Na każdym gównie kwitną fiołki

Porzuciła karierę w korporacji na rzecz komfortu i pracy w warunkach, które sama sobie wyznacza. Dzisiaj pracuje z amazonkami, osobami chorymi na Parkinsona i stwardnienie rozsiane. Ponad dwa miesiące temu jej życie wykonało nieoczekiwany zwrot, którego finałem jest stomia. Katarzyna Piotrowska nigdy nie chciała być panią od odchudzania, w skąpym stroju, bicepsem i mocny pośladem. Nasza rozmowa, to dowód na jej mocny charakter i nieprawdopodobną wiarę we własne możliwości.

katarzyna-piotrowska-1.jpg

Jak została pani specjalistką od fitnessu?

Zawsze byłam osobą zadaniową. Skończyłam filologię polską, dzięki temu mam swobodę wypowiadania się i prowadzenia szkoleń. Pracę zawodową rozpoczęłam w Telekomunikacji Polskiej, w czasach jej największej świetności. Po kilku latach w korporacji przekonałam się ile taka praca kosztuje, oprócz tego, że jest dobrze wynagradzana, wiedziałam, że gdy urodzę dzieci, urodzę też pomysł na siebie. Nie chciałam wracać do reżimu, gdzie jestem zamykana na osiem albo więcej godzin, najczęściej w pomieszczeniu, które ma klimatyzację, a nie uchylne okno - to jest wbrew mojej naturze. Jestem wolnym strzelcem, który ceni sobie wolność i all inclusive każdego dnia. Odejście od strefy komfortu, który daje etat, był procesem do którego bardzo dobrze się przygotowałam, miałam świetnie rozpoznany rynek i wiarę, że to się uda.

katarzyna-piotrowska-2.jpg

Udało się?

Nie narzekam „znowu idę do roboty”, tylko w podskokach pędzę na zajęcia, na spotkanie z kolejnym klientem. Bardzo fajne jest lubić swoje życie codzienne i nie czekać na fajerwerki, albo jak mówię – gdy wystrzeli supernova, to wtedy mi się polepszy [śmiech]. Przychody, na chwilę obecną pozwalają zabezpieczyć moje życie na poziomie satysfakcjonującym. Fakt, że będę miała dużo więcej pieniędzy, nie sprawi, że będę szczęśliwsza. Zdecydowanie wolę być niż mieć. Jestem kobietą po czterdziestce, mamą trójki dzieci, na samozatrudnieniu. Nigdy nie chciałam być panią od odchudzania, czy panią fitness na zasadzie: skąpy strój, biceps, mocny poślad, setki zdjęć i promowanie siebie, dla mnie najważniejsze jest działanie na rzecz klienta, z którym pracuje.

 

katarzyna-piotrowska-3.jpg

Z kim pani współpracuje najczęściej?
Od początku szukałam niszy. Pracuję, z amazonkami, osobami chorymi na Parkinsona, stwardnienie rozsiane, a także stomikami.

Stomia od lat jest tematem tabu, zdarza się, że słyszę, „to śmierdzący temat”, albo „życie ze stomią jest przesrane”. Znam osoby, od których odwróciła się rodzina, znajomi, czy współpracownicy, właśnie z powodu stomii.
Ksiądz Kaczkowski mówił wyraźnie– skoro chcesz kupić bluzkę i stać cię na to, żeby pojechać do galerii handlowej, a potem wejść do dziesięciu sklepów, by przymierzać kolejne rzeczy, a finalnie kupujesz trzy, jedynie po to, by sprawdzić jak pasują do rzeczy, które masz już w szafie… To jeśli masz czas na taki shopping, uprawiaj też churching. Szukaj kościoła, w którym poczujesz się dobrze. Parafrazując, słowa księdza - czujesz się odrzucony, to czas na zmianę otoczenia. Jeśli twoje życie ze stomią nie interesuje kogoś, znajdź inną osobę, która będzie nią zainteresowana nade wszystko.

Co jeszcze można zrobić, by psychicznie poczuć się bardziej komfortowo?
Nie bać się testować nowych rozwiązań, które dają nam inne możliwości. Byłam przekonana, że skoro mam stomię to w ramach NFZ, jest jeden producent sprzętu. Byłam zdziwiona, kiedy zrozumiałam, że tak naprawdę między firmami trwa wyścig o pacjenta. Zamiast narzekać, rób ten shopping i churching. Poproś o trzy próbki wizytę pielęgniarki albo przedstawiciela i znów kolejne trzy próbki. Dobierz to, co dla ciebie jest najlepsze, to naprawdę mega ważne. Ten sprzęt musi z nami współpracować.

 

 

Od kiedy jest pani stomiczką?
Dzisiaj dokładnie o godzinie piętnastej minęły dwa miesiące.

W większości przypadków stomia jest wynikiem przewlekłej choroby, jak było w pani przypadku?
Nie chcę zdradzać szczegółów, bo mój przypadek jest nieprawdopodobny. Gdybym ktoś mi powiedział: przechodziłaś na przejściu dla pieszych i potrącił cię samochód, przyjęłabym to ok., bo przypadki chodzą po ludziach, ale ja po prostu się przewróciłam, a skutki są mega poważne. Z dnia na dzień, z bycia osobą w stu procentach sprawną, stałam się osobą sprawną w innej formule.

To rzeczywiście nieprawdopodobna historia…
Wyszłam rano w środę, dzień był napełniony różnymi zadaniami, lista rzeczywiście była spora. Wszystko udało się wykonać i wtedy pomyślałam sobie: jeszcze tylko muszę dotrzeć do domu. To niestety jedyne, czego nie zrobiłam tego dnia. Nie miały na to wpływu żadne osoby trzecie, to był głupi wypadek na skutek, którego mam uszkodzone zwieracze odbytu. Operowana byłam praktycznie na cito. Lekarze mówili, że na czas naprawy zwieraczy - o ile podejmą pracę - będę miała stomię. Nie przerażała mnie ta wizja, bo wcześniej pracowałam z osobami ze stomią i nefrostomią, więc temat był mi znany. Bardziej przerażeni byli sami lekarze, którzy musieli mnie o wszystkim poinformować, a ja opanowana, słuchałam i uśmiechałam się do nich. Pielęgniarce, która wiozła mnie na salę operacyjną, mówiłam - dlaczego mam płakać, przecież żyję! Nikomu poza mną samą, nic nie zrobiłam, nie sprawiłam niczego, co jest nieodwracalne, a ona nie mogła uwierzyć: skąd pani to ma? A ja jej na to: póki żyję, to żyję, jak już nie będzie co zbierać, wtedy się zmartwię ale teraz? Dla mnie zawsze na każdym gównie kwitną fiołki. Wszystko w życiu dzieje się po coś, wystarczy chcieć popatrzeć na to z kilku perspektyw i zastanowić się, po co mi to?

 

katarzyna-piotrowska-4.jpg
 

 

Wie pani, po co ta lekcja?

Wiem, że nie jest to lekcja pt. „zwolnij, zacznij cieszyć się małymi rzeczami”, bo tą już dawno temu odrobiłam. Dzięki temu wypadkowi uświadomiłam sobie z jakimi wyjątkowymi ludźmi ćwiczę. Ile się od nich albo dzięki nim uczę. Nie bałam się tego, że muszę posiąść jakąś wiedzę tajemną, żeby rozpocząć pracę z amazonkami, nie bałam się grup chorych neurologicznie. Nawiązywałam kontakt, mówiłam uczciwie, że chciałabym z nimi pracować i w związku z tym, muszę poznać ich zdolności i ograniczenia, by wiedzieć z czym mam do czynienia. Nie są mi obce wspólne wizyty z klientem u neurologa, gdzie patrzę jak lekarz sprawdza możliwości, zadaje ćwiczenia. Wtedy jest czas żeby wymienić się spostrzeżeniami, bo problem jest rozpoznany w ruchach zależnych od pracy w płaszczyznach osi ciała, koordynacji ruchowej, rozpoczynaniu i kontynuacji ruchu, szybkim męczeniu się. Według mnie to najlepsze działanie na rzecz osoby, z którą mam pracować. Współpraca, a nie rywalizacja zespołu działającego na rzecz klienta/ pacjenta. W hierarchii leczenia jest tak, że zazwyczaj stroną farmakologiczną zajmuje się lekarz, bardzo namawiam klientów, by korzystali z terapii manualnej, bo jest to uzupełnienie, a ja tak naprawdę jestem rzemieślnikiem i to, co jest zaordynowane, dopilnowuję, żeby było wykonane - najczęściej związane jest to z tym, że jestem obecna fizycznie i wspólnie ćwiczymy.

Wróciła już pani do pracy?

Tak, do klientów wróciłam 1,5 miesiąca po operacji.

Jak zareagowali? Powiedziała im pani dlaczego musiała zrobić przerwę?

Oczywiście, że powiedziałam. Niektórzy obawiali się, czy swoim powrotem do pracy nie zrobię sobie krzywdy. Wszyscy wiedzieli, że zajęcia będą mniej intensywne, ale jakby co zawsze mogę pokazać, opowiedzieć co robić i doglądać czy wszystko wykonywane jest poprawnie.

katarzyna-piotrowska-5.jpg
 
katarzyna-piotrowska-6.jpg
 

Jak pani czuje się dzisiaj?

Jestem pokiereszowana, bo równolegle z wyłonieniem stomii, miałam operowany lewy pośladek. Zwieracze nie działają no i jeszcze dziura na brzuchu… Nie wiem czy uczucie ciągnięcia brzucha pochodzi od rany pooperacyjnej, czy od płytki przyczepionej do skóry na brzuchu, która jeszcze się nie przyzwyczaiła. Nie jest tak, że nagle mi się stała krzywda i ,,biedna Katarzynka”, patrzę na to inaczej. Moja stomia, to nie wynik ciężkiej choroby jelit, takie osoby to dla mnie bohaterowie. Nie przeszłam tego co oni. Mam stomię, ale moje życie i współżycie z nią jest bardzo ok.

Jeśli za kilka miesięcy zwieracze podejmą działanie, w końcu swobodnie usiądę na dupsku. To nie jest tak, że mój hura-optymizm pozwala mi powiedzieć: super, że mam teraz stomię i w ogóle chwilo trwaj! Prawda jest taka, że chciałabym wrócić do poprzedniej formy, natomiast zdaję sobie sprawę z tego, że to rozwiązanie, jest rozwiązaniem skutecznym i akceptowalnym i można żyć z nim na co dzień.

Szukała pani wsparcia na zewnątrz?

Tak, od razu wyszukałam sobie na Facebooku dwie grupy zrzeszające stomików: Stomia bez Tajemnic oraz Stomia symbol zwycięstwa. Od samego początku byłam zachwycona, bo nie można określić inaczej wsparcia jakie ci ludzie dają. Ta społeczność jest zżyta, mocna, żywa, empatyczna i prawdziwie wspierająca. Czym innym jest powiedzieć komuś, słuchaj jak masz problem ze średnicą stomii, to weź worek x, i wytnij itd, od słów które czytam: bardzo się boję, mam dziś operację, trzymajcie proszę za mnie kciuki, i to nie jest tak, że ktoś napisał to by sobie ulżyć, pod tym postem od razu pojawia się lawina wspierających komentarzy! „Myślę o tobie” , „Będzie dobrze”, „Nie jesteś sam”. Apogeum tego doświadczenia to dzień w którym zobaczyłam lakoniczny wpis: „chyba umieram, mój brzuch się rozlał.” Proszę sobie wyobrazić, że w ciągu 3, może 5 minut, administrator/moderator grupy wezwał karetkę pogotowia do tej osoby! To jest naprawdę dla mnie budujące. Bardzo.

Gdzie znajduje pani siłę motywację dla siebie?

W codzienności. Jestem entuzjastką życia i wiem, że nie potrzebuję nikogo i niczego ale też nie chciałabym żeby mnie źle zrozumiano, nikt nie przeżyje mojego życia za mnie i nie ma takiego dopełnienia bez którego czułabym się nieszczęśliwa. Ja naprawdę kocham siebie, życie i lubię fajnych ludzi, staram się wysyłać do nich energię, którą sama chciałabym dostać w zamian.

katarzyna-piotrowska-7.jpg
 
katarzyna-piotrowska-8.jpg
 
 

Czego nauczyła się pani od albo dzięki swoim klientom?

Właśnie zaczęłam pracę nad sobą, bo lubię się rozwijać. Pani coach uzmysłowiła mi coś niezwykle ważnego w kwestii moich klientów. Mogę podać wszystko na tacy, rozpisać posiłki, zamówić je pod drzwi, a gdy zniknę z pola widzenia, a ktoś zechce zapić, zajadać się czymś niezdrowym, nie ćwiczyć to i tak nie mam na to wpływu. Motywacja musi pochodzić od klienta, pacjenta, zawodnika. Do tej pory sądziłam że cały mój entuzjazm, może pójść w ich parę, a to nieprawda. Mogę ich wspierać, motywować, ale przekonanie o tym, że chcą tego - musi pochodzić od nich samych. Ale to nie wszystko, po pierwsze uczę się jak być coachem, niestety „akcja Ukraina” spowodowała, że musiałam odpalić wrotki dopiero po upadku na dupę, a po drugie, jak to ładnie powiedziała moja coacherka: Kaśka już tyle lat byłaś koniem pociągowym, pokazałaś, że potrafisz uciągnąć wszystko. Najwyższy czas zostać koniem wystawowym [śmiech]. Lubię ludzi z którymi pracuję, nawet gdybym wygrała w totolotka to i tak dalej ich bym trenowała. Bycie edukatorką i pokazywanie, że nie jest beznadziejnie, nawet w naszej dziwnej Polsce pod wodzami głupiego PISu - przepraszam - bo naprawdę, wszystko co dobre, jest w nas. Jedynymi momentami, które pokazały mi, że w tym moim huraoptymizmie rzeczywiście może się coś wydarzyć, to pandemia i wojna, a nie upadek na dupę. Dlaczego? Bo na wszystko są możliwości, sposoby i rozwiązania.

… Mówi pani, że moja historia nadaje się na wywiad?

Oczywiście!

Jestem zdziwiona i zaskoczona.

Dlaczego?

Bo ja jestem prostą Katarzyna, uśmiechnięta od ucha do ucha. To wszystko.

Gdzie można znaleźć uśmiechniętą Katarzynę, żeby umówić się na sesję?

W social mediach:
na Facebooku pod moim imieniem i nazwiskiem,
a na Instagranie @katarzynap.piotrowska.712 jest też charakterystyczny hasztag #allinclusivekazdegodnia.
Styczeń 2023

Znajdź nas na
Znajdź nas na
Znajdź nas na