Autor: Fundacja STOMAlife
Fundacja STOMAlife: Napisał Pan książkę o relacjach pomiędzy lekarzem a pacjentem. Dlaczego to taka ważna kwestia? Czy ma ona bezpośrednie przełożenie na sam proces leczenia?
Wojciech Eichelberger: Książka powstała dlatego, że od dziesięcioleci w kształceniu lekarzy pomijana jest psychologia relacji międzyludzkich, a szczególnie relacji z autorytetem. Wiedzę i umiejętności w tym obszarze powinni posiadać również nauczyciele,
wychowawcy i pedagodzy. W wypadku lekarzy jest to jednak szczególnie ważne, bo jak wskazują liczne badania sposób postępowania lekarza w relacji z pacjentem wpływa bardzo silnie na samopoczucie pacjenta, na jego wiarę w skuteczność terapii i na motywację
do zdrowienia. Sprawa nabiera szczególnej wagi, gdy toczy się batalia nie tylko o zdrowie pacjenta lecz wręcz o jego życie. Ponieważ lekarz jest dla pacjenta autorytetem wyjątkowym – czasami panem życia i śmierci więc jego odpowiedzialność za kreowanie
takiej relacji z pacjentem, która sprzyja leczeniu jest ogromna. Książka ma na celu dostarczenie lekarzom podstawowej wiedzy i narzędzi w tej sprawie.
FS: Jaka jest przyczyna tego, że tak często iskrzy na linii pacjent – lekarz? Brak czasu, biurokracja? Rutyna? Brak empatii, wrażliwości?
WE: Wszystko po trochu. Ale fundamentalną przyczyną jest niedocenianie przez współczesną konwencjonalną medycynę wagi wspierającej, otwartej i partnerskiej relacji z pacjentem dla procesu jego zdrowienia. To niedocenienie wtórnie spowodowało zbiurokratyzowanie
i zrutynizowanie kontaktów lekarz – pacjent i zanik wrażliwości i empatii lekarzy.
FS: Jak możemy jako pacjenci przygotować się do rozmowy z lekarzem?
WE: Odpowiednie prowadzenie rozmowy powinno obciążać lekarza. Ale z powodów wyżej podanych lekarze na ogół tego nie robią. W tej sytuacji pacjent powinien urealnić swoje oczekiwania związane z lekarzem: być przygotowanym na chłodne i rzeczowe traktowanie,
niechęć do udzielania informacji, pośpiech a czasami na wyraźne zniecierpliwienie lekarza. Powinien też się nastawić na niedosyt informacji i osamotnienie w podejmowaniu decyzji dotyczących swego leczenia. Sam powinien szukać odpowiednich informacji
i upominać się o nie od lekarza, znać kodeks praw pacjenta i domagać się jego przestrzegania.
FS: Podopieczni naszej fundacji często mówią o tym, że moment, w którym dowiedzieli się o konieczności wyłonienia stomii był traumatyczny. Czy jest metoda, aby taką informację przekazać w taki sposób, aby pacjent nie wyszedł z gabinetu z przekonaniem,
że jego życie właśnie się zakończyło?
WE: Zakomunikowanie tak trudnej decyzji wymaga przede wszystkim czasu, indywidualnego podejścia i empatii ze strony lekarza. Wszystkich tych okoliczności jak wiemy brakuje. Więc ze strony lekarza lepiej się za dużo nie spodziewać. Tym większą rolę w redukowaniu
traumy stomii odgrywa wasza organizacja. Lekarze, którzy się tym zajmują powinni o was wiedzieć i natychmiast informować pacjentów. Ci, którzy nauczyli się żyć ze stomią i nie robią z tego tragedii są w takiej sytuacji najlepszymi terapeutami.
FS: A sam pacjent? Czy pomimo, że zawsze mamy nadzieję, że diagnoza jednak okaże się dla nas pozytywna, to możemy w jakikolwiek sposób przygotować się też na złe lub gorsze wieści? Czy w ogóle jesteśmy w stanie przygotować się na to, że w naszym życiu
pojawi się sytuacja kryzysowa? Co może dać nam taką siłę? Jak myśleć pozytywnie, kiedy świat wali nam się na głowę?
WE: Wbrew pozorom pewnego cynizmu, pomyślenie o tym, że nigdy nie jest tak źle żeby nie mogło być gorzej może nam realnie pomóc w takiej sytuacji. Przecież stomia ratuje nam życie, dalsze bycie wśród bliskich i kochanych, pozwala kontynuować pracę czy
pasję. Stomia to nie kalectwo, które wyłącza nas z codzienności i normalności. Są większe nieszczęścia. Sytuacje kryzysowe się zdarzają każdemu i nieustannie. W kryzysie mamy do podjęcia realną decyzję, którą każdy z nas może podjąć: czy staję się
ofiarą czy wojownikiem. Dlatego kryzys jest zawsze okazją do wewnętrznego rozwoju, do lepszego zrozumienia siebie i życia. Kryzys jest po to, aby nas duchowo uporządkować i wzmocnić. Warto więc decydować się na bycie wojownikiem. Wojownik powinien
wiedzieć, że wszystkie stworzone formy istnienia ulegają stopniowemu rozpadowi i przemijają. Także nasze ludzkie ciało. Wprawdzie współczesna medycyna potrafi dokonać cudów, aby ten proces hamować ale nigdy nie zdoła go wyłączyć. Dla wojowników choroba
jest więc okazją do refleksji nad przemijaniem i – co za tym idzie – okazją do uporządkowania hierachii wartości i celów realizowanych w tym życiu. Gdy wiemy, co jest najważniejsze w życiu i że bycie w pełni człowiekiem nie zależy do atrakcyjności
naszego ciała, to nie marnujemy czasu i energii na wędrowanie po manowcach. A to wielka ulga. Znam wielu, którzy są wdzięczni chorobie za to, że uratowała im ich prawdziwe, duchowe życie.
FS: Wróćmy jeszcze na nasze podwórko. Stomia to nadal temat wstydliwy, tabu. Czy wie Pan, że jest mnóstwo stomików, którzy nawet współmałżonkom nie mówią o posiadanej stomii? Żyją w ukryciu nawet we własnym domu. Co by im Pan powiedział? Jak przeprowadzić
ten coming out? Jak przestać się wstydzić?
WE: Wstyd jest w tej sprawie zrozumiałym odruchem. Od wczesnego dzieciństwa jesteśmy zawstydzani przez dorosłych gdy nie jesteśmy w stanie kontrolować swojego wydalania. Kontrola zwieraczy, to głęboko zakorzeniony, kulturowy nakaz. Wyobrażam sobie, że
przekroczenie tego wstydu i nauczenie się życia ze stomią jest bardzo trudne, ale z pewnością możliwe. I właśnie dlatego przyjęcie postawy wojownika i poradzenie sobie z tym trudnym losem jest wielkim i prawdziwym powodem do dumy. Podkreślam, nie
chodzi o dążenie do tego, by czuć się dumnym z powodu stomii lecz z tego, że radzimy sobie godnie z tą trudną sytuacją nie dewaluując się we własnych oczach i nie wykluczając się z ludzkiej społeczności. Podobnie jak to robią amazonki i niepełnosprawni.
Na początku tej drogi możemy dostać w tej sprawie więcej wsparcia niż to sobie na ogół wyobrażamy. Wsparcie waszej fundacji jest tutaj nie do przecenienia.
FS: Jeśli jesteśmy przy wstydzie. W co musimy zostać wyposażeni począwszy od dzieciństwa, aby w sytuacji choroby, zmiany wyglądu nie zakopywać się pod ziemię, ale chodzić z podniesioną głową? I czy jeśli nie dostaliśmy tego w odpowiednim czasie, to możemy
sami w sobie to wypracować?
WE: Najlepiej na wszelkie trudne okazje wyposaża nas mądra miłość rodziców/opiekunów. Mądra czyli: 50% miłości i 50% wymagań plus nieprzywiązywanie dziecka do siebie i niezadłużanie go. Niewielu ma szczęście takiej miłości doświadczyć. Ci, którzy tego
nie zaznali muszą zrozumieć, że nie bycie kochanym nie świadczy o nich lecz o tym, że z jakiś powodów ich rodzice nie byli zdolni do tego by w pełni i mądrze kochać swoje dziecko. Wtedy w miejsce żalu do rodziców i niechęci do siebie pojawia się współczucie
i wdzięczność za dar życia i za to, co mimo wszystkich swoich ograniczeń rodzice zdołali jednak dostarczyć. Ale nawet gdy taki proces się w nas nie dokonał, to trzeba przyjąć, że nawet gdy jesteśmy sami w ciemnym pokoju, winniśmy się zachowywać tak,
jak w obecności czcigodnego gościa – jak to ujął jeden z nauczycieli zen. Bo tym gościem jesteśmy my sami. Bez względu na to, co się nam przydarza, bez względu na błędy, które popełniamy nasza prawdziwa istota zasługuje na cześć i szacunek. W innej
formie usłyszałem kiedyś to samo od mojego nauczyciela jazdy konnej: Trzymaj się godnie w siodle niezależnie od tego na jakim koniu jedziesz.
FS: Nie boimy się prosić o pomoc lekarza jeśli coś nas boli. Ale panicznie boimy się prosić o pomoc jeśli ten ból dotyczy naszej duszy. Jak rozmawiać z kimś, kto potrzebuje wsparcia psychologa, psychiatry; kiedy widzimy, że ewidentnie jej potrzebuje i
sam sobie nie jest w stanie poradzić? Jak odczarować to przekonanie „nie jestem wariatem, nie pójdę do psychologa”?
WE: Psychologowie i psychoterapeuci nie zajmują się ludźmi, których cierpienie przybrało formę choroby psychicznej – czyli ludźmi, którzy nie uświadamiają sobie tego, że są chorzy, że coś złego się z nimi dzieje. Tym zajmują się lekarze psychiatrzy. Psychoterapeuci
pomagają tym, którzy na skutek uświadomionego cierpienia lub/i na skutek bolesnych i trudnych relacji z innymi ludźmi chcą poszukać jego ukrytych przyczyn tego stanu rzeczy – by zacząć żyć bardziej świadomie i satysfakcjonująco. Psychoterapia to trudna,
pełna niespodzianek podróż dla ludzi zdeterminowanych i odważnych.
FS: A na koniec pytanie, na pozór, bardzo banalne: jak być szczęśliwym człowiekiem? Czym jest to szczęście, którego wszyscy szukamy? Istnieje jedna, obowiązująca definicja? Czy to prawda, że szczęście to chwile, które po prostu musimy nauczyć się zauważać,
doceniać i czerpać z nich energię?
WE: Tak to prawda. Ponoć najszczęśliwsi są ci, którzy są tak bez reszty osadzeni w tu i teraz, że jakby rodzili się na nowo z każdym wdechem i umierali z każdym wydechem. Dla nich każda chwila jest pierwsza, nowa i jedyna i budzi w ich sercach wielką
wdzięczność. Warto dążyć do tego ideału.