autor: Maja Jaszewska
W KRAINIE KRZYWYCH ZWIERCIADEŁ
(O błędach poznawczych)
Tekst: Maja Jaszewska
Każdego dnia podejmujemy dziesiątki decyzji. Począwszy od tych najdrobniejszych, aż po ważne, życiowe, od których zależy nasze zdrowie, bezpieczeństwo i jakość egzystencji. Jeśli chodzi o te najbardziej prozaiczne, jak sprzątanie, ubieranie się czy jedzenie, z pomocą przychodzą nam stereotypy. W potocznym znaczeniu pojęcie to odbierane jest negatywnie, jako wyraz braku wolności, autonomicznych zachowań i samodzielnego myślenia. Jednak bez posługiwania się stereotypami świat natychmiast przemieniłby się w jeden ogromny chaos. Wyobraźmy sobie, że każdego dnia zastanawiamy się, czy masło schować do lodówki, a może trzymać je w zimnej wodzie w wannie albo znosić do piwnicy; czy ubranie wysuszyć suszarką, w piekarniku czy może nad gazem? Konieczność wykonywania każdej czynności na próbę, jakbyśmy robili wszystko wciąż od nowa, byłaby, delikatnie mówiąc, upiorna. Jak widać, stereotypy w pewnym zakresie działań i oceny rzeczywistości są nam potrzebne. Tworzą mapę działań, dzięki której swobodnie poruszamy się w rzeczywistości.
Ale nadmiar stereotypów bywa groźną pułapką, jeśli zaczynają one zniekształcać nasze postrzeganie rzeczywistości i determinować podejmowanie decyzji. W takiej sytuacji stereotypy zaczynają pełnić rolę błędów poznawczych. Jest takich błędów znacznie więcej i każdy z nas w mniejszym lub większym stopniu je popełnia.
Liza wyszła za mąż na pierwszym roku studiów. Zdaniem jej męża była to klasyczna wpadka, za którą ją winił, a jej zdaniem ‒ cudowne zrządzenie losu, bo przecież prędzej czy później i tak by się pobrali i mieli dziecko. Jej rodzice prosili, żeby wstrzymała się z małżeństwem i deklarowali każdą potrzebną pomoc. Uważali bowiem, że Michał nie nadaje się ani na męża, ani na ojca. Lekkoduch snujący mrzonki i to wyłącznie na swój temat – mawiał o nim ojciec Lizy. Ale jej zdaniem na tym właśnie polegał urok Michała. Zobaczy dziecko, to się w nim od razu zakocha i będzie najlepszym tatą – uspokajała rodziców. Podobnie reagowała na wszystkie trudności i wyzwania. Zamieszkali w malutkiej kawalerce, którą odziedziczyła po babci. Michał wciąż kręcił nosem, że się nie pomieszczą, a płaczące nocami dziecko nie pozwoli mu się wyspać. Liza kupiła mu stopery i żartowała, że przynajmniej nie zmęczą się, biegając w nocy do dziecka i do sprzątania będzie niewiele metrów, a przy okazji czynsz niewielki. Michał zatykał uszy stoperami i przesypiał spokojnie noce, nie rwąc się do opieki nad synem. Zdaniem Lizy mąż boi się brać małego na ręce, żeby mu nie zrobić krzywdy, ale za to jak syn dorośnie, będą się kumplowali, razem chodzili na mecze i na piwo. Zresztą piwa w domu było coraz więcej, bo Michał coraz częściej potrzebował się zrelaksować po dniu pracy. Liza sprzątała puszki i pocieszała się, że zawsze to lepiej, niżby Michał miał przesiadywać w barach lub restauracjach. Nawet wtedy, kiedy stracił kolejną pracę i po zapłaceniu wszystkich rachunków, zostało im 300 złotych na życie, śmiała się, że najwyżej będą jedli kaszę do końca miesiąca, co jest tanie i zdrowe. Słysząc to, jej siostra oburzyła się:
‒ Ty byś była zadowolona nawet wtedy, kiedy Michał by cię zaczął bić.
Te słowa bardzo Lizę dotknęły.
‒ Co jest złego w tym, że patrzę na świat optymistycznie? Narzekanie nic nie pomoże, więc staram się szukać pozytywnych stron każdej sytuacji.
Pytanie tylko, czy to, jak widzi swoje małżeństwo Liza, to jeszcze optymizm, czy raczej już syndrom Pollyanny, czyli jeden z błędów poznawczych. Skupianie się jedynie na pozytywach, i to wymyślonych, nieuwzględnianie tego, co negatywne, nie pomaga uporać się z problemami. Jeśli Michał nie dostaje od Lizy żadnych sygnałów, że jego zachowanie jest niedojrzałe, problemy będą narastać. Optymizm nie oznacza braku krytycznej i trzeźwej refleksji, a tej Liza zdaje się być całkowicie pozbawiona. Przez nadmierne wyszukiwanie pozytywów Liza naraża się na coraz gorsze traktowanie przez męża.
Zdaniem publicysty i poety ojca Wacława Oszajcy serial Ranczo to jedna z najlepszych polskich produkcji. Wspaniale zagrany i wyreżyserowany, ze świetnie napisanym scenariuszem, mistrzowsko obrazuje mentalność mieszkańców wschodniej Polski i nie mniej celnie portretuje mechanizmy socjologiczne i psychologiczne, jakim wszyscy podlegamy. Kiedy Kazia Solejukowa mówi, że zdecydowała się, aby w tym, a nie innym banku założyć lokatę, tylko dlatego, że jego pracownik podobny jest do jej krewnego, a ten jest dobrym człowiekiem, widzowie uśmiechają się z rozbawieniem. A tymczasem wszyscy jesteśmy podatni na efekt aureoli, czyli pozytywne lub negatywne ocenianie i przypisywanie dobrych lub złych intencji osobie, na podstawie pierwszego dobrego lub negatywnego skojarzenia.
Jeden z najbardziej przejmujących wierszy Wiktora Woroszylskiego opisuje narodziny faszystowskiego państwa. To proces powolny, w którym mieszkańcy w codziennym życiu nie dostrzegają, że wolność i praworządność jest im odbierana małymi krokami. Zajęci codzienną walką o byt, tracą czujność na to, co dzieje się w wymiarze społecznym.
(…) Albowiem nie było znaków na niebie komet żałobnych
wody w krew zamienionej krzaków płonących albowiem
życie biegło zwyczajnie więc naprawdę w państwach tych
wielu było
ludzi zwyczajnych i ludzi dobrych i takich którzy
nie wiedzieli o niczym i którym
nie przychodziło na myśl i którzy
nie czuli się współwinowajcami i którzy
nie mieli z tym nic wspólnego i którzy nawet
nie czytali gazet lub też czytali niedbale zajęci
myślami o tym że trzeba naprawić
przeciekający dach oddać
buty do szewca oświadczyć się wypić
kufel piwa wymieszać farby zapalić świeczkę(…)
Wiktor Woroszylski Państwo faszystowskie, 1970
Te bolesne strofy pokazują, co się dzieje, kiedy padamy ofiarą syndromu gotującej się żaby. Nazwa syndromu nawiązuje do zdolności adaptacyjnych żab. Ten płaz włożony do zimnej wody w garnku, która będzie stopniowo ogrzewana, długi czas nie zareaguje, dzięki zdolności regulacji temperatury ciała. Będzie chciał podjąć reakcję, kiedy woda już będzie bardzo ciepła, a on sam na tyle osłabiony, że nie da rady wyskoczyć. Podobnie dzieje się z nami, kiedy adaptujemy się do niesprzyjających warunków stanowiących zagrożenie dla naszego zdrowia i życia.
Powszechna dziś wśród dziewcząt i młodych kobiet ogromna determinacja, aby uzyskać perfekcyjny wygląd sylwetki i twarzy ma często związek z efektem Vogue Factor, polegającym na nierealnym wyobrażeniu ludzkiego ciała powstałym na skutek inspirowania się tysiącami zdjęć modelek i celebrytów z kolorowych magazynów i Internetu.
Nie pomaga nawet pełna świadomość, jak wielkiej obróbce są te zdjęcia poddawane i jak niewiele mają wspólnego z rzeczywistością.
Andrzej kilka lat temu się rozwiódł, do czego usilnie namawiała go matka, nie przepadająca za synową. Rok temu poznał Annę, która też jest rozwódką. Początkowo zbliżyła ich do siebie podobna trudna przeszłość. Dużo rozmawiali, okazywali sobie przyjacielskie wsparcie. Z czasem okazało się, że pod wieloma względami do siebie pasują, mają podobne poczucie humoru i uwielbiają wspólnie spędzać czas. I tak przyjaźń przerodziła się w miłość. Andrzej postanowił się oświadczyć Annie, ale odkąd wspomniał o tym matce, ta szaleje z niepokoju i stara się obrzydzić synowi ukochaną.
‒ To rozwódka, więc nie wiadomo, czy jest przyzwoitą kobietą! Z tobą też może chcieć się rozwieść! A kiedy rozzłoszczony Andrzej kazał się matce opamiętać i przypomniał, że sam tez się rozwiódł, usłyszał:
– Ty to co innego! Ty nie miałeś innego wyjścia.
Można powiedzieć, że matka Andrzeja prezentuje klasyczny błąd atrybucji ‒ zachowanie syna tłumacząc koniecznością sytuacji, a u Anny w tym samym zachowaniu widząc dowód niedojrzałej osobowości. A kiedy, nie zważając na jej utyskiwania, para się pobierze, najprawdopodobniej będzie skupiona na tym, żeby w małżeństwie syna wyłapywać tylko te słabe momenty i sytuacje, które potwierdzą jej postawioną na samym początku tezę, że syn nie powinien się żenić z Anną, bo jako rozwódka nie jest dobrą kandydatką na żonę. Takie wybiórcze widzenie nazywa się efektem potwierdzenia.
Iza wciąż zmienia przyjaciółki. Tak naprawdę trudno nawet mówić o przyjaźni, skoro te znajomości trwają nie dłużej niż rok. Jeszcze niedawno niczym papużki nierozłączki wciąż do siebie dzwoniły, pisały wiadomości i w piątki biegały do klubów z Moniką. Poznały się bliżej na wyjeździe integracyjnym i od tego czasu Iza mówiła tylko o Monice. Zachwycona jej stylem kupiła sobie podobne buty i takie same kolczyki. Wzięła adres jej fryzjerki, bo postanowiła podobnie ściąć włosy. Początkowo Monice było miło, że wzbudza w koleżance taki zachwyt, ale kiedy ostatnio przyszła z nową torebką, a Iza natychmiast zapytała, gdzie można taką kupić, poczuła się nieswojo. Raz czy drugi na podobne pytanie odpowiedziała zdawkowo i Iza się obraziła. Teraz przyjaźni się z Magdą z działu księgowości. Zapowiedziała, że przefarbuje włosy na taki piękny miedziany odcień, jak ma nowa przyjaciółka i zapisze się z nią na jogę. Zachowania Izy noszą znamiona efektu kameleona. Pragnie upodobnić się do swoich kolejnych przyjaciółek, bo to być może daje jej poczucie bliskości.
Miesiąc temu Aleksandra odebrała kolejną nagrodę. Tym razem za rolę teatralną. Krytycy i recenzenci chwalili świetnie skonstruowaną postać, niezwykle głęboką psychologicznie i mistrzowsko użyte środki wyrazu. Na wręczeniu nagród Aleksandra promieniała. Jako ulubienica mediów i fotografów długo po uroczystości pozowała do zdjęć. Jej mąż stał z boku dumny z kolejnego sukcesu żony. We wszystkim jej sekundował i podziwiał, że nie poprzestała na odcinaniu kuponów od swojej wielkiej urody, tylko ciężko pracując nad każdą rolą, zbudowała sobie pozycje wybitnej artystki. Wiedział jednak, że kiedy wrócą do domu z naręczami kwiatów, Aleksandrę znowu dopadną wątpliwości. Ileż to już razy w zaciszu domowym słyszał od niej, że jury się pomyliło, że tak naprawdę ona nie ma talentu, że dostaje role przez przypadek, że wszyscy koszmarnie się mylą, uważając ją za wybitna aktorkę. Aleksandra najprawdopodobniej zmaga się z syndromem oszusta, uważając, że inni ją przeceniają. Taki błąd poznawczy może mieć miejsce, jeśli brak nam wiary w siebie, boimy się ludzi i nie ufamy im.
Prawie każdy, kto występuje publicznie jako prelegent, bierze udział w prezentacjach bądź jest innego typu mówcą, czekając na swoją kolej, nie jest w stanie skupić się nad tym, co mówią jego poprzednicy. To oczekiwanie generuje takie napięcie i stres, że niewiele do nas dociera, a co dopiero treść czyichś merytorycznych wystąpień. To zaburzenie uwagi nosi nazwę efektu następnego w kolejce.
Równie popularnym efektem jest efekt wspierania decyzji. Jeśli już jakąś podjęliśmy, trudno nam zmienić zdanie. Podobnie ma się rzecz, kiedy przyjęliśmy wobec czegoś lub kogoś zdecydowaną, kategoryczną postawę. Elżbieta rozwodzi się z mężem, za co całą winę przypisuje jemu. Z kochanego niegdyś człowieka Marek stał się źródłem problemów w ich związku. Zarzuca mu brak umiejętności komunikacji i brak inteligencji emocjonalnej. Swoją decyzję o rozstaniu przypieczętowała opinią, że nie jest w stanie w niczym się z nim porozumieć. Mąż w odpowiedzi na decyzję Elżbiety zaproponował najpierw terapię, a kiedy ją odrzuciła, mówiąc, że to niczego już nie zmieni, bo decyzję podjęła ostatecznie, zaproponował skorzystanie z pomocy rodzinnego mediatora. Z racji tego, że mają dwoje dzieci, zgodziła się, cały czas twierdząc, że ma to służyć tylko i wyłącznie ułożeniu opieki nad dziećmi po rozwodzie. Na ostatnim spotkaniu mediator zapytał Elżbietę, jakie dobre cechy widzi u męża. Wzruszyła ramionami i nic nie odpowiedziała. Marek zapytał ją potem spokojnie, czy rzeczywiście nie zrobił nigdy nic dobrego dla niej i dla rodziny. Wyraźnie speszona odpowiedziała, że bała się, że jak zacznie mówić o mężu coś dobrego, mediator zacznie ją odwodzić od pomysłu rozwodu. Zachowanie Elżbiety spowodowane jest efektem wspierania decyzji, który powoduje, że kobieta zdaje się dostrzegać w rzeczywistości tylko to, co wzmacnia jej stanowisko.
Jak widać nasza analiza rzeczywistości bywa mocno zakłócana przez różne błędy poznawcze spowodowane traumami, lękiem, ograniczonymi możliwościami poznawczymi, strachem przed konsekwencją albo nawet banalnym brakiem czasu. Warto mieć tego świadomość i uważnie przyglądać się naszym przekonaniom i decyzjom, szczególnie tym, które ważą o naszym życiu. Im ocena mniej wolna od zakłóceń, tym zachowanie bardziej autonomiczne i adekwatne do wyzwań.