17 Listopad 2024
Mar 202428
My, ludzie XXI wieku, urodzeni w wieku XX, przeszliśmy wielką transformację z ludzi siebie tolerujących i wspierających własne głowy rozlicznymi zainteresowaniami, w ludzi chcących żyć innym życiem, albo – życiem innych, w myśl zasady, że w ogrodzie sąsiada, po drugiej stronie ulicy, trawa jest jakby bardziej zielona.
My stomicy mamy tak samo, tylko jeszcze bardziej. Z jednej strony chcemy, by było jak dawniej, ale jednocześnie nie chcemy tego, ponieważ wtedy było źle - bo choroba, bo ból, bo beznadzieja.
Nie umiejąc poradzić sobie z nową rzeczywistością, traktujemy ją dobrze nam znanymi narzędziami, które udoskonaliliśmy w trakcie trwania życia przed stomią. Niestety te narzędzia często dalekie były od pozytywnego myślenia, co teraz ma smutne skutki.
Rzadko kiedy zdajemy sobie sprawę, że stomia, nie tyle coś nam - stomikom, zabrała, co wręcz uwypukliła. A uwypukliła cechy, jakie tkwiły w każdym z nas na długo przed zostaniem stomikiem. I to właśnie one zdeterminowały to nowe życie "po stomii".
Owszem, sposób przedstawienia pacjentowi informacji o konieczności wyłonienia u niego stomii ma kolosalne znaczenie, ale już sposób przyjęcia i opracowania sobie w głowie tej fatalnie często przedstawionej wiadomości zależy od nas samych i tego, jakie myśli dominowały w naszych głowach zanim zmieniła nas choroba.
Oczywiście nie u wszystkich, ale u wielu, o czym świadczą przerażające statystyki ludzi stoma-nieszczęśliwych. A statystyki te, będące efektem badania społecznego przeprowadzonego jakiś czas temu przez Fundację, mówią, że prawie 90% wszystkich stomików nie akceptuje siebie po operacji wyłonienia i nie akceptuje samej stomii, nie widząc w niej opcji, lecz, wręcz przeciwnie, traktując jak dopust boży i krzywdę za niezawinione grzechy.
Stoma-requiem
Życiu ze stomią w wielu przypadkach towarzyszy wewnętrzna pieśń żałobna, requiem, kojarzące się z pieśnią na koniec wszystkiego. Skąd takie porównanie? Z obserwacji, które jasno pokazują, że właśnie w ten sposób wielu stomików definiuje życie ze stomią. Jak koniec wszystkiego (co dobre, szczęśliwe i twórcze).
Codziennie wielu z nas powtarza sobie (bądź sobie uświadamia i się w tym ugruntowuje), czego nie może a także, co nam odebrał los, pech i - stomia.
Powtarzamy sobie te złe, hamujące nas rzeczy, jak mantrę i codzienną modlitwę... Ugruntowujemy się w nich i wierzymy coraz bardziej, że nic dobrego nas już nie spotka, bo stomia to przekreśla. Ta codzienna litania niemocy u każdego odmawiającego ją stomika może się nieco różnić doborem wersów. Jednak to, co będzie w niej stałe, to niszczycielskie w tym zestawieniu słówko "nie".
Tak więc:
Stoma - wybór
Wcale nie chodzi o to, by popaść w kolejną skrajność.
To nie tak, że życie ze stomią jest łatwe i ci, którzy twierdzą inaczej - dramatyzują.
Życie ze stomią wcale nie jest łatwe. A u wielu osób bywa wręcz trudne. Czasami tak bardzo, że brakuje skali, by to opisać. Jako, że trudno zamknąć w ramach skalę bólu i niemocy w podchodzeniu do rzeczy niełatwych – trudno też jednoznacznie założyć, że wszyscy cierpią tak samo mocno, bądź inni cierpią mniej... Ale fakt jest faktem, niektórym z nas jest lżej. Nie mamy przepukliny, odparzeń czy innych komplikacji stomijnych, nie mamy też problemów z poruszaniem się czy trawieniem... I właśnie z tego powodu, ci, którzy mają łatwiej (a są i tacy stomicy) powinni zastanowić się, dlaczego tak często tego nie dostrzegają zamykając się w bańce strachu i niemocy.
Choć dla wielu zabrzmi to obrazoburczo, ta sytuacja przypomina trochę wyprawę do Morskiego Oka, którą odbyć można na dwa sposoby. Można więc wybrać opcję: "na piechotę" – przechodząc tę trasę mimo niewygody i bolących nóg, często z ciężkim plecakiem ale o własnych siłach, i można wsiąść do ciągniętego przez konie wozu i pozwolić się dowieźć na miejsce nie mając pojęcia o tym, że tak naprawdę, to dalibyśmy radę przejść tę trasę sami.
Rezygnując z możliwości przetestowania własnego potencjału - z przyzwyczajenia wielu wybiera opcję – stabilnie i bez wysiłku – choć wiadomo, że ta opcja wiąże się z dyskomfortem, bo będzie trzęsło, będzie niewygodnie , będzie w cudzym tempie, tłocznie i głośno.
I tu, choć to oburzy wielu – nasuwa się analogiczne do tych rozważań pytanie. Czy aby niektórzy z nas tej naszej stomii nie traktują tak samo? Czy nie jest ona wymówką, by zostać w miejscu, które się zna, bo to mniejszy stres, choć rutyna powoli odbiera pamięć o marzeniach i czyni to stabilne "życie z przyzwyczajenia" – niewygodnym i nieszczęśliwym?
Dawno temu, przed wyłonieniem
To były czasy!... prawda? Ból, pieluchy, areszt domowy, bo non stop toaleta, szpitalna sala zamiast życia domowego i ścisła dieta, mimo, że święta, urodziny albo komunia chrześniaka. Kroplówki i żywienie dożylne zamiast domowego obiadu i brak nadziei, że cokolwiek drgnie, zamiast planów.
Po wyłonieniu, u nowych stomików zmieniło się wszystko. I to dosłownie. I choć to zabrzmi przewrotnie – u wielu zmieniło się inaczej, niż się nastawiali.
Wrócił zdrowy, jakościowy sen a dieta została rozbudowana do rozmiarów pełnego pyszności talerza zdrowego człowieka. Wielu z nas zaczęło znowu wychodzić z domów i wielu znowu zaczęło się szczerze śmiać.
Zmiana na lepsze to dobra zmiana, choć często źle zapowiedziana bywa szokiem
Czy powrót jakościowego życia, z dobrym snem, zdrową, różnorodną dietą i przypływem sił sprawczych ani trochę nie równoważy nienaturalności, jaką, bez wątpienia jest stomia?
Bardzo wielu stomików odpowie – "oczywiście, że nie!" choć w czasie strasznej i odczłowieczającej choroby poprzedzającej stomię, chcieli oddać wszystko za choć jeden dzień normalnego życia.
"Oczywiście, że nie" - być może odpowiedzi takiej udzielą również ludzie, którym na pierwszy rzut oka "niczego nie brakuje". A to często mylny obraz sytuacji. Bo choć fizycznie gotowi są do wyjścia do świata, spętani są jednocześnie poczuciem krzywdy, która zaciemnia pojawiające się opcje i możliwości.
To podejście da się zmienić. Da się pokazać stoma-smutnym ludziom inne opcje. Jak? Będąc cierpliwym i konsekwentnym.
Nie oceniając. Nie formułując krzywdzących opinii. Nie zmuszając do zmian bez przygotowania tematu i wyczucia sytuacji.
Często, my, "stoma-oświeceni", chcemy przekonać innych, że życie ze stomią może być jakościowe i wartościowe, nierzadko zbyt szybko implementując dobre rady nieprzekonanym. Chcemy pomóc, działając tu i teraz, a nie wszyscy są na to gotowi. I choć najtrudniej jest pomagać pasywnie – po prostu będąc obok i dając przykład własnym aktywnym życiem – nie przestawajmy. Pokazywanie, że da się żyć ze stomią - naprawdę działa.
Stoma-mantra
Owszem, mobilna, przytwierdzona do brzucha toaleta nie jest czymś zwyczajnym, ale na pytanie, czy była to zbyt wysoka cena za to, by w ogóle żyć i żyć tak, jak zapomnieliśmy, że można – każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Szczerze i od serca, we własnej głowie. Nie odpowiadajmy za innych, chcąc przekonać ich do własnych racji. W przypadku stomii takie działanie często daje odwrotny skutek, pogłębiając przepaść dzielącą stomika od dobrego życia. Stwórzmy natomiast przestrzeń do zmian na lepsze.
By się to udało, trzeba usunąć z pola widzenia wszystkie rozpraszacze, począwszy od codziennej stoma-mantry, która spowalnia i sieje wątpliwości w sercach i umysłach (zbyt) wielu stomików.
Warto też zdać sobie sprawę, że choć stomia dotyczy zgoła innej części ciała, to jednak miesza stomikom najbardziej – w głowie. Naprawiając to, co było popsute, zamiast odtrąbić sukces, paradoksalnie psuje nasze wyobrażenie o zwycięstwie nad chorobą i powrocie do normalnego życia. I to jest chyba najsmutniejsze w tych rozważaniach. Choć stawialiśmy czoła chorobie, upokorzeniom, niemocy, brakowi nadziei i ogromnemu bólowi, teraz, gdy trzeba odcinać kupony od tego, okupionego wielkim cierpieniem, zwycięstwa – poddajemy się bez słowa, żyjąc życiem, w którym każde ważne zdanie zaczyna się od słówka "nie".
A gdyby dziś spróbować inaczej?
Poniżej raz jeszcze tekst, wspomniany już wcześniej. Tekst, który wielu stomikom kojarzy z tym, czym dziś jest ich życie. Zróbmy małe doświadczenie i usuńmy z niego wszystkie słówka "nie". A uzyskany tekst przeczytajmy, wizualizując sobie każdy wers. Dokładnie i w kolorze.
Gotowi? Start:
To o nas, Drodzy Kochani. Potraficie w to uwierzyć?
Tekst: Iza Janaczek
Foto: Unsplash