Lut 202516
„Samotność to taka straszna trwoga, ogarnia mnie, przenika mnie”… śpiewał frontman zespołu Dżem, Rysiek Riedel. Ponoć można z nią żyć, ale to życie naznaczone jest czymś, co wielu bierze za chorobę. Czy samotność to choroba? Według WHO – nie, według wielu doświadczających jej – jak najbardziej. Bo toczy, pożerając wewnętrzne światło i jasne myśli, jak rak tkanki.
Niedawno obchodziliśmy Dzień Singla. Dziwne to święto, bo „”pamiętają” o nim najczęściej osoby będące w związkach. Często zdarza się tak, że szczęśliwie (albo i mniej szczęśliwie) zakochani zwykli kategoryzować świat na tych w związku i tych samotnych. Czy to dobry podział? Nie. I to z dwóch zasadniczych powodów.
Stomik może być singlem
Tak jak i może również być w związku. I obie te opcje są w porządku, pod warunkiem, że są efektem wyboru, a nie jego braku.
Dlatego w kwestii ferowania opinii co do stanu ducha bliźniego bez drugiej połówki, warto podeprzeć się czymś więcej, niż tylko stereotypem. Stereotypy zamykają ludzi w bańkach, które powodują stosowny do ich treści odbiór otoczenia. I tak: singiel traktowany jest więc często jak „nieudacznik związkowy” i stary kawaler, a singielka jak drapieżna bizneswoman, na którą w domu czeka tylko kot i kieliszek wina, ponieważ dla niej nie liczą się ludzie, lecz kariera zawodowa.
Tymczasem prawda jest taka, że można być spełnionym singlem, czyli kimś, kto ma udane życie towarzyskie, grono bliskich wokół siebie, satysfakcjonującą pracę, a także plany na przyszłość. Można również być singielką (także ze stomią), która spełnia się zawodowo i rodzinnie, będąc jednocześnie fantastyczną córką, odlotową ciocią i dobrą przyjaciółką, realizującą się dodatkowo jako wolontariuszka w fundacji niosącej pomoc innym.
Z drugiej strony można też być głęboko smutnym w związku „do końca życia”, w którym jest i obrączka i wspólny kredyt, ale brak wspólnych planów, pasji i czasu przy wspólnym posiłku.
Siła stereotypu
Ludzie, którzy uważają singli za „przegrywów”, często patrzą na życie przez pryzmat społecznych norm i oczekiwań. W wielu kulturach, ale też w wielu kręgach naszej własnej kultury, istnieje przekonanie, że sukces życiowy obejmuje znalezienie partnera, założenie rodziny i prowadzenie życia zgodnego z tradycyjnym modelem społecznym. Singielstwo bywa postrzegane jako coś tymczasowego – mało dojrzały etap życia, który powinno się zakończyć znalezieniem „drugiej połówki”. Dlaczego? Ponieważ w oczach sporej części społeczeństwa właśnie to oznacza wejście na wyższy poziom dojrzałości. Takie myślenie sprawia, że stygmatyzujemy (czasami podświadomie) zarówno singli, jak i nierzadko także siebie. Jeśli i my singlami jesteśmy.
Co sprawia, że krzywdzący stereotyp o singlu – nieszczęśliwym nieudaczniku wciąż jest aktualny?
Singiel z wyboru nie znaczy „samotny”. Singiel z wyboru znaczy po prostu: singiel.
Nie każdy, kto żyje w pojedynkę, czuje się samotny. Nie każdy, kto nie jest w związku, tęskni za nim lub czeka, aż ktoś „naprawi” ten stan rzeczy. Czasem singielstwo to nie brak wyboru, lecz świadoma decyzja – styl życia, który daje poczucie spełnienia, wolności i komfortu. Nie dorabiajmy zatem ideologii do czyjegoś życia tylko dlatego, że wygląda inaczej niż nasze własne. Każdy z nas kroczy swoją własną ścieżką, a różnorodność tych dróg jest tym, co czyni życie fascynującym. Także stomia, choć zmienia pewne aspekty codzienności, nie odbiera nikomu prawa do decydowania o sobie. Wręcz przeciwnie – przypomina, jak cenne jest życie i jak ważne jest, by przeżyć je w zgodzie ze sobą. Dlatego nie należy wywierać na stomikach presji szukania kogoś, kto się nimi ''zaopiekuje' z powodu stomii. Stomia to nie choroba i jeśli osoba z woreczkiem czuje satysfakcję z bycia samodzielną mimo braku życiowego partnera, warto to uszanować i decyzje taką wspierać.
Każdy żyje jak umie. Pozwólcie też na to stomikom
Stomik może żyć dokładnie tak, jak chce. Może zakochać się i stworzyć pełen miłości związek, ale może też wybrać życie w pojedynkę – bez tłumaczenia się ze swojej decyzji, bez ulegania presji narzuconych społecznie schematów. Bo życie wciąż trwa. A skoro trwa, to wciąż jest możliwość wprowadzania w nim zmian, dostosowywania celów do aktualnej życiowej kondycji (także mentalnej) oraz do redefiniowania wizji własnego szczęścia.
Bo tak naprawdę nie ma jednej recepty na dobre życie. Jest natomiast jedna zasada, która je umożliwia: niech każdy żyje tak, jak czuje, że będzie dla niego najlepiej, w myśl zasady, że każdy żyje jak umie. I póki decyzja taka nikogo nie krzywdzi, należy ją uszanować.
Tekst: Iza Janaczek
Foto: Pexels