośrednio na ranki powstałe w okolicach stomii. Tosia miewała tendencję do ich "łapania", dlatego plasterki były wysoko na jej liście produktów, które w tak daleką i długą drogę koniecznie trzeba było zabrać. Wystarczył telefon do Patrycji, opiekunki stomijnej, by znów w tym temacie wrócił spokój. Dzień przed wyjazdem wszystko było spakowane. W kosmetyczce, prócz sprzętu i woreczków znalazło się jeszcze szare mydło, woreczki na zużyte woreczki, nożyczki, ręcznik i suche oraz wilgotne chusteczki. Ruszyli. Przejeżdżając Austrię, Węgry, Serbię i Macedonię. Kierowali się do Albanii, którą osiągnęli po dwóch dniach ? licząc nocleg w klimatycznym hoteliku w Macedonii, gdzie Tosia mogła w dobrych czyli normalnych acz nie domowych warunkach zmienić woreczek. Rano ruszyli dalej. Po wielu godzinach przedzierania się przez góry osiągnęli wreszcie prawie puste, mimo sezonu, wybrzeże Albanii. - "Tak naprawdę to dopiero ta podróż uświadomiła mi, że stomia to duży temat. Bez względu na to, czy człowiek jest na nią przygotowany czy nie ? wywraca życie do góry nogami. I tylko od nas, stomików zależy czy zostaniemy już tak "na zawsze" ? stojąc na głowie do końca życia, czy wrócimy do pozycji bardziej nam przyrodzonej i po otrząśnięciu się z pierwszego szoku, ruszymy do przodu. Ja ruszyłam. I nie żałuję. Bo, w sumie, to kto powiedział że stomik nie może podróżować? Ci, którzy przez całe życie siedzą w jednym miejscu, bądź wyjeżdżają na zorganizowane wycieczki w typie all inclusive podbijając świat nie wychodząc z kompleksu hotelowego? No wolne żarty. - pomyślała Tosia, wtulając się jeszcze mocniej w Łukasza i obserwując przepiękne misterium zachodzącego słońca. Gdy miała chwilę konsternacji, czy aby nie przestrzeliła z tą spontaniczną podróżą w siną dal, Łukasz powiedział jej: - "stomia jest dla ludzi, nie ludzie dla stomii. Umożliwia życie, choć można z nią psychicznie wegetować. Tosia, dokonałaś wyboru i nie cofaj się. Życie, takie serio życie, z planami i z marzeniami to dobry wybór i stomii nic do tego. Nie cofaj się teraz. Zaszłaś tak daleko, teraz trzeba iść dalej. A ja jestem tuż obok, w razie gdybyś potrzebowała wsparcia." Tosia kolostomiczka po groźnym wypadku samochodowym, oszacowała więc swoje szanse i nie widząc we własnej głowie przeciwskazań, sięgnęła po kolejny życiowy cel. Udowodnienie sobie, że stomia, choć może spowolnić, to niekoniecznie musi ograniczać. Oczywiście miała szczęście, bo nie wszystkie stomie są takie "książkowe", jak powiedziała Patrycja, jej opiekunka stomijna. Tym bardziej wielką stratą czasu i potencjału byłoby zamknięcie się we własnej głowie i posłuchanie rad ludzi, którzy zielonego pojęcia nie mieli, o czym dywagują. Czy stomiczka podróżuje inaczej niż "zwykły człowiek"? Patrząc na Tosię i Łukasza i porównując ich komfort psychiczny, nastrój i samopoczucie, to - ani trochę. No, może Tośka ciut dłużej siedziała w łazience, ale gdyby nakładała makijaż, czego nie robiła, ale ? gdyby, to czas ten byłby porównywalny. Owszem dwa razy złapała awarię i woreczek się rozszczelnił. Miała jednak ciuchy na zmianę i właściwe podejście. Patrzyła na ten temat tak, jak na awarię, nie - jak na koniec świata. I właśnie dzięki takiemu podejściu przemierzyła albańskie Góry Przeklęte, widziała cudne ciche plaże nad morzem Jońskim, podziwiała czarnogórską panoramę ze szczytu Lovcen, liczyła kormorany na Szkoderskim Jeziorze i jadła w Serbii kasztany tak pyszne, że nawet te z placu Pigalle poległyby, gdyby je porównać. To była wspaniała oczyszczająca podróż. W wolnym tempie, w spokoju i komforcie. Nie zawsze było bardzo cywilizowanie, ale zdecydowanie częściej niż rzadziej. Sekret spokoju głowy tkwił w temacie nauczenia się zmiany woreczka poza domem ? to takie pierwsze wyjście ze stomijnej bańki komfortu. Umiejąc przystosować się do warunków innych niż domowe, nabywa się umiejętność wyjścia z własnej głowy. A kiedy to nastąpi to cała reszta świata czeka! Tosia ćwiczyła pilnie przed wyjazdem. Nie trzeba wszak planować łazęgi po Bałkanach, by posiadając stomię w ogóle wychodzić z domu, a wiele stomików właśnie tak robi. Nie szuka powodów do wyjścia z domu lecz skwapliwe zgadza się z tymi przekonującymi, by znów zostać w domu. W XVII i XVIII wieku ludzie chcący nabrać dystansu do życia, a także zdobyć ogładę, wiedzę i poszerzyć swój światopogląd wyruszali w podróż zwaną Grand Tour. Taką podróż odbyli m.in. Monteskiusz, Mozart czy król Stanisław Poniatowski. Nie była to typowa łazęga po Europie z plecakiem choć także można przyjąć, że ubogacała duchowo, estetycznie i "wiedzowo". Dziś czasami za odpowiednik Grand Tour uważa się gap year. To taka podróż, często uskuteczniana zaraz po szkole, polegająca na poszukiwaniu siebie. Chodzi o to, by się zdystansować do tego, co spalało i zajmowało całą uwagę i siły. Gap year to odwieszenie na haczyk obowiązków i zwykłego życia i ruszenie w drogę, która ma na celu nabranie dystansu i właściwej perspektywy. I każdy, każdy bez wyjątku w tak drogę może ruszyć. Tosia, co prawda nie rzuciła wszystkiego. Nie czuła potrzeby, by zamrażać życie na kwartał, pół roku czy rok. Ona chciała sprawdzić, czy, jako stomiczka, da radę sięgnąć dalej niż znane otoczenie i bezpieczna przestrzeń. Czy da radę znów realizować plany i marzenia wymagające wyjścia ze swojej strefy komfortu. Ruszyła w nieznane, dosłownie i w przenośni. - "Cóż, może Grand Tour to to nie jest ale - zrobiłam to! Kolejny raz udowodniłam sobie, że mogę! Wybrakowana czy nie ? dałam radę i taką podróż polecam wszystkim ekspertom od stomii ? w teorii" - dokończyła swą buntowniczą myśl Tosia, zatapiając się bez reszty w obserwowaniu spektaklu serwowanego przez zachodzące słońce. -"Pojutrze ? Czarnogóra. Potem ? Serbia. Od października nowa, wspaniale zapowiadająca się praca.... A w maju ? nasz ślub... ŚWIECIE - NADCHODZĘ!" ............................ Tekst i zdjęcia Iza Janaczek