Kwi 202410
Dziennik podróży. Jordania. Wadi Rum. Ale zanim dotrzemy z Szymkiem w te wyjątkowo piękne miejsce, słów kilka na temat tego, co działo się przedtem.
Temat z łańcuchem wszedł w nową fazę. Okazało się, że czas jego ściągnięcia do Akaby wydłuża się o kolejne kilka dni. Znacząco urosła też jego cena. Szymek postanowił więc podziękować za pomoc i wymienić łańcuch we własnym zakresie, po dojeździe do Ammanu.
W tym samym dniu, w Akabie Szymon spotkał motocyklistów z Polski – byli to pierwsi rodacy przemierzający Bliski Wschód, jak Szymon - na dwóch kołach, których spotkał on podczas swej orientalnej podróży.
Na kolejny dzień Szymon wykupił możliwość wejścia na teren Wadi Rum. To turystyczna atrakcja, piaszczysta dolina wśród granitowych i piaskowych skał. Sama nazwa Wadi Rum oznacza w języku arabskim „wysoką dolinę”. Wiele odwiedzających ją osób porównuje to miejsce do ukształtowania terenu i kolorytu, jaki zgodnie z posiadaną przez nas wiedzą – dominuje na Marsie.
Szymon skorzystał z oferty Bianki, Holenderki i przedstawicielki firmy organizującej wycieczki do Doliny.
Rano, o 9:00 wyruszył więc na pustynię do doliny Wadi Rum. Tym razem Yamaha została poza doliną, na parkingu. Dalsza podróż odbywała się pickupem, który służył do obwożenia turystów po rozległym obszarze doliny. Na pace pickupa Szymkowi towarzyszyła para z Turcji.
Będąc już w dolinie, z paki pickupa chłonęli kolejne kosmiczne krajobrazy, jakie przesuwały się im przed oczyma. Wiezieni przez kierowcę - Beduina mieszkającego w dolinie, mogli podziwiać coraz piękniejsze naturalne formacje z - coraz ciekawszymi odcieniami skał i piasku.
Podczas jednego z postojów, tam, pośrodku marsjańskich skał, odbyło się nawet małe nieoficjalne spotkanie sportowe - mecz siatkówki - Jordania vs reszta świata :)
Natomiast w porze lunchu, kierowca-przewodnik zamienił się w gościnnego gospodarza, przygotowującego dla swoich gości gorący posiłek wprost na świeżym powietrzu. Do wieczora Szymon zwiedzał okolicę, podziwiając jej unikatowe kolory i ukształtowanie terenu, które w zupełnie innej szacie ukazały się podczas zachodu słońca. Czas ten Szymek spędził na szczycie skały, podziwiając to spektakularne widowisko i pijąc herbatę.
Noc Szymon spędził w obozowisku, do którego wraz z pozostałymi towarzyszami dotarł już zupełnie po zachodzie słońca. Tam zjadł zarpę, tradycyjną kolację na gorąco, przyrządzaną w warunkach polowych - na grillu rozłożonym wprost w piasku. Kolacją tą były grillowane warzywa oraz kurczak.
W grupie wycieczkowej Szymona były osoby różnej narodowości – podróżnicy i turyści z Francji, Turcji i USA. Taka mieszanka kultur i mentalności uczyniła ten wieczór jeszcze bardziej wyjątkowy. Po kolacji siedzieli więc wszyscy, słuchając beduińskiej muzyki i rozmawiając o swoich krajach i przeżyciach.
Długość drogi, jaką Szymek przebył, począwszy od lat niezdiagnozowanego bólu, ciężkiej operacji głowy i wyłonienia stomii, do momentu, w którym siedział on na skale, pośrodku pustyni i popijał herbatę, liczy się zarówno w kilometrach, jak i wielu, bardzo wielu złych, smutnych myślach, nie widzących szans na radość życia.
Po latach choroby, strachu i braku pewności, co będzie jutro i - czy w ogóle ono będzie, Szymek wreszcie odzyskał kontrolę nad swoim życiem. A to oznaczało czerpanie z tego życia pełnymi garściami.
Dziś, ta wielka afirmacja świadomego życia na własnych warunkach zamyka się w dwóch słowach, otwierających każde drzwi – STOMIK MOŻE… Może stąpać po piasku doliny Wadi Rum, przemierzać pustynię pickupem, grać w siatkówkę na prowizorycznym boisku, gdzieś pośrodku niczego i pić arabską herbatę, patrząc, jak nowy dzień ustępuje miejsca wieczorowi.
Tekst: Iza Janaczek
Foto: Szymek Bogdanowicz