17 Listopad 2024
Paź 202327
Ponoć każdą podróż zaczyna się od pierwszego kroku. Inni twierdzą, że od przekroczenia progu, kolejni, że od kupienia biletu...
W przypadku stomika podróż rzecz ma się ciut inaczej. Bo do tego, co napisano powyżej dodać należy, że podróż – podróż stomika zaczyna się od zgody. Od rozmowy z samą/samym sobą. Od retorycznych pytań i często - szalonej decyzji.
Choć każdy stomik jest człowiekiem, to już nie każdy człowiek jest stomikiem. Jedni uważają, że stomia ogranicza pewne możliwości, inni, że wręcz odbiera to, co było normalne przed wyłonieniem: kontakty ze znajomymi, taniec, sport, pracę, hobby, podróżowanie.
O tym, że dobre już było, przyszły stomik słyszy często od lekarza - w szpitalu lub na wizycie w gabinecie. "Dobre już było, teraz trzeba przygotować się na stomię". Pfff... Cóż to za koślawa retoryka?
Nigdy, absolutnie w to nie wierzcie. To nie jest prawda, no chyba, że sami tak zdecydujemy i będziemy robić wszystko, by dopasować życie do tego jednego nieszczęsnego, totalnie odklejonego od rzeczywistości, zdania.
Stomia to nie stygmat, to nie szkarłatna litera wypalona na czole. To i owszem, pewien ambaras, kłopot i dopust Boży, ale też wentyl bezpieczeństwa. który symbolizuje to, co musieliśmy przejść, by żyć. Po prostu. Jak to życie będzie wyglądać w dużej mierze zależy od nas. Od podejścia i tego, co w tym temacie pozwolimy sobie zasiać we własnej głowie i co sami w tej głowie w tym temacie zasiejemy.
By mieć właściwy osąd, by patrzeć perspektywicznie, głowę tę należy wietrzyć. Bezwzględnie. Najlepiej – wychodząc z niej czasem i zajmując myśli innymi tematami.
Tematem idealnym są wakacje, podróże i zmiana otoczenia. Nic tak nie wpływa na przybliżenie trudnego tematu jak oddalenie się od niego i spojrzenie na całokształt spraw, które nas gnębią i dołują z właściwej – często dalszej perspektywy, lub z wysoka, jeśli mowa o górach.
Podróżować jest bosko, śpiewała Kora. I myślę sobie, że to absolutna prawda, bez względu na to, jaki kaliber podróży mamy na myśli. Nie jest bowiem istotne, czy to będzie wielka podróż na Kanary, na czarny ląd, do Meksyku czy w nasze kochane swojskie Bieszczady. Bo w podróżowaniu chodzi o sam fakt bycia w podróży, destynacja, choć też istotna, ma tu często znaczenie poślednie.
Bez względu na to gdzie i na ile wyjeżdża, stomik i tak pakuje zawsze to samo. Woreczki, kosmetyki do pielęgnacji i nożyczki, jeśli ktoś przycina otwór w woreczku. A! I ciuchy na każdą okazję, rzecz jasna, choć to rzecz drugorzędna. Bo gdy się czegoś zapomni jest pretekst by sobie sprawić nowe.
Lato to dobry czas na pracę nad własnymi zahamowaniami. Światło dnia sprawia, że wszystko jest jakieś łatwiejsze i mniej straszne. Słońce kusi łagodnie głaszcząc promieniami twarz. Dodatkowo wytrwać w postanowieniu zmarnowania sobie reszty życia na siedzenie we własnej głowie i w czterech ścianach niedaleko łazienki nie pomagają fotki i wakacyjne opowieści znajomych. Powodują one, że włącza się tęskna nuta, która po operacji wyłonienia jakoś zamilkła, a teraz znów kusi śpiewem, choć niekoniecznie - syrenim... A może, by tak znów spróbować?... Wsiąść na motor... Do pociągu byle jakiego... Na rower... Do samolotu...? I ruszyć.. Znów, żyć jak kiedyś...
Mieliście tak? Pewnie, że mieliście :) Każdy ma... Ważne, co z tym "maniem" zrobiliście.
Czy stłumiliście ten wewnętrzny śpiew kuszący "życiem jak dawniej" jednym krótkim zdaniem – MAM STOMIĘ - NIE MOGĘ....
Czy wręcz przeciwnie, powiedzieliście – MAM STOMIĘ – MOGĘ!
Tym drugim (z nas) przybijam pionę! A w zasadzie dwie – jedną za odwagę i drugą za hart i dystans do siebie.
Tych pierwszych (z nas) pytam – a co stoi na przeszkodzie? Stomia? No bez żartów...
Oczywiście są stomie łączone z licznymi komplikacjami zdrowotnymi, chorobami trwającymi obok i tu absolutnie trudno mówić: "wkładaj buty, bierz plecak i ruszaj w drogę"... Choć kusi, bo wiem, że ludzie, którzy widzieli już światełko w tunelu rzadko kiedy się poddają i często to oni zawstydzają tych, którzy mogą iść szybciej, a jednak siedzą na ławeczce rezerwowych. I to nie dlatego, że trener - lekarz kazał, lecz z własnej, nieprzymuszonej woli. Tak na wszelki wypadek.
I właśnie tych z nas pytam. Zwłaszcza teraz, gdy lato, gdy pięknie, gdy promocje i last minute na każdym kroku. Co Was powstrzymuje przed życiem tak naprawdę? Jeśli macie książkową stomię, grzeczną, układną i miłą, nie wydającą odgłosów w towarzystwie i nie robiącą niemiłych niespodzianek mimo, że pożarliście kilo czereśni za jednym przysiadem, to jaką macie... wymówkę?
Że ktoś zobaczy wybrzuszenie pod bluzką? Że jak się ta bluzeczka podwinie to będzie widać, że on tam jest. Ten straszny woreczek? Lub, że co grosza - się odklei?
Cóż, straszna prawda wygląda tak, że dla ludzi obok, to co dla nas, stomików jest krępujące i straszne, dla nich nie ma większego znaczenia. Tym nieznajomym w kawiarni, na deptaku i na plaży, tym, którzy być może zobaczą i wybrzuszenie pod bluzką i rąbek woreczka i co gorsza, plamę na bluzce, bo się skubany odkleił – to co zobaczą jest absolutnie, totalnie tak bardzo i szczerze obojętne, jak tylko być może... Serio... Sprawdziłam. Przetestowałam. I wiecie co? To genialne uczucie nie być pępkiem świata! Polecam spróbować.
A mówiąc już tak bardziej poważnie, choć sarkazm zdecydowanie pomaga utrzymać właściwy balans, nawet w trudnych sytuacjach, stomia ogranicza z reguły najbardziej - w głowie. I tylko my sami to widzimy.
Jedząc w restauracji, prawie, że na końcu świata, usiadłam przy stoliku w sąsiedztwie uroczej pary z Francji. Rozpromieniona starsza pani wpatrzona w nie mniej promiennego starszego pana. Gorące lato, więc i stroje mniej oficjalne. Podczas siedzenia starszemu panu ciut podwinęły się szorty i na udzie ukazała część stomijnego woreczka. Tak. Prawie koniec świata, jedna, jedyna restauracja i dwoje stomików. To ci dopiero urodzaj i stężenie. I co ciekawe – nikomu na głowę sufit z tego powodu nie spadł. Czy Pan Francuz epatował woreczkiem, zmuszając otoczenie do bezwiednej akceptacji? Absolutnie nie.
Czy wstydził się tego, że ma woreczek? Też nie. Po prostu jadł kolację ciesząc się towarzystwem i życiem. Nie był pępkiem świata. Był jego częścią. Piękna lekcja pokory, prawda?
Każdą podróż zaczynamy od decyzji. I to jest ten kluczowy moment, w którym wybieramy, jak będzie wyglądała nasza podróż – ta najbliższa wakacyjna i w konsekwencji także ta dalsza – życiowa.
Strach, że coś "nie zadziała jak trzeba" nie jest zły. Uczy czujności i opanowania. Złe jest to, że się temu strachowi pozwalamy panoszyć w naszych głowach, budując apokaliptyczne obrazy, które rodzą większy strach a ten sprawia, że odkładamy życie na nieograniczone żadnymi ramami czasowymi "później".
Nie trzeba od razu w samolot i na koniec świata... Małe kroki też są fajne. A Polska prześliczna i zawsze blisko do zaprzyjaźnionego sklepu medycznego Med4Me, po ratunkowy woreczek lub pastę i – kartę stomika, gdyby jednak ktoś planował wyruszyć jeszcze dalej.
Od czego więc zacząć podróż? Od zdania: "- a w zasadzie, to co się stanie, jeśli zaryzykuję?"
I od razu należy sobie odpowiedzieć: "- nawet jeśli się odklei woreczek, to niebo nie runie mi na głowę, w każdym razie – sprawdzę to i się przekonam sam/a".
Potem wybieramy destynację. Góry, Mazury, Szlakiem Orlich Gniazd na rowerze, wyspa z wulkanem lub bez albo all inclusive w dalekiej Afryce.
Pakujemy kartę stomika, kosmetyczkę stomika, ciuchy w których czujemy się najlepiej, dobre nastawienie i wiarę w to, że nawet jak będzie trudniej, to i tak damy radę. I już. Gotowi do drogi.
A tym, którzy wciąż w rozterce dedykuję utwór o straconym czasie i decyzjach, które mogły być dobre, gdyby nie były wygodnickim zaniechaniem.
Utwór "Poczekalnia", Jacka Kaczmarskiego, tu, poniżej w formie wiersza, ale jeśli tylko, Drodzy Kochani Stomicy, macie możliwość, posłuchajcie go w wersji śpiewanej – dostępna jest na You Tube.
Siedzieliśmy w poczekalni, bo na zewnątrz deszcz i ziąb
(Do pociągu sporo czasu jeszcze było);
Można zatem wypić kawę albo rzucić coś na ząb,
Bo nikt nie wie, kiedy człek znów napcha ryło.
Wtem słyszymy kół stukoty i lokomotywy świst,
Więc rzucamy się do wyjścia na perony,
Ale w miejscu nas zatrzymał megafonów zgrzyt i pisk:
– To nie wasz pociąg – ogłosiły megafony.
Uwierzyliśmy megafonom –
Uprzejmie wszak ostrzegły nas;
Po co stać w deszczu na peronie,
Skoro przed nami jeszcze czas?
Żarcie szybko się skończyło, nuda zagroziła nam,
Zaczęliśmy drzemać, marzyć i flirtować;
>Ktoś przygrywał na gitarze, zanucili tu i tam,
Zaciążyły nam do tyłu nasze głowy.
>Wtem słyszymy kół stukoty i lokomotywy świst,
Więc ospale podnosimy się z foteli.
Ale w miejscu nas zatrzymał megafonów zgrzyt i pisk:
– To nie wasz pociąg – przez megafon powiedzieli.
Uwierzyliśmy megafonom –
Pomarzyć w cieple – dobra rzecz.
Po co stać w deszczu na peronie
Zamiast w fotelu miękkim lec?
Po marzeniach przyszła kolej na dziewczyny oraz łyk,
Co pozwolił nam zapomnieć o czekaniu,
Gdy tymczasem za oknami n-ty już się puszył świt
I poczuliśmy się trochę oszukani.
Więc gdy znowu kół stukoty usłyszeliśmy i świst –
W garść się wzięliśmy i dalej! – na perony!
Lecz zatrzymał nas na progu już znajomy zgrzyt i pisk:
– To nie wasz pociąg! – Ogłosiły megafony.
Uwierzyliśmy megafonom –
W końcu nie było nam tak źle.
Po co stać w deszczu na peronie,
Gdzie z wszystkich stron wichura dmie?
Uderzyło nas jak gromem, spojrzeliśmy wreszcie w krąg,
A już wiele, wiele świtów przeminęło!
I patrzymy w starcze oczy, powstrzymując drżenie rąk –
Zadziwieni, gdzie się życie nam podziało;
Wybiegamy na perony, lecz na torach leży rdza,
Semafory, hen! pod lasem – opuszczone!
Żaden pociąg nie zabierze już z tej poczekalni nas,
Milczą teraz niepotrzebne megafony…
I gorzko się zapatrzyliśmy
W zabrane nam dalekie strony
I w duszach swych przeklinaliśmy
Tę łatwą wiarę w megafony.
..........................
Tekst i zdjęcia Iza Janaczek