28 Listopad 2024
Paź 202122
1. Przedstaw się. Ile masz lat, gdzie mieszkasz, jaka jest twoja sytuacja rodzinna, czy pracujesz zawodowo?
Nazywam się Eugenia Pior. Mam 87 lat, mieszkam w Malborku. W listopadzie zeszłego roku nagle i niespodziewanie odszedł mój mąż Tadeusz. Byliśmy małżeństwem 64 lata. Jeszcze nie oswoiłam jego śmierci. Różnie się nam układało, ale byliśmy bardzo ze sobą związani. Bardzo!
Mam dwoje dzieci syna Sławka i córkę Ewę. Syn mieszka w Krakowie, córka w Malborku. Jestem szczęśliwą posiadaczką pięciorga dorosłych wnucząt oraz trójki prawnucząt.
Od wielu lat jestem na emeryturze. Pracowałam w zawodzie fryzjerki, do tej pory mam kilka klientek.
2. Na co chorujesz? Z jakiego powodu została wyłoniona stomia? Kiedy to było? Czy stomię masz na stałe czy nie?
Jestem posiadaczką urostomii. Rak pęcherza stał się tego sprawcą. Najpierw przez kilka lat ot, tak po prostu był sobie łagodny, niegroźny, z którym lekarze rozprawili się łatwo. Aż do roku 2018, kiedy wrócił ze zdwojoną siłą i trzeba było szybko działać.
Wyjść było kilka. Radioterapia, a potem być może również chemioterapia lub radykalne działanie czyli usunięcie pęcherza.
Bałam się operacji, bałam się bólu. Nie umiałam wyobrazić sobie życia z workiem na brzuchu. Pierwotnie zdecydowałam się na radioterapię. Byłam już „wyrysowana”, zaznaczone było miejsce, gdzie mają być skierowane promienie radioterapii i wtedy moja dentystka (tak, tak stomatolog, a nie urolog ) zasugerowała, abym jednak jeszcze skonsultowała to z urologami z Kościerzyny. Tak trafiłam do doktora Szkarłata. Powiedział, że gdyby ten problem dotyczył jego mamy, to jedyne co by doradzał, to operacja. Tymi słowami mnie przekonał!
Decyzja ta była najlepszą z najlepszych! Badania histopatologiczne po operacji wykazały, że „w gratisie” usunięto mi również raka macicy. Dwa nowotwory za jednym zamachem zostawiłam w kochanej Kościerzynie. Miałam ogromne szczęście w tym całym nieszczęściu. Zajmowali się mną wspaniali lekarze na czele z doktorem Karolem Sasinem i doktorem Krzysztofem Szkarłatem i tak w wieku 84 lat stałam się szczęśliwym kangurkiem.
3. Czy jest coś, co choroba ci zabrała? Jakieś marzenie, które nie mogło być zrealizowane? A może udało się je spełnić mimo choroby?
Choroba, tak na poważnie, stosunkowo późno zagościła w moim życiu. Miałam 84 lata kiedy usłyszałam, że rak już nie jest łagodny, że już nie uda się z nim „po dobroci” tylko trzeba radykalnie zadziałać. Choroba uświadomiła mi po raz kolejny, że najważniejsza w życiu jest RODZINA. Moi najbliżsi byli przy mnie w każdym trudnym momencie. Zawsze mogłam na nich liczyć. Córka w porozumieniu z wnuczkami szukała najlepszych wyjść. W czasie operacji i po niej, zamieszkała ze mną w szpitalu. Agnieszka – moja wnuczka – była i jest nadal kierowcą na absolutnie każde zawołanie. To rodzina pomogła mi przetrwać najtrudniejsze chwile, podtrzymywała na duchu, wspierała. Większość swoich planów zrealizowałam, chociaż bardzo żałuję do tej pory, że nie zrobiłam wcześniej prawa jazdy.
4. Czy łatwo było ci zaakceptować stomię? Jak długo to trwało? Czy pasje i zainteresowania pomogły Ci w tym?
Stomia? O co pytasz? Aa, pewnie o ten woreczek o którym nie zawsze pamiętam? Często córka mi o nim przypomina. To Ewa dba o zaopatrzenie w środki do pielęgnacji stomii, zmienia worki, pilnuje tego wszystkiego.
Kiedy już nabrałam sił po operacji i rozeznałam się, jak długo napełnia się worek, kiedy i jak podłączyć się do tzw. worka nocnego, uznałam ,że to…. najlepsze co mogło mi się przydarzyć ! Serio! Kolejka nad morzem do WC? Mnie nie dotyczy. Wstawanie w nocy do toalety ? Mnie nie dotyczy! Życie może być, a nawet jest piękne. Serio!!!
5. Przejdźmy to meritum. Opowiedz o swoich pasjach. Co jest twoim asem w rękawie? Co najbardziej lubisz robić? Co jest twoim hobby? Przy czym się relaksujesz?
Jeżeli ktoś z rodziny ma zapotrzebowanie na szalik czy czapkę zrobioną na drutach to tak! Jestem do jego dyspozycji! Z przyjemnością chwycę druty i wydziergam to, co trzeba.
Jeżeli nawet zgubię po drodze oczko czy dwa, wiem ,że moje wnuczki mi to wybaczą i nie będzie to miało znaczenia dla całości rękodzieła. Liczy się, że to babcia zrobiła szalik , a że ciut nierówny, no cóż, może był dziergany, w czasie, kiedy akurat NASI rozgrywali mecz siatkówki!
I tak doszliśmy do mojego asa w rękawie, do największej pasji i radości, odskoczni od problemów i zmartwień.
Jestem ogromną fanką siatkówki! Namiętnie oglądam wszystkie mecze (nawet kosztem utraty wątku w moich serialach TV). Jeżeli NASI grają, to jest oczywistym, że ja jestem z nimi. Kibicuję, wspieram, przeżywam, zaciskam kciuki, czuję przyspieszony puls, trzymam się za serce, krzyczę do nich przez ekran telewizora, ponoć nie słyszę nawet, jak córka dzwoni – też znalazła sobie czas na dzwonienie.
Kiedy wnuczka Agnieszka po raz pierwszy (było tych razów więcej ) powiedziała, że jedziemy do Ergo Areny w Gdańsku na mecz siatkarzy Reprezentacji Polski, długo nie rozumiałam, co ona do mnie mówi. Jak to? Ja? Stara kobieta z małego miasta, schorowana i nieporadna mam na żywo, na stadionie zobaczyć NASZYCH?
Mogłam, a nawet powinnam (taki to już obowiązek kibica) oglądać ich w TV, ale na żywo? Tuż obok nich? Był to szok i niedowierzanie, ogromna frajda i niezapomniane wrażeni .
Znam wszystkich siatkarzy. Swego czasu byłam ogromną fanką Piotra Gruszki. On zakończył karierę, a ja nadal jestem fanką tego sportu. Z moimi koleżankami niestety nie mogę porozmawiać o meczach i wymienić wrażeń. Nie rozumieją mojej pasji i dziwią się, co ja w tym widzę ciekawego? Całe szczęście, mój zięć jest również kibicem i z nim mogę „przegadać” to, co działo się na boisku.
Ostatnio, w czasie Mistrzostw Europy Piłki Siatkowej w telewizji często pokazywano kibickę – Panią w wieku bodaj 102 lat.
Rozmawiałam o tym z córką, która skomentowała – „Widzisz mamo, masz po co żyć! Ciebie też telewizja pokaże na pierwszym planie na meczu siatkarzy, jak będziesz miała tyle lat, co ta Pani.” No i muszę sprawić córce frajdę, aby mogła się mną pochwalić
6. O czym marzysz? Co chciałabyś zrobić po raz pierwszy w życiu?
Tak wiele moich marzeń spełniło się, zanim jeszcze o nich pomarzyłam. Opowiedziałam o nich przed chwilą. Kilkakrotne kibicowanie naszej reprezentacji na żywo, to niezapomniane i niesamowite wrażenia ( Aga- dziękuję jeszcze raz !) To zostanie ze mną na zawsze. Atmosfera tam panująca jest czymś nie do opisania.
Teraz bardzo przyziemnie marzę o pojawieniu się na świecie moich kolejnych prawnuków, bym mogła je przytulić i cieszyć się nimi. Marzę, aby wszyscy w naszej rodzinie byli zdrowi i abyśmy długo jeszcze mogli być ze sobą.
Bo rodzina jest dla mnie najważniejsza i pragnę z nimi spędzać jak najwięcej czasu, o ile nie będzie to kolidować z meczem naszych BIAŁO-CZERWONYCH, bo to też jest moja rodzina.