Kwi 202417
Życie podróżnika – także tego, który samotnie jedzie do dalekich krajów Orientu i powrotem, pokazuje, że nie wszystko, i nie zawsze idzie zgodnie z myślą i wyobrażeniami.
Można by przypuszczać, że w życiu stomika największym problemem jest stomia. Nic bardziej mylnego. W życiu stomika, traktującego stomię tylko i li jak dodatek, dzięki któremu żyje – stomia jest najmniejszym problemem.
O wiele większym bywa ludzka mentalność i skłonność do zła. Nie, nie ze względu na stomię, choć wielu i w tym temacie miałoby sporo nawiązań do własnych wspomnień.
W przypadku podróży Szymka chodzi o to, gdzie przebywa i jakie ma z tego tytułu spostrzeżenia. A choć przebywa w kolejnym muzułmańskim kraju – jego spostrzeżenia są zgoła odmienne niż w przypadku innych arabskich państw odwiedzanych podczas tej podróży.
Szymek przebywa w Iraku, ściślej rzecz ujmując - w Bagdadzie, do którego dotarł wraz z przymusowym konwojem wojskowym, w asyście którego, po tym jak odebrano mu paszport, jechał przez prawie 10 godzin. Tuż przed Bagdadem odzyskał paszport i możliwość przemieszczania się dalej, już bez eskorty.
Ostatnie dni nie są dla Szymka łatwe. To pierwsze spokojne chwile od wyjazdu z Jordanii. Tam, podczas pobytu Szymka, Iran przypuścił nocny atak na Izrael. Sytuacja była na tyle napięta, że skutecznie uniemożliwiła Szymkowi sen, o czym przeczytać można we wcześniejszych relacjach.
Kolejnego dnia, Szymon ruszył w kierunku Iraku, do którego dotarł dopiero następnego dnia. Niedługo po przekroczeniu granicy Szymon otrzymał propozycję nie do odrzucenia, by do Bagdadu jechać pod okiem wojskowej asysty.
Aż do tej chwili Irak nie zrobił na Szymku najlepszego wrażenia - kolejki i bałagan na granicy, atmosfera zagrożenia unosząca się w powietrzu, fatalny stan dróg i nieprzyjemni służbiści.
Jazda po Bagdadzie okazała się prawdziwym wyzwaniem. Dziury, samowolka drogowa, wiecznie aktualna zasada kto pierwszy, ten lepszy i ogromne korki. To wszystko spowodowało, że po kilku kilometrach Szymek zrezygnował z rekreacyjnego objeżdżania miasta i zawrócił na parking, skupiając się na atrakcjach dostępnych na piechotę. Kolejnego dnia Szymonowi udało się spotkać motocyklistów z Ameryki, których maszyny widział w recepcji hotelu. To podróżnicy wracający z Afryki i kierujący się obecnie do Gruzji i Armenii. Wszyscy wspólnie wymeldowali się z hotelu i ruszyli razem w kierunku Samary, gdzie się pożegnali i rozjechali, każdy w inną stronę.
Kolejną mało przyjazną ciekawostką, którą Szymek zaobserwował w tym dość zamkniętym i mało towarzyskim kraju, to tankowanie. Tankowanie w Iraku różni się bardzo od tego, do czego przywykł Szymon tankując dotychczas we wszystkich odwiedzanych (kiedykolwiek) krajach. We wszysktidch tych krajach podjeżdżał on pod dystrybutor i tankując. Po prostu.
W Iraku jest „trochę: inaczej. Otóż w Iraku, tankowany pojazd – w tym wypadku motocykl, zgodnie z otrzymanymi wskazówkami należy zaparkować z dala od dystrybutorów. By go zatankować (tak jakby zdalnie ;) ) należy użyć 5 litrowych butelek po płynie do spryskiwaczy. To właśnie do nich należy wlać paliwo, zanieść je do zaparkowanego motocykla i przelać do baku - co też Szymek czynił do skutku, aż bak był pełny. Dobrze, że paliwo nie należy tu do najdroższych, bo nie jest to najtańsza opcja, zważywszy na fakt, że podczas całej operacji wiele paliwa wylewało się wokół baku, nie trafiając do jego środka.
W Samarze Szymon miał nadzieję zobaczyć wizytówkę miasta, czyli - spiralny meczet (Malwiya Mosque) Niestety, kilka kilometrów od miasta wojskowa kontrola drogowa nie wydała pozwolenia wjazdu do miasta, choć Szymek przekonywał, że jest tylko turystą.
Dziurawe, niebezpieczne drogi, ciągłe kontrole wojskowe, brak możliwości swobodnego przemieszczania się, budowanie poczucia zagrożenia, smutne widoki, bo pełne śladów po niedawnych walkach, jakie stały się udziałem tego targanego licznymi konfliktami państwa, (które ostatecznie zostało wyzwolone z rąk Państwa Islamskiego), a także kosmiczny sposób na „bezpieczne”, według Irakijczyków, tankowanie to składowe, które spowodowały, że Szymek zdecydował skrócić swój pobyt w Iraku i szybciej wjechać do Turcji.
Jedynym miłym akcentem, potwierdzającym niejako wyjątek od reguły, jaka wydawać by się mogła panować w Iraku, był obiad, na który Szymek został zaproszony przez Saddama, moto-pasjonata z Tikritu. Tego samego dnia Szymon dojechał do granicy z Kurdystanem i następnie, zatrzymywany przez wojsko niezliczoną ilość razy - do miasta Irbil.
Kolejnego dnia zaplanował przekroczenie granicy z Turcją, kończąc tym samym raczej mało przyjemną przygodę, jaką była trudna i wyczerpująca podróż przez Irak.
Tekst: Iza Janaczek
Foto: Szymek Bogdanowicz