Tymczasowość. Niepewność. Ograniczenie.

autor: Joanna Haręża

 

Joanna Haręża

TYMCZASOWOŚĆ. NIEPEWNOŚĆ. OGRANICZENIE.

Jednym z moich ulubionych powiedzeń jest cytat z książki mało znanego, chyba niemieckiego matematyka, mówiący o tym, że żyjemy w chwili aktualnie obowiązującej pomyłki. Drugi z cytatów, nieznanego mi autora mówi o tym, że jedyną trwałą rzeczą w życiu jest zmiana. Trzeci – chyba Oscara Wilde’a to – nie obiecujcie sobie zbyt wiele po końcu świata.

Lato to teoretycznie czas beztroski, długo myślałam i myślałam, co pozytywnego napisać, jaki podnoszący na duchu tekst nakreślić na drugie „pandemiczne wakacje”. Jeszcze do niedawna słowo maseczka kojarzyło nam się tylko z kosmetyczką. Słowo pandemia „leżało” spokojnie w zakurzonym słowniku języka polskiego. Lockdown nie pojawiał się nawet na lekcjach angielskiego. Ale… bardzo wiele się zmieniło.

To, co trwałe i niezmienne z pozoru (bo jak się nad tym głębiej zastanowić, to tylko z pozoru), zmieniło się w tymczasowe. To, co od lat pewne i trwałe ‒ w niepewne. Choć niby wszyscy żartujemy, że pewna jest tylko śmierć i podatki, to jednak… nic nie jest pewne, jeśli pomyślimy o tym wystarczająco wnikliwie. To, do czego dostęp był nieograniczony, zawęziło się i/lub postawiło granice. Pewnie zadajecie sobie pytanie – no i co w tym pozytywnego, przecież miała pisać pozytywnie…

Staram się być dobrej myśli, bo po co być złej. Staram się nie być optymistką ani pesymistką, tylko w miarę możliwości ‒ realistką. Zastanowić się nad tym, na co mam realny, osobisty wpływ, i jakie z tego tak zwane pożytki mogą dla mnie i/lub innych płynąć.

O POŻYTKACH Z TYMCZASOWOŚCI

Nie wiem, co będzie jutro, więc lepiej dla mnie, jeśli skoncentruję się na tym, co jest dzisiaj. Rano na tym, co rano, po południu na tym, co popołudniu, wieczorem na tym, co wieczorem, czyli na każdej teraźniejszej chwili. Na tym, co ją wypełnia, na tym, co z nią robię, jaką w związku z tym podejmę decyzję i jak wprowadzę ją w czyn. To czyni mnie bardziej uważną. Praca bez rozpraszaczy idzie szybciej, zauważam, jaki jedzenie ma smak, jem to, co mam w danej chwili w lodówce, a nie jest tego dużo, bo po co mi zapasy. Jak rozmawiam, to jestem w tej rozmowie całą sobą, a nie myślami gdzie indziej. Kiedy idę na spacer, to idę na spacer, a nie wykonuję jednocześnie telefony służbowe. Kiedy drzemię, to wyłączam telefon. Nie wykonuję kilku rzeczy na raz, bo w teraz jest tylko teraz i wystarczy. Nie robię długich list. Daję i dzielę się z innymi tym, czym dysponuję w danym momencie. Innego może nie być. Nie odkładam. Żyję tym czasem, który mam TERAZ. Tego nauczyłam się w pandemii.

O POŻYTKACH Z NIEPEWNOŚCI.

Nie wiem, jak długo będę jeszcze mieć pracę, nie wiem, czy spłacę kredyt, nie wiem, czy będę zdrowa, i nie wiem jeszcze całego oceanu rzeczy, ale… czy wiedziałam kiedykolwiek, czy mogłam być kiedykolwiek tego pewna?! Zadałam sobie to pytanie i najbardziej żelazna logika lub każda absurdalna logika doprowadzała mnie do jednoznacznej odpowiedzi – NIE. Czy czegokolwiek mógł być pewny ktokolwiek z was? Pewność to raczej stan wiary lub ducha, ale chyba nie otaczającej nas od zawsze rzeczywistości. Niepewność korelowana jest zazwyczaj z lękiem. Pewność ma ci zapewnić poczucie bezpieczeństwa, ale… tylko poczucie, a nie bezpieczeństwo. W niepewności pandemii wielu naukowców wiedziało z całą pewnością, że koronawirus będzie mutował, nie byli tylko pewni, jak i kiedy. Media rozpisywały się o wszelkich niepewnościach związanych z mutacjami, bo wiadomo, że pewnie wszyscy będą chcieli o tym przeczytać. Pewność/niepewność – dwie strony tego samego medalu – matrixa naszego prywatnego poczucia bezpieczeństwa – ułudy, czasem niepisanej społecznej umowy, karty przetargowej w wyborach, prywatnych zapewnień. Jak mówi stare powiedzenie, poszłam po rozum do głowy. Do tej, do której mam w miarę nieograniczony dostęp – do swojej. Starałam się znaleźć jak najwięcej źródeł alternatywnych, zróżnicowanych, rzetelnych informacji. Różnych punktów widzenia, różnych aspektów, na które każda ze stron kładzie nacisk. Starałam się porozmawiać z tymi, którzy z racji zawodu, wykształcenia i osobistego doświadczenia, oraz mądrości, którą w nich cenię, mogli mi pomóc dostrzec to, co dla mnie było niejasne i niezauważone. Bo wnioski muszę wyciągnąć sama. Niepewność skłoniła mnie do bilansu tego, co mam, i wdzięczności za to. Do docenienia każdego drobiazgu, tego, co „zostało mi dane”, i tego, na co zapracowałam sama. Pozbyłam się też kilku iluzji. Doświadczyłam kilku rozczarowań – i dobrze ‒ w końcu słowo rozczarowanie mówi o tym, że przestałam być pod wpływem czaru pewności. Pojawiło się też mnóstwo znaków zapytania, dopiero czas pokaże, czy zamienią się w pozytywną kropkę, rozpaczliwy wykrzyknik, czy zaledwie przecinek. Niepewna jestem swego, ale taka jest natura życia – nie jest pewna. To, na co mam wpływ, robię, to, na co nie mam – akceptuję lub walczę.

O POŻYTKACH Z OGRANICZONOŚCI

Nigdy nie byłam człowiekiem, który lubi obrastać w rzeczy. Księgarnie już dość dawno zamieniłam na bibliotekę, mebli mam niewiele, półki na ubrania są tylko trzy. Wyniesione z dzieciństwa doświadczenie biedy nauczyło mnie szanować jedzenie. Zarobione pieniądze zawsze częściowo odkładać, a karty kredytowe traktować li tylko jako wygodny sposób zapłaty, a nie jak worek bez dna. Tak czy inaczej, pomimo mojego nawet minimalizmu, pandemia pokazała mi też, jak wiele jeszcze można ograniczyć, i nadal mieć poczucie wolności wyboru. W moim życiu codziennym została też ograniczona przestrzeń. Całą rodziną funkcjonujemy i pracujemy głównie w domu. A pracujemy długo i intensywnie. To wymaga od nas jeszcze większego szacunku dla drugiej osoby, umiejętności kompromisów, codziennej życzliwości, wzajemnej troski i zrozumienia dla drugiej osoby. Teraz naprawdę jedziemy na jednym wózku, jesteśmy pod jednym dachem, na jednym internetowym łączu, na jednej niewielkiej przestrzeni. W stu procentach zależni od siebie, narażeni na swoje „humory” i tylko w naszej mocy jest ‒ bycie razem we wspólnym dobrym, pełnym ciepła i miłości domu albo w koszmarnym więzieniu wzajemnych pretensji i złośliwości. To my wzajemnie fundujemy sobie piekło albo niebo.

Jest taka opowieść z czterema bohaterami o imionach: KAŻDY, KTOŚ, KTOKOLWIEK, NIKT. Te osoby zostały poproszone, aby wykonać bardzo ważną pracę. KAŻDY był pewien, że KTOŚ to zrobi. KTOKOLWIEK mógł to zrobić, ale NIKT tego nie zrobił. KTOŚ zezłościł się z tego powodu, ponieważ było to powinnością KAŻDEGO. KAŻDY myślał, że KTOKOLWIEK mógł to zrobić, ale żadnemu z nich nie przyszło do głowy, że NIKT tego nie zrobił. Skończyło się na tym, że KAŻDY obwiniał KOGOŚ za to, że NIKT nie zrobił tego, co mógł zrobić KTOKOLWIEK.

Z ograniczeń może też wynikać większa kreatywność, bo trzeba się bardziej wysilić, pomyśleć, jak zrobić coś z niczego, jak z monotonnej, szarej, niepewnej codzienności uczynić święty dzień powszedni. Jeżeli nie chcesz, znajdziesz powód, jeżeli chcesz, znajdziesz sposób.

Znajdź nas na
Znajdź nas na
Znajdź nas na