Lis 202323

Halo, ludzie, czy Wy się w ogóle słyszycie?
Czy Wy słuchacie tego, co sami opowiadacie?
I - czy zastanawiacie się, czy to ma sens i pokrycie w rzeczywistości?
No właśnie...
A warto to robić. Serio. Wtedy nie rani się innych i nie ośmiesza własnego intelektu. Takie pożyteczne 2w1.

Czy stomia śmierdzi?
To pytanie pada często w kontekście życia ze stomią. Z ust ludzi, którzy się muszą na nią zdecydować, bo to jedyna opcja, by w ogóle żyć dalej. Dlaczego takie pytanie nie pada z ust innych? Cóż... Być może temu, że oni już sobie na nie odpowiedzieli.
Już sam fakt, że w perspektywie (raczej lub zdecydowanie) "na zawsze" jest noszenie mało eleganckiej saszetki z kupą, wystarczy, by uruchomić wyobraźnię co bardziej kreatywnych. No bo, skoro to strawiona treść, czyli mało elegancko mówiąc – kupa i człowiek nosi ją w woreczku, to wszystko przecież musi śmierdzieć. No ja nie, jak tak?
No więc – nie. Nie musi. I od razu też uprzedzę pytania, co bardziej gorliwych – nie tylko stomia nie śmierdzi. Stomik również nie śmierdzi. Przynajmniej - z powodu stomii. Z innych powodów śmierdzieć może. Jak każdy, kto zapomni, po dużym wysiłku, użyć dezodorantu, bądź po prostu umyć się, i to kilka razy pod rząd. Przy czym słowo "każdy" oznacza tu dosłownie każdego, czyli także człowieka bez stomii.

ja-nie-smierde-1.jpg

Co powoduje, że stomia kojarzy się ludziom z nieprzyjemnym zapachem?
Stereotypy, brak wiedzy i... niestety - sami stomicy. A raczej, ich podejście do szerzenia wiedzy na temat stomii.
Zaczęło się od tego, że ze względu na "skutek uboczny", czyli stomijny woreczek, operacja wyłonienia stomii budzi kontrowersje. Przyjęło się zatem, że ze względu na inny, niż u ogółu, sposób wypróżniania się, stomia to coś, co należy bezwzględnie ukrywać. Jak wstydliwe, odrażające wręcz dziwactwo.
Co ciekawe, nie stresuje i nie szokuje tak bardzo usunięcie całego organu, co to, że jego skutkiem jest przyszycie części jelita do zewnętrznej strony brzucha, tworząc z tego fragmentu to samo, co "normalny" człowiek ma z tyłu, poniżej pleców. Właśnie przez ten szczegół mało kto patrzy na stomików, jak na ludzi doświadczonych przez los i takich, którzy wygrali życie. Częściej, traktuje się ich jak osoby, które miały pecha i teraz też mają, tylko jeszcze większego, bo czyż może być większy pech niż, za przeproszeniem zadek na brzuchu? Takie lekceważące, nieempatyczne i zamknięte podejście społeczeństwa rodzi różne reakcje stomików, z czego wyraźniej przebijają się dwie: zamknięcie się w sobie z opcją "nie wychylać się" lub głośny comming out.

ja-nie-smierde-2.jpg

A może spróbować jednak inaczej?
Przyznam, że sama nie jestem fanką wyskakiwania ze stomią przy każdej okazji. I nie tak, że się jej wstydzę, nic z tych rzeczy. Po prostu nie przemawia do mnie opcja: woreczek w dłoń, brzuch na wierzch i - na barykady. W myśl zasady, że albo wszyscy zaakceptują albo... No właśnie, "albo" – co?
Jak pokazuje życie, ta druga opcja zdecydowanie wygrywa. Bo ludzie zszokowani, tąpnięci i zaskoczeni sytuacją, w której widzą człowieka z przyklejonym do brzucha workiem na odchody, albo i bez niego – z obnażonym jelitem, instynktownie robią krok w tył. Często z odrazą i przekonaniem, że "to" nie może być higieniczne i lepiej się "od tego" trzymać z daleka. Od "tego" a tym samym od człowieka "to" mającego.
Zanim odezwą się urażeni i obrażeni, warto, by wrócili pamięcią do czasów, kiedy sami, decydując się na operację, o stomii szukali jakichś budujących o niej wiadomości. Budujących, czyli pokazujących, że da się "z tym" żyć jak kiedyś - przed operacją (czyli jeździć na rowerze i pod namiot, jeść pizzę, chodzić na basen, na tenis i do kina). Na więcej bardziej konkretnych szczegółów jest czas. Odrobinę później.

ja-nie-smierde-3.jpg

Hasło "stomia" w wyszukiwarce nie dodaje odwagi lecz częściej - odstrasza
Z własnego doświadczenia wiem, że często, nawet niewinne hasło wpisane w wyszukiwarkę w kontekście stomii, bez ostrzeżenia dawało wyniki, jakich człowiek rozpaczliwie szukający potwierdzenia, że ze stomią da się jakoś żyć, absolutnie widzieć nie chciał.
Wiele razy także dziś pierwsze zderzenie ze stomią w sieci kończy się zdjęciami obnażonych stomii, niekoniecznie książkowych i foremnych, bądź nagich, naznaczonych wieloma operacjami brzuchów z przyklejonymi i nie zawsze pustymi woreczkami. Nie jest to kontent, którego szuka zestresowany człowiek czekający na operację i chcący wierzyć, że po niej będzie tak, jak kiedyś. I choć wie, że będzie jednak inaczej, już choćby ze względu na fakt przyklejonego do brzucha woreczka, chce zobaczyć, że mimo iż są stomikami, ludzie z woreczkami na brzuchach, nadal chodzą na randki, do restauracji i na basen. Taki przekaz zdecydowanie ociepla temat stomii bardziej niż zdjęcia nagich brzuchów naznaczonych cierpieniem. Bo przecież człowiek cierpiący latami chciałby, by stomia była czymś, co otwiera mu nowe życie, a nie – tylko nowy rozdział mierzenia się z kolejnym rodzajem bólu.

No i nie jest to też kontent, który startowo chce oglądać człowiek nie zorientowany w temacie ale chcący ten temat zrozumieć. Dla swojej żony, dla syna, dla mamy lub taty.
Nie dziwmy się zatem, że odbiór stomii przy samozwańczej, często mocno bezkompromisowej kampanii jej odkrywania przed światem, daje tak dramatyczny dla samych stomików efekt.
"Nie rób drugiemu co tobie niemiłe" to zasada, która powinna mieć tu pierwszeństwo.
My stomicy zarzucamy często otoczeniu bezrefleksyjne okrucieństwo lub ostracyzm, ale – czy traktując temat stomii tak mocno zero-jedynkowo i wymuszając na innych pozytywną reakcję na nasze "nowe ja", nie czynimy podobnie?
Hasło "musicie zrozumieć" zdecydowanie nie jest właściwą drogą do odkłamywania tabu.Warto odkłamywać tabu pokazując, że stomia nie ogranicza i pozwala żyć pełnią życia. Taka metoda nie potrzebuje słowa "musieć" by przebić się pozytywnie w świadomości osoby szukającej w sieci cienia nadziei na stoma normalność.

ja-nie-smierde-4.jpg

Zasada złotego środka – mocno poszukiwania!
Nie twierdzę, że ukazywanie stomii w wersji saute jest złe. Twierdzę, natomiast, że zdecydowanie za mało jest jej w opcji ukazującej normalne codzienne życie. W ubraniu. Podczas jazdy na rowerze. Podczas śmigania na nartach czy morsowania. Podczas spotykania się z przyjaciółmi na ciastku lub kebabie. Podczas randkowania. Podczas jedzenia frytek lub sałatki z pomidorów a także podczas picia kawy na szczycie jakiejkolwiek góry. Podczas tańca, wakacji z plecakiem lub takich w opcji all inclusive. Innymi słowy – podczas normalnego, dobrego, zwykłego życia.

Dlaczego właśnie o tym wspominam?
Bo od innych przyszłych stomików często słyszałam pytanie, które także i mnie samą przed operacją stresowało. Czy my stomicy, po operacji będziemy mogli normalnie żyć? Czy po latach niejedzenia sałatek, owoców czy frytek będziemy mogli znów to robić? Czy będziemy mogli podróżować bez stresu, że nie zdążymy do toalety? Czy będziemy mogli znów kąpać się w morzu i nosić zwykłe ciuchy? Pamiętam jak przeczesywałam internet szukając fotek kobiet w strojach kąpielowych i w jeansach. Chciałam wierzyć, że znów będę mogła je nosić i rozpaczliwie szukałam potwierdzenia tego faktu.
Znalazłam.
Na zagranicznych stronach. A to oznacza, że sporo mamy jeszcze tu do zrobienia, by stomia nie była pożywką dla stereotypów.
I gwoli ścisłości – noszę to co chcę, jeżdżę i chodzę tam gdzie chcę i jem to co chcę.

ja-nie-smierde-5.jpg

A! I nie śmierdzę ;)
Z resztą, stomia nie śmierdzi. Stomia nie ma żadnego zapachu. Zapach – nieelegancką woń miewa to, co trafia do woreczka. Woreczek jest szczelny, więc to, co jest w nim, nie wydostaje się na zewnątrz, jeśli tylko nie odklei się on niespodziewanie, ale to z kolei, można ogarnąć. Tak jak i zapach z woreczka – bo woń ta jest kwestią diety.
Dokładnie tak, jak w przypadku zdrowego człowieka bez stomii, który zjadł za dużo i to jeszcze - niezbyt mądrze. Różnica jest taka, że gdy gazy ma stomik, wie o tym tylko wnętrze jego woreczka, które nie przepuszcza woni lub łazienka, w której stomik odpuszcza treść lub zmienia woreczek.
Natomiast, gdy gazy ma człowiek "normalny" to wie o tym najbliższe otoczenie jego stolika - w przytulnej knajpce, wszystkie osoby przebywające w jego pokoju - w akademiku, cała sala, w której ma lub prowadzi zajęcia lub gabinet, w którym przyjmuje interesantów.

Rozpatrując temat z tej konkretnej strony nadal uważacie, że to akurat my, stomicy, zasługujemy na łatkę "śmierdzieli"? Serio? ;)


.......................................
Tekst Iza Janaczek
Foto pixabay

Znajdź nas na
Znajdź nas na
Znajdź nas na