Lut 202428
Dziennik podróży, dzień 9 i ambitny plan dotarcia nad zaporę Dez. To niebagatelna miejscówka, bo Dez uważana jest za jedną z najwyższych zapór na Bliskim Wschodzie. Zbudowana na rzece Dez, za czasów ostatniego Szacha Iranu, mierzy sobie 203 metry wysokości.
Niestety, zamknięty szlaban i nieprzejednana postawa ochrony tego miejsca skutecznie uniemożliwiły Szymomnowi zobaczenie tej budowli na własne oczy.
Na szczęście nie wszystko tego dnia się sprzysięgło, by być "na nie". Temperatura wreszcie poszybowała, pokazując cudne 20 stopni na plusie. Wybrany po korekcie planu kierunek, z każdym przejechanym kilometrem wydawał się być absolutnym strzałem w 10. Zatem - kierunek Zatoka Perska, ale najpierw Dogonbadan, w którym Szymon przewidział nocleg, po długiej trasie.
Po nieudanej próbie zobaczenia zapory Dez Dam, Szymek ruszył więc w dalszą drogę. Jako, że nie samymi widokami żyje stomik, Szymon zatrzymał się przy budce z falafelami. Było absolutnie standardowo, do czego Iran już Szymka przyzwyczaił. A więc posiłek, miła rozmowa, sesja zdjęciowa z lokalnsami, mocno zainteresowanymi podróżą i motorem. Szef małej gastronomii, w której Szymek zamierzał się posilić, był żywo zainteresowany jego podróżą, na tyle, że zaproponował darmowy posiłek. Szymek odmówił, płacąc za jedzenie. Krótki posiłek zamienił się w miłe spotkanie towarzyskie.
"Welcome to Iran" to zdanie, które Szymon słyszał często, a kiedy Irańczycy dowiadywali się, skąd jest ich rozmówca, dodawali jeszcze z wielkim znawstwem: "Aaa! Lewandowski!"
Także przy kolejnym przystanku było bardzo podobnie, tylko zamiast falafeli – była kawa :)
Krótki postój, potrzebny do zmiany danych w nawigacji, skończył się rozmową i espresso, zafundowanym przez właściciela sklepu, przy którym zatrzymał się na chwilę Szymek wbijając ustawienia do nawigacji.
Jak wiele razy wspominał mi Szymon – Iran nie jest krajem dla introwertyków. Słuchając o jego kolejnych przygodach i obserwacjach opowidających, jak reagują ludzie widząc samotnego motocyklistę, a mianowicie pozdrawiając go przyjaznym machaniem bądź uśmiechem i kciukiem uniesionym w górę – trudno się z tym zdaniem nie zgodzić.
Kolejny przystanek, do którego Szymon dotarł wieczorem, to Dogonbadan. Wykupił on nocleg w pobliskim hostelu i ruszył obejrzeć miasto. Po drodze zrobił też małe zakupy.
Podczas nich – odkrył kolejną przyjemną i zabawną ciekawostkę, charakteryzującą mieszkańców tej krainy – kreatywność ;) Jako że sprzedawca nie miał "drobnych" do wydania – wypłacił Szymonowi resztę w... ciasteczkach.
My Europejczycy często uważamy, że mamy monopol na gościnność bo i u nas, jak wspominał Szymek, ludzie często machają do siebie pokazując uniesiony palec. Nie jest to jednak kciuk, lecz palec środkowy – a ta drobna różnica wiele zmienia w definiowaniu gościnności. Zwłaszcza że trudno też przypomnieć sobie sytuację, w której ktoś podaje darmowe espresso zziębniętemu kierowcy – na dokładkę obcokrajowcowi
Okazuje się, że czasami trzeba wyjechać naprawdę daleko, by znów poczuć prawdziwą życzliwość i entuzjazm z powodu spotkania drugiego człowieka.
Tekst: Iza Janaczek
Foto: Szymek Bogdanowicz