17 Listopad 2024
Gru 202306
Dzień świętego Mikołaja to jeden z najprzyjemniejszych dni w roku. To dzień, a w zasadzie noc, podczas której w domach grzecznych dzieci pojawiają się wymarzone prezenty.
A wszystko to dzieje się za sprawą pewnego starszego, po prawdzie – mocno wiekowego już pana z siwą brodą, ubranego w charakterystyczny czerwony uniform. Staruszek ten, nocą z 5 na 6 w magiczny sposób wchodzi do domów śpiących dzieci i zostawia im prezenty.
Potem, niepostrzeżenie na paluszkach wychodzi w grudniową zimną noc, wsiada do swojego pojazdu, którym są sanie zaprzężone w renifery i podzwaniając dzwoneczkami przypiętymi do sań, wzbija się w powietrze, by na tych podniebnych saniach udać się do kolejnych domów, kolejnych dzieci.
Tyle legenda, a co z prawdą?
Prawda jest bardzo podobna, choć zdecydowanie pozbawiona magicznych efektów specjalnych, które, współczesna świąteczna kultura zawdzięcza koncernowi Coca Cola. To on utrwalił w mediach dzisiejszy wizerunek Świętego Mikołaja, sprawiając, że ten historyczny święty starzec o dobrym sercu stał się rozpoznawalny na całym świecie.
Dawno temu, wcale nie w Laponii...
w dalekiej Licji, na przełomie III i IV wieku, żył sobie pewien Mikołaj. Był jedynakiem i pochodził z bogatego domu. Od dzieciństwa cechowała go niezwykła, prawdziwa i szczera pobożność, idąca w parze z dobrym sercem i wielką uważnością. Tak, tak - uważności nie wymyślono dziś – istniała zanim stała się modna choć w tej modzie – absolutnie dziś niedoceniana.
Mikołaj był też skromny i szlachetny. Kochał też ludzi, darząc ich najpiękniejszą formą miłości – absolutnie bezinteresowną.
Po śmierci swoich rodziców, bogaty młodzieniec rozdał cały swój majątek potrzebującym.
O jego zainteresowaniu pomaganiem innym, wiadomo z licznych podań, które dotyczyły także czasów zanim został on biskupem Miry. Mikołaj, by czynić dobro wykorzystywał zarówno swą pozycję społeczną jak i posiadany majątek. Wypraszał łaski, pomagał wracać do zdrowia, wspomagał datkami. Wszystko, co robił w służbie społeczeństwu czynił anonimowo, nie chwaląc się swoim miłosierdziem.
Trudno się więc dziwić, że szybko został biskupem. Choć jego wybór jest co najmniej zaskakujący.
Według podań, z jakiegoś powodu miasto Mira zostało bez biskupa. Ustalono więc, że pierwsza osoba, która tego dnia przyjdzie się pomodlić do tamtejszej świątyni – zostanie biskupem. Nietrudno się domyślić, że pierwszą osobą tego dnia w świątyni był właśnie – Mikołaj.
Dziś taka opcja nie miałaby żadnych szans na powodzenie, wtedy jednak – okazała się absolutnym, strzałem w dziesiątkę.
Pewnego razu w Mirze...
Według kronik spisujących dawne dzieje, Mikołaj okazał się biskupem na miarę swoich czasów. Sprawiedliwym, światłym i – nadal skromnym. Nie zrezygnował też ze swojego hobby, jakim było czynienie dobra. Do końca swojego życia czuły był na ludzką krzywdę, zwłaszcza dziejącą się niesprawiedliwie a także tę, dotykającą dzieci.
Dzieci w sercu pierwszego Mikołaja, dobrego biskupa Miry, miały szczególne miejsce. Zawsze znalazł dla nich czas, uwagę, dobre słowo i łakoć.
Mikołaj zmarł otoczony czcią i szacunkiem i zapamiętany został jako człowiek pełen wiary, dobra i wielkiej uważności. Wraz z jego śmiercią niemal natychmiast rozpoczął się kult jego postaci. Obwołany świętym kościoła katolickiego, stał się patronem ubogich, a także żeglarzy, piekarzy, mieszczan, oczywiście dzieci ale również – panien na wydaniu.
Jego relikwie znajdują się we Włoszech, w Barii. Spoczywają w największej świątyni, jaka na cześć świętego Mikołaja powstała.
Na pamiątkę czynów pierwszego dobrego Mikołaja, co roku, w grudniowy wieczór człowiek ubrany w strój biskupa, z biskupią laską w ręce przemierzał ulice miast i wsi, zaglądając do domów i obdarowując dzieci drobnymi upominkami.
Tak było jeszcze do początków XX wieku. Zwyczaj przedstawiania świętego Mikołaja, jako osoby duchownej – paradował wszak w stroju biskupim, z pastorałem w ręku i mitrą na głowie, zmienił się wraz z nastaniem nowych czasów.
I wtedy zaczęła się nowa historia świętego Mikołaj. Na szczęście jednak, nie wszystko uległo zmianie. Przetrwała pamięć po jego wielkim i szczodrym sercu oraz idea jego corocznych odwiedzin.
Nowe szaty Mikołaja
współczesny wizerunek świętego Mikołaja zawdzięczamy koncernowi Coca Cola, który na potrzeby reklamy świątecznej w roku 1930 dość mocno zlaicyzował wygląd pierwszego darczyńcy świata.
W mediach pojawiła się postać zażywnego staruszka, z tęgim brzuszkiem wciśniętym w czerwony kaftan spięty szerokim pasem. Z czasem ewoluowało i nakrycie głowy Mikołaja, mitrę zastąpiła czerwona czapka z białym pomponem i lamówką w tym samym kolorze. To ona dopełniła nowożytnego wizerunku (nadal?) świętego Mikołaja, stając się symbolem świąt. Co troszkę smutne – nie tyle w ich duchowej, co raczej komercyjnej odmianie.
Z Turcji do śnieżnej Laponii
Historię, jakoby święty Mikołaj pochodził ze śnieżnej, zimnej krainy, rozpowszechnił z kolei pewien fiński spiker radiowy. Markus Rautio puścił w eter opowiastkę, z której wynikało, że święty Mikołaj mieszka w Europie i to kraju słynącym z pięknych, długich zim. Że porusza się saniami zaprzężonymi w renifery oraz w swojej wiosce ma całkiem dobrze zorganizowaną fabrykę, w której przez cały rok zaprzyjaźnione elfy pomagają mu przygotowywać prezenty dla dzieci.
Tym samym dopełnił się wizerunek świętego Mikołaja, jaki znamy. Ten współczesny ma kubraczek i czapę z pomponem, nie zaś szaty biskupie i mitrę na głowie. Porusza się saniami zaprzężonymi w renifery, zamiast chodzić na piechotę i mieszka w wiosce Rovaniemi, a nie w Mirze.
Dziś, myśląc o dobrotliwym staruszku z prezentami, w wyobraźni rysujemy sobie obraz pokrzykującego na renifery, budzącego zaufanie dziwnie ubranego dziadka z długą brodą, wokół którego roztacza się aura magii. W głowie słyszymy ciepły śmiech i ciche dzwonienie dzwoneczków przypiętych do sań.
Ten dźwięk nieoficjalnie inauguruje czas przedświątecznej gorączki. Jedni go lubią, inni wprost przeciwnie, uważają za czas nadmiernego hałasu, kóry zagłusza prawdziwe święto, jakim są Wyjątkowe Urodziny, Wyjątkowego Solenizanta.
Święty Mikołaj – istnieje czy nie istnieje?
Zdania są podzielone i bardzo zależą od wieku osoby, która się w tym temacie wypowiada. Dzieci mocno chcą wierzyć, że, to co widzą w mediach jest prawdą, że każdy człowiek przechadzający się w stroju mikołaja po centrum handlowym lub ulicy, to wysłannik tego prawdziwego, albo i on sam. Dorośli patrzą już na to zdecydowanie bardziej racjonalnie, co nie przeszkadza im utrzymywać swoich pociech w błogiej niewiedzy, co do faktycznego stanu rzeczy.
Choć dziś święty Mikołaj jest swego rodzaju znakiem firmowym łatwej do zmonetyzowania świątecznej magii, a cała baśniowa otoczka, która jest z nim związana służy do podsycania podekscytowania, sprawiającego, że łatwiej i chętniej wydajemy pieniądze, to nadal chcemy wierzyć, że gdzieś pod tym całym komercyjnym lukrem żyje wciąż idea, z której wzięła początek prawdziwa magia świąt jaką znamy.
Pewnie dlatego pozwalamy naszym dzieciom wierzyć, i sami w skrytości ducha wierzymy, że święty Mikołaj to ktoś, kto co roku "ratuje święta" na czas docierając z prezentami. Dla dzieci dary te mają wydźwięk czysto rzeczowy. To miś, piłka, gra komputerowa, nowy telefon... Z kolei dla nas, dorosłych słowo "prezent"– ma absolutnie symboliczny wymiar. Oznacza miłość, spokój ducha, własny niezagrożony eksmisją kąt, i – zdrowie – często odzyskane po latach złych i smutnych świąt.
Święta jak z reklamy, czyli jak nie poczuć "tej" magii
Czas przedświąteczny to czas specyficzny. Biegamy, pędzimy, załatwiamy tysiące spraw. Dopinając te zawodowe, kompletujemy prezenty, robimy listę zakupów na święta i układamy plany, jak je spędzimy.
Nie wszyscy jednak lubią ten czas. Nie wszystkim się też dobrze kojarzy. Dla jednych powtarzane co rok te same filmy świąteczne to tradycja, dla innych wyższy poziom żenady i infantylizmu.
Wylewający się z każdego radiowego głośnika imperatyw świąteczny ogłaszający, że skoro święta, to radośnie i do syta, budzi mieszane uczucia, a naiwne reklamy "na bogato" z celebrytkami udającymi zwykłe dziewczyny z sąsiedztwa, wprawiają w kompleksy. Bo przecież, gwoli ścisłości żadna zwykła dziewczyna z sąsiedztwa, do klejenia pierogów i robienia sałatki, nie ubiera atłasowej sukienki, wykwintnej biżuterii i eleganckiej torebki. Nie mieszka też w stworzonym na potrzeby reklamy nierealnie doskonałym domu, z absurdalnie grzecznymi i czystymi dziećmi....
Róż – to nowa czerwień
Pomyśleliśmy, że moglibyśmy odczarować ten czas i sprawić, by znów kojarzył się z prawdziwą bliskością drugiego człowieka. Ze śmiechem, dobrym słowem i autentycznymi wzruszeniami.
Trochę więc na przekór zalewającej nas słodko-lepkiej masie świątecznej komercji, chcemy pokazać, że można inaczej. Tak naprawdę ciepło i autentycznie.
A jako, że absolutnie uzależniliśmy się od naszych wspólnych spotkań przy kawie, zdecydowaliśmy, że warto rozszerzyć tę myśl i umożliwić spotkanie z tymi, którzy na organizowane wcześniej kawy, z jakichś powodów nie mogli dotrzeć.
Czas przedświąteczny to wszak czas cudów i magii – zatem, kiedy jak nie teraz?
W tym roku po raz pierwszy zainicjowaliśmy kawowe spotkania u Osób, którym nie udało się z nami spotkać podczas wspólnych kaw Stomików i Bratnich Dusz.
Jednak, by nie robić konkurencji starszemu panu w czerwonym kubraczku – wybraliśmy róż, który tak wspaniale się nam wszystkim kojarzy. Już niedługo wsiądziemy więc do różowych sań i ruszymy w Polskę, by napić się kawy w najlepszym, bo ciepłym, prawdziwym i ludzkim towarzystwie Stomików i Ludzi im bliskich.
Mikołajki mogą być magiczne
Ludzie dorośli coraz rzadziej marzą. W zasadzie, bardzo często nie robią tego wcale. Zabiegani, zatroskani, zmęczeni i zniechęceni, przemykają się przez kolejne dni i tygodnie, nie rozglądając się na boki. To przemykanie się przez życie to także przypadłość stomików, choć dla wielu od dnia wyłonienia stomii czas jakby stanął w miejscu. Tak naprawdę nie stanął i odlicza się wciąż miarowym rytmem kolejnych wiosen, zim i mikołajków.
Dorośli nie czekają na świętego Mikołaja, bo wierzyć w bajki i cuda to domena dzieci. Dorośli często nie czekają na nic. Zwłaszcza w czasie świąt. Zwłaszcza – stomicy.
Dlatego właśnie ruszamy do Was, Drodzy Kochani. I wieziemy z sobą wielki różowy worek z prezentami. Są w nim same wspaniałości: jest radość, poczucie wspólnoty, bliskość, zrozumienie i zaproszenie do wspólnego odczarowywania stomii.
Mikołajki mogą być magiczne i udowodnimy, że to absolutny fakt!
................................
Tekst Iza Janaczek
Zdjęcia Archiwum Fundacji Stomalife oraz pixabay