Autor: Karolina Nowakowska
Karolina Nowakowska- felieton do wiosny 2021
Uwolniona dusza
Zaczęłam śnić. Pierwszy raz od dawna wyraźnie widzę i pamiętam swoje sny. Ogromnie mnie to cieszy, że jestem w stanie je opowiedzieć i złożyć w całość. Pierwszy raz od dawna biorę w nich udział, przeżywam razem z innymi bohaterami i odczuwam wszelkie emocje towarzyszące wydarzeniom. To fantastyczne. Trochę zapomniałam, jak to jest być w tym nocnym świecie, bo zimą zdarzało mi się to sporadycznie. Kiedyś śniłam regularnie, a potem przestałam pamiętać. Czy przestałam też wtedy śnić? Nie wiem… I nagle, po jakimś czasie sny wróciły. Nie wiem dlaczego… może dlatego, że nastała wiosna? Bo przecież nic spektakularnego nie wydarzyło się ostatnio w moim życiu. Nic? A może… no właśnie.
Od długiego czasu zmienia się tak naprawdę wszystko. Nade wszystko moja świadomość. Spojrzenie na siebie, świat, na osoby, które mnie otaczają. To zasługa drogi, jaką przeszłam. Moja kilkuletnia praca nad sobą przynosi widoczne efekty. W dużej mierze zaskakujące ‒ takie, których się nie spodziewałam. Przez ostatnie lata zmieniłam się nie tylko zewnętrznie, choć to wygląd widać na pierwszy rzut oka. Najważniejsza zmiana dokonała się w moim wnętrzu. Przede wszystkim przewartościował się mój sposób myślenia o sobie i otaczającej mnie rzeczywistości. Patrzę szerzej, widzę więcej. Uważniej słucham. I innych, i siebie. Zdaję sobie sprawę z tego, że może to być niezrozumiałe dla innych, ale ja uświadomiłam sobie, jak ważne jest słyszenie własnego wewnętrznego głosu i wysłuchanie go. Tego głosu, który idzie w parze z emocjami. Tego, któremu towarzyszą motyle w brzuchu lub wręcz przeciwnie ‒ skurcze żołądka. Bo słuchać a słyszeć to nie to samo.
To zagadnienie stało się także tematem mojej pracy dyplomowej w jednej z ukończonych przeze mnie na drodze rozwoju osobistego szkół coachingowych. Temat ten uważam za ogromnie ważny, a obserwuję, że wciąż nie dopuszczamy go do głosu, tak jak na to zasługuje, odbierając mu tym samym moc.
Dzięki pracy nad sobą otworzyłam się na nowe ‒ dużo nowego. Przestałam oceniać ‒ w zamian akceptuję. Zawsze pamiętam też o tym, że historia każdego z nas jest inna. Mimo trudnych czasów i wciąż napiętej pandemicznie sytuacji mam więcej spokoju, szacunku, zrozumienia i sama się dziwię, że wcześniej nie byłam gotowa na odczuwanie tych wszystkich stanów. Dziś jednak z całym przekonaniem powiem, że na wszystko przychodzi czas. Do wszystkiego trzeba dorosnąć. Dojrzewamy niczym rośliny na wiosnę, które nie rozkwitną dopóty, dopóki nie przyjdzie ich pora.
No właśnie. Zrozumiałam, że każdy z nas przechodzi własną drogę, a wejście na wyższy poziom świadomości jest możliwe tylko wówczas, gdy dojrzejemy. A to może wydarzyć się tylko w swoim własnym tempie. Dopóki nie będziemy gotowi, nie pojmiemy. Dotyczy to wszystkich aspektów życia.
Czyż nie byłoby łatwiej, gdybyśmy byli dla siebie lepsi, łaskawsi? Gdybyśmy sami dawali sobie czas na zrozumienie mechanizmów rządzącymi podejmowanymi przez nas decyzjami? Gdybyśmy polubili się trochę bardziej i zaufali sami sobie? Przecież nie robimy w życiu głupstw specjalnie. Zazwyczaj nasze intencje są dobre, a jedynie efekty odwrotne od oczekiwań.
A gdyby tak zatrzymać się na chwilę, usiąść i spokojnie się zastanowić, czy żyjemy tak, że możemy się nazwać szczęśliwymi? Otrzymane wnioski rozłożyć na czynniki pierwsze i poszukać głębiej, w środku, co z czego tak naprawdę wynika? Wiem, że to niełatwe i czasochłonne. Ale czyż nie warto móc spokojnie spojrzeć w lustro, potrafiąc zaakceptować siebie? Może wybaczyć, a może zrozumieć?
Chcę ci powiedzieć, że warto być ze sobą szczerym. W końcu będziesz ze sobą do końca ‒ warto, aby ta relacja była przyjacielska.
Sama tak zrobiłam, choć kosztowało mnie to dużo pracy i czasu.
Ale chyba właśnie wtedy, gdy poczułam większy wewnętrzny spokój, poczułam też, że moja dusza odetchnęła. Nagle zrobiło się więcej miejsca na dobrą energię, bo złej już nie przyjmuję z wyboru. Świadomość stała się moim słowem kluczem i wzięła górę. Wtedy właśnie wróciły sny. I po raz kolejny ich słucham. Tym razem wiem jednak, że są one dowodem spokoju. Możemy go wypracować, korzystając ze wsparcia najbliższych, trenera czy coacha. Ale na każdy spokój musimy sobie zapracować przede wszystkim sami. Każdy moment jest dobry, aby zacząć pracować nad sobą, rozwijać się i zmieniać swoje życie na lepsze dla nas samych. A okres wiosenny, w którym wszystko rozkwita, jest do tego idealny…