Autor: Małgorzata Kalicińska

 

Port to jest poezja Rumu i koniaku Port to jest poezja Westchnień czułych żon…

No nie, ja nie o tym porcie, choć jestem jak najbardziej czułą żoną. Mamy ostatnio z mężem szereg wizyt w szpitalu, już zaznaczałam temat poprzednio. Otóż niestety coraz częściej bywamy pacjentami. Mąż bardziej, ja mniej i po ostatnim pobycie męża w wielkim
szpitalu klinicznym(!) napisałam na Facebooku taki post:

Czy jest na sali lekarz? A zwłaszcza pielęgniarka? Czy faktycznie mogę się mocno dziwić, że w szpitalu KLINICZNYM, dużym, z działającym oddziałem szybkiej terapii onkologicznej, pielęgniarki na oddziale chirurgicznym odmawiają wkłucia się pacjentowi do
portu? „Bo nie mamy uprawnień, szkolenia…” 5 lat w liceum pielęgniarskim i żadna z pań po kilku latach pracy w szpitalu nie umie (umie, umie, ale nie miała szkolenia) wkłuć się do membrany igłą Hubera?! Za to wkłuwają się pacjentowi z mocno drażliwą
i osłabioną skórą zwykłymi igłami wenflonowymi na tyle byle jak, że trzeba powtarzać wkłucia? Czy to jakaś zła wola, czy faktycznie potrzebne jakieś specjalne szkolenie? Oświećcie…

PS: TO NIE JEST post przeciw pielęgniarkom. To post przeciw bezdusznemu systemowi, który pielęgniarki traktuje podle, każąc im robić kursy, które właściwie powinny być w materiale szkolnym czy w studium. Pielęgniarki mnóstwo umieją, ale są zniewolone
systemem. Papierek musi być. A czemu nie można było tego nauczyć w szkole? Obsługa portu to godzina szkolenia!

(…) Port to dzisiaj częsty widok, bo tak bardzo już częste są niestety choroby przewlekłe, zwłaszcza nowotworowe u pacjentów.

Żadna z pielęgniarek na oddziale nie miała stosownego szkolenia i wobec tego każda odmówiła wkłucia się w port. Mąż zapytał o ten absurd jedną z nich – najmłodszą. Koło trzydziestki. Potwierdziła. Również to, że i ona nie ma tego przeszkolenia.

– Jak to – zapytał mąż. – Pani ma tu napisane, że dyplomowana… – Tak! Pięć lat szkoły pielęgniarskiej i studium podyplomowe, razem OSIEM lat, a zarabiam ciut więcej niż salowa. – I papierka pani nie ma – sarknął mąż. – Tak, bo wojuję o zdrowy rozsądek.
Mnie nie stać na kolejne szkolenia PŁATNE zresztą z mojej kieszeni, które powinny były być na moich studiach, w szkole! Wkłucie do portu to żadna wielka umiejętność! Czy umiem? Oczywiście! Ale mi nie wolno. Nie mam uprawnień i gdyby się panu coś potem
sączyło czy bolało, odpowiem ja. Mnie ukarzą, nawet bardzo boleśnie. – A gdy to samo się stanie, a pielęgniarka będzie miała papierek o szkoleniu? – To usłyszy pan, że „to się zdarza, sorry, zaraz zdezynfekuję jeszcze raz”. – To czego was uczą w liceum
i w studium przez te osiem lat? Astronomii? Baletu? – Nieco się uniósł. – No, właśnie – odpowiedziała smętnie i pożegnała się.

To SYSTEM. Durny i nieludzki, a historia z portem to tylko maciupeńki wycinek. Takich sytuacji jest więcej i o tym Paweł Reszka napisał swoją znakomitą książkę „Mali bogowie”. Bo to nie jest wina pielęgniarki czy lekarza umęczonego długim dyżurem i brakiem…
wszystkiego, tylko wina systemu, a system to są etatowi wymyślacze, teoretycy. Mój kolega lekarz w randze profesora i jego kolega profesor, obaj pracujący w dużych, warszawskich szpitalach są zdania, że pieniądze w szpitalnictwie są! Tylko SYSTEM
idiotycznie nimi żongluje. Port, zmiana pampersów, obsługa pacjentów z odleżynami, odsysacz do śliny, sprzęt do odżywiania pozajelitowego, sprzęt wspomagający oddychanie, teraz też domowe sztuczne płuca, nerki, etc. – to wszystko wymaga od pielęgniarek
specjalnych szkoleń (za pieniądze!), podczas gdy matki, żony, babcie w domach obsługują to wszystko po półgodzinnym, bezpłatnym szkoleniu osoby nadzorującej. Można? Ba! Na dworcach i w poczekalniach wisi w gablocie sprzęt do defibrylacji, który mogę
obsłużyć ja – bez szkolenia, patrząc tylko na obrazki. Pielęgniarce nie wolno zrobić niczego bez papierka…

Pięć lat nauki po gimnazjum – po co? Żeby pielęgniarka nadal czuła się jak salowa??? To poniżanie jej, lekceważenie umiejętności i pracy, systemowe poniżanie. Może to wina programu nauczania? To też i zwłaszcza fatalne traktowanie pacjenta z chorobą przewlekłą,
który po to ma wszczepiony port żeby z niego korzystać! Zazwyczaj ma cienką skórę, obolałą po chemii, żyły zwapnione i pełne zrostów…

Mąż:
– Daj spokój, jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o kasę.
KTOŚ musi zarabiać na szkoleniu „Jak smarować tyłek pacjenta linomagiem!”.
– A Twoje nerwy jako pacjenta i upokorzenie pielęgniarek?
Cały ten durny wymóg o setkach szkoleń?
– Serio pytasz? A kto się tym przejmuje? – I zanucił – „Bo to
co nas podnieca, to się nazywa kasa, a kiedy w kasie forsa, to
sukces pierwsza klasa”…

Znajdź nas na
Znajdź nas na
Znajdź nas na