17 Listopad 2024
Lut 202415
My stomicy z natury jesteśmy samotni. Nie, nie zawsze fizycznie. Choć nierzadko mamy wokół siebie ludzi, bywamy samotni w swoich własnych głowach.
Dzień po Walentynkach świat obchodził Dzień Singla. Choć zdecydowanie wiele więcej osób definiuje się jako "samotne" niż "szczęśliwie sparowane", Dzień Singla przeszedł jakoś tak bez większego echa. Całe show zgarnęły Walentynki. I to na tyle skutecznie, że także w kolejnym dniu, gdy swe święto mieli inni, nadal słychać było jeszcze ich różowe lukrowane echo.
Fakt faktem, single, czyli ludzie niebędący w związku, także otrzymali swój jeden własny dzień w roku. Innymi słowy – i oni doczekali się swojego święta. Czy to kwestia przekory i równego dzielenia uwagi, czy chodzi bardziej o to, że "singielstwo" stanowi temat, którego nie można (już) nie zauważyć? Trudno jednoznacznie stwierdzić.
Singiel = samotny?
Nie zawsze, choć generalnie tak właśnie się utarło. W dzisiejszym świecie ktoś, kto "nie ma swojej pary" uchodzi za osobę samotną. To grube niedopatrzenie, zważywszy na fakt, że często bardziej samotni czujemy się wśród ludzi. Często, także tych z najbliższego otoczenia. Nierozumiani, niesłuchani i niezauważani, choć codziennie siadający do wspólnego stołu, bądź kładący się razem spać.
Według definicji, single to ludzie, którzy nie dążą do zażyłej relacji, bądź przez zbieg smutnych lub tragicznych okoliczności – są jej pozbawieni. Często brak drugiej połówki to także wina ogromnej nieśmiałości, braku poczucia wartości i wiary we własne siły.
A czasami wszystkiemu winna jest stomia.
Samotność nie jest romantyczna
Pisano o niej wiersze i długie poematy, śpiewano pieśni i przedstawiano ją na płótnach.
Chciano ją oswoić - romantyzując ją i próbując zrozumieć. Czy się udało? Zważywszy na galopujące statystyki "zapadania na samotność" – zdecydowanie nie...
Samotność pożera nas. I nie chodzi tylko o utratę wewnętrznego światła, ale też o niknącą wraz z nim życiową energię i moc sprawczą. Samotność rozpościera nad nami, ludźmi, gęsto tkany, niewidzialny całun, którego ciężaru początkowo nawet nie czuć.
Najpierw krępuje on myśli i plany, a potem, odbiera także swobodę ruchów. Na tyle skutecznie, że ramionom brak sił, by się wyprostować, nogom – by ruszyć do wybranego celu, ustom, by się szczerze i spontanicznie uśmiechać, a sercu – by nadal bić.
Samotność to także ciemność - niewidoczna dla tych, którzy nieuważnie patrzą. A o nieuwagę nie jest znowu tak trudno. Wszak, każdemu zdarza się czasami być nieuważnym. Najgorzej jednak, gdy wejdzie to w nawyk.
Jak rozpoznać niewidzialnego, samotnego człowieka? Być może – singla? Być może stomika? Po otaczającej go ciszy.
Bo samotność dzwoni ciszą. A widoczna najbardziej jest wtedy, gdy kolejny wieczór wraca się do pustego domu, bo wszyscy gdzieś pędzą i nikt nie czeka z kolacją i dobrym słowem.
Albo wtedy, gdy nikt nie oklaskuje na widowni ważnego występu, kogoś, kto gra w nim solo na trąbce.
A także wtedy, gdy kolejny weekend spędza się w czterech ścianach, bo od operacji nagle brakuje kogoś, z kim można wyjść. Tak jakby stomia była zakaźną chorobą a nie czymś, co ratuje życie.
Samotność to taka siłownia dla emocji
Brak w niej trenera, który by kontrolował czas treningu, mówiąc kiedy przestać, by nie dostać zakwasów. I choć pełna jest ludzi – nie ma w niej do kogo zagadać. Nie odzywamy się więc do siebie, tylko ćwiczymy i ćwiczymy. Bez trenera - więc do upadłego. Jednak – choć mięsień "dam-sobie-radyzmu" wyrzeźbiony mamy już do perfekcji, nie ma się przed kim nim pochwalić. Zatem - czy jest coś romantycznego lub godnego podziwu w ciągłym byciu silnym, niezłomnym i morderczo zdyscyplinowanym? A może ciągłe robienie dobrej miny do złej gry utwardza?
Bynajmniej. Choć wciąż się łudzimy.
I może właśnie dlatego zamiast mówić: "jestem samotny", mówimy: "jestem singlem? W sumie, bądź co bądź – brzmi to zdecydowanie bardziej trendy i na czasie, niż przyznanie się do samotności, staromodnej i tak całkowicie bezbronnej w swym znaczeniu.
Wielu stomików to single
I wielu singli to stomicy. Hmmm... Może jednak należy nazwać rzecz po imieniu. A prawda jest taka, że to zaledwie modny eufemizm zastępujący słowo "samotny".
Bo tak naprawdę, wielu stomików to ludzie samotni. Choć przed stomią – samotni nie byli. Ponoć.
Skąd to niedowierzanie? Cóż... My, stomicy, po okaleczającej operacji, która często odbiera nam i siły i moc sprawczą, paradoksalnie zyskujemy wyostrzony wzrok i lepszą zdolność analizy.
Wtedy też, często dostrzegamy, że ta "nie-samotność", jaką cieszyliśmy się przed operacją, nie była jakaś taka super mocarna i na zawsze, skoro tak szybko straciła partykułę "nie".
Stomia osamotnia. I to w dwójnasób. Przede wszystkim, my stomicy, bardzo często czujemy, że coś nam umknęło, uciekło, zniknęło i – nigdy już nie wróci. To poczucie utraty tego, co całe życie nazywaliśmy "normalnością".
Normalność przed operacją to nierzadko: częste pobyty w szpitalu, transfuzje, kroplówki, silne leki powodujące skutki uboczne, inwazyjne badania, wreszcie - pieluchomajtki i/lub życie w toalecie, ale za to - załatwianie swych fizjologicznych potrzeb tak, jak "normalni ludzie", choć nierzadko z nienormalną częstotliwością i do własnej bielizny. Mimo średnich bonusów tej normalności i tak, w zderzeniu z "samotnością stomii", wielu stomików wspomina tą nienormalną normalność z żalem, nie mogąc pogodzić się z jej utratą.
My stomicy potrzebujemy często odrobiny mentalnej pomocy, by zrozumieć, że "nienormalność", którą wraz z woreczkiem otrzymujemy w pakiecie, da się zrozumieć i ogarnąć. Potrzebujemy usłyszeć, że ta nowa, inna normalność to tylko punkt widzenia, który zawsze można zmienić i przemianować, a nie - prawda objawiona, której z definicji się nie kwestionuje.
Niestety, często z tą rozpaczliwą potrzebą wsparcia, które pomogłoby nam samym się zaakceptować zostajemy sami. Bo inni nie potrafią się przełamać, bo ich odrzuca, bo nie są w stanie wyjść poza schemat. I właśnie tak zaczyna się podwójna samotność stomików – ta własna i ta społeczna.
Wszystkie te smutne słowa na "S"
"Singiel/ka, samotność, smutek, stomia, stereotypy" rysują dość przygnębiającą perspektywę błędnego koła bez wyjścia..
Zgodnie z myśleniem stereotypowym:
singiel to "życiowy przegryw" - samotność to fanaberia, - a stomia, to koniec życia.
Tak myślimy o sobie, bo tak myślą o nas inni – ale także - tak myślą o nas inni i dlatego my sami tak siebie postrzegamy.
Bywamy singlami, bywamy "w związku" i bywamy także stomikami
Co stoi na przeszkodzie, byśmy – zupełnie przy okazji, byli też tak zwyczajnie po ludzku szczęśliwi? Nie mam pojęcia i tak naprawdę - mało kto ma. Dlaczego? Ponieważ nie ma jednego, sprawdzonego przepisu na dobre, spokojne i szczęśliwe życie. Ponoć trzeba przemierzyć wiele różnych dróg, z różnych pieców zjeść chleb i ćwiczyć uważność – wobec siebie i wobec innych. Wszak tylko praktyka czyni mistrza.
Zatem, wbrew utartym stereotypom zróbmy dziś coś szalonego. Zacznijmy praktykować marzenia i plany – zamiast dalej żyć na ustalonych lata temu (albo tuż po operacji) wytycznych, mówiących, że nie ma co szaleć, bo i tak nie damy sobie rady.
Damy radę. Tylko to będzie wymagało czasu i cierpliwości.
Pomyślmy spokojnie, ale tak naprawdę głęboko się zastanówmy, co nas kiedyś cieszyło i sprawiało, że chcieliśmy wstawać co rano z łóżka?
A kiedy już sobie przypomnimy, spróbujmy zrobić plan, jak to osiągnąć. Nie startujmy z niczym wielkim, niech to będą małe kroki, popełniane spacerkiem a nie biegiem..
Książka w parku lub przed snem.
Długo odkładany weekend w górach.
Odświeżenie kontaktu z dawną przyjaciółką.
Jazda rowerem.
Podziwianie piękna przyrody, bez pośpiechu i telefonu w ręce.
I nie, nie mówimy, że ze stomią się nie da.
Owszem, może być trudniej. Może być dłużej. Może być bardziej absorbująco – ale - może być.
No i kiedy już się to uda, to kto wie? Może za rok nie będziemy mieli czasu,na obchodzenie Dnia Singla. A jeśli nawet – to tylko z własnego wyboru. Zwłaszcza, że wychodząc poza schemat, nie trzeba wcale przeskakiwać z Dnia Singla do Dnia Zakochanych, biorąc pod uwagę fakt, że nie dla każdego taki przeskok oznacza awans.
Niebycie singlem może przecież oznaczać niebycie samotnym, tylko i li – bez oczekiwań świata i utartych stereotypów.
Więc... gdyby tak dla odmiany, spróbować najpierw nie być samotnym a dopiero potem nie być singlem?
To by dopiero była rewolucja.
„Za rok będziesz żałował, że nie zacząłeś dzisiaj” – Karen Lamb
-----------------------------
Tekst: Iza Janaczek
Foto: pixabay