19 Kwiecień 2025
Kwi 202519
Zbliżają się wielkimi krokami. Jak co roku, budzą emocje, choć z roku na rok mniej związane z samym sacrum, a więcej z tym, co doczesne i materialne. Czy okna dobrze umyte i wstydu nie będzie, czy sałatki starczy też na lany poniedziałek? Czy serwetka w koszyczku ładna?
I gdzieś w tym wszystkim gubi się Sens powodu tego całego zamieszania, czyli Człowiek, który dał początek wierze w zasadność poświęcenia iw imię miłości do bliźniego…
Czasami mam wrażenie, że to Wielkanoc to święta czystych okien, wytrzepanych dywanów i nowej garderoby, eksponowanej w Wielką Sobotę bez względu na panującą w tym dniu aurę. A szkoda, bo gdyby skupić się bardziej na Powodzie tych wszystkich zabiegów, dostrzeglibyśmy, że okna, sałatka a nawet nowy wiosenny płaszczyk to rzeczy mocno drugoplanowe.
O co chodzi w tych świętach?
To zależy, kto pyta. Wielu uważa, że to czas wolny od pracy, gdy można odpocząć bez makijażu i telefonu, zalegając z książką w ulubionym fotelu bez przebierania się z piżamy przez cały dzień. Inni – że to czas skupienia i wytężonej pracy mentalnej polegającej na inwentaryzacji własnych postępków. I bardzo to chwalebne, lecz tak sobie myślę, że gdyby taki duchowy spis z natury robić częściej, łatwiej i szybciej byłoby wprowadzać działania zaradcze lub naprawcze. A tak… bicie się w piersi raz do roku skutkuje co najwyżej tym, że jedni wolą te święta spędzić w piżamie, a inni w nowej garsonce – i to niestety, osobno i bez wspólnych tematów.
W święta smutniejemy… Z roku na rok bardziej… Bo gdy kończy się lista zadań, gdy już wszystko wyczyszczone, wypolerowane, przystrojone, upieczone i ugotowane, to okazuje się, że nagle w naszych głowach nastaje dzwoniąca cisza, której wcześniej nie słyszeliśmy, bo zagłuszał ją szum i ruch, napędzany punktami z corocznej listy świątecznych imperatywów.
Ale nic to. Nastają święta i jesteśmy zadowoleni, bo i okna czyste i mazurek pięknie wyszedł… A cisza w głowie? Minie tak, jak i miną święta.
Lubimy mówić, że to wszystko znamiona czasów i czasu. Ale czy to na pewno tak? Czas sam w sobie nie jest przecież bytem, nie może więc być kreatywny lub niekreatywny. Wniosek nasuwa się jeden: ktoś przecież te czasy tworzy i kreuje… Za jakość świata nie odpowiadają więc czasy, lecz my – ich architekci. Warto brać to pod uwagę chociaż przy corocznej inwentaryzacji myśli i uczynków.
Po co odtwarzać, gdy można kreować?
By celebrować świąteczny czas nie trzeba tych świąt jakoś bardzo intensywnie obchodzić, sugerując się tym, co robią inni. Wystarczy wsłuchać się we własne potrzeby i zamiast wchodzić w gotowy scenariusz z telewizyjnej reklamy, napisać własny – taki, który naprawdę pozwala przeżyć ten czas inaczej niż przeżywamy każdy zwykły dzień. Wykreujmy te święta, tak, by były czasem dla nas samych. Czasem, na który będziemy znów czekać. Bo święta dla każdego znaczą co innego – ale czy to źle? Absolutnie nie.
Dlatego, by się nimi cieszyć nie musimy być w określonym z góry "świątecznym nastroju". Nie musimy też robić rzeczy, które robić w czasie świąt wypada. Po co odtwarzać schematy, które niewiele mają wspólnego z tym, co dla nas naprawdę ważne?
Brak odtwarzania corocznego schematu to przestrzeń dla kreowania rzeczywistości pasującej do tego, co tu i teraz. Innymi słowy, może dla kogoś świętem będzie dzień bez obowiązków, może spacer, może rozmowa, której od dawna brakowało. A może świętem będzie pozwolenie sobie na to, by przez chwilę nic nie musieć i przesiedzieć dzień z książką, w piżamie, w ulubionym fotelu.
Gdy zaczynamy kreować – święta przestają być dekoracją z katalogu, a zaczynają być przestrzenią, w której można oddychać. I być. Po swojemu.
Czy to obrazoburcze? Ani trochę, choć często tak jest traktowane tylko dlatego, że odbiega od wdrukowanego przez wieki wzorca.
Zatem twórzmy i kreujmy, by cisza w głowie nie dzwoniła nieprzyjemnie i alarmująco, a wręcz przeciwnie - sprawiała przyjemność.
Warto zatrzymać to, co dobre
…nawet gdy nie jesteśmy fanami pisanek, święconek i cukrowych baranków. Nawet jeśli te dni to dla nas tylko chwila wytchnienia od rutyny, a nie wielkie świętowanie z duchowym uniesieniem. Bo to właśnie ta chwila wytchnienia jest warta zatrzymania.
Święta, niezależnie od ich symboliki, niosą w sobie pewien przywilej – pozwalają się zatrzymać. Zmienić rytm. Wyjść na chwilę z trybu „muszę” i „trzeba” i wejść w tryb „może” oraz „chcę”. I nawet jeśli nie mamy ochoty dekorować stołu i sił by przyjmować gości, możemy dostrzec, że to, co najważniejsze, dzieje się nie w obrzędach, tylko w tym, co się dzięki nim lub obok nich może wydarzyć.
Możemy pobyć razem w miłym gwarze o zapachu kawy i mazurka, albo w przyjaznym milczeniu - sami z sobą. Posiedzieć bez pośpiechu. Pogadać o niczym albo wreszcie o czymś ważnym. Możemy zasnąć na kanapie po obiedzie i nie mieć z tego powodu wyrzutów sumienia.
I nawet jeśli nie wszystko nam się w tych świętach podoba – bo za głośno, za słodko, za tłoczno, za „na pokaz” – to warto wyłuskać z tego coś dla siebie. Coś, co sprawia, że przez moment czujemy się mniej w trybie zadaniowym, a bardziej po prostu… obecni. Ale by to było możliwe, trzeba kreować, a nie tylko odtwarzać stworzone dawno temu demo z pełnym scenariuszem tych świąt.
Nie trzeba świąt, by celebrować bliskość, ciepło i dobre towarzystwo. Ale skoro już przyszły – niech będą pretekstem. Nie do gonitwy, ale do odzyskiwania siebie. Choćby na chwilę.
I właśnie dlatego niech ta Wielkanoc się nie kończy.
Tekst: Iza Janaczek
Foto: Pexels