autor: Maja Jaszewska
Wprowadzony przez Carla Gustawa Junga termin „Cień” jest sumą wypartych ze świadomości tych aspektów naszej rzeczywistości psychicznej, z którymi nie chcemy się utożsamić. Zarówno tych negatywnych, jak i pozytywnych i pożądanych. Ponieważ nic w przyrodzie nie ginie, często z wypartymi pragnieniami, emocjami i opiniami radzimy sobie tak, że projektujemy je na otoczenie. Mechanizm ten chroni nas przed konfliktem wewnętrznym, redukuje poziom lęku, frustracji czy nawet poczucia winy. Dzięki temu utrzymujemy wysoką samoocenę, ale niechcianym bagażem obciążamy innych, co wpływa na jakość naszych relacji.
Odkąd Marta poszła do liceum, jej matka wciąż podejrzewa, że córka nie marzy o niczym innym niż to, żeby rozpocząć życie seksualne. Nie mogę wyjść spokojnie z domu na spotkanie z koleżankami, umówić się do kina czy na wspólną naukę, żeby nie usłyszeć od matki, że mam się szanować i uważać na chłopaków, bo myślą tylko o jednym – skarży się dziewczyna. Moi koledzy z klasy nie robią jednej setnej aluzji na temat seksu, jakie robi moja matka. Ostatnio potwornie się z nią pokłóciłam, kiedy zobaczyła, że pomalowałam rzęsy. Jej zdaniem zrobiłam to, żeby prowokować chłopaków. Podobne uwagi słyszę na temat mojego ubierania się i czesania. Mam dość, czuję obrzydzenie, wciąż słysząc te ostrzeżenia, które tak naprawdę brzmią, jak oskarżenia pod moim adresem. Nie chcę więcej słyszeć, że jestem wyzywająca i się doigram. Ubieram się i zachowuję normalnie. Dużo normalniej niż inni. Gdyby matka zobaczyła niektóre dziewczyny ode mnie z klasy, pewnie by zawału dostała.
Matka Marty urodziła córkę, będąc na pierwszym roku studiów. Chłopak, z którym zaszła w ciążę, zostawił ją i nawet nie chciał słyszeć o dziecku. Rodzice zaoferowali pomoc, ale wiadomość o ciąży przyjęli z ogromnym oburzeniem, nie szczędząc słów rozczarowania. Matka Marty wychowała córkę sama, nie wyszła za mąż. Nie ma też partnera. Być może własne nieprzerobione doświadczenie wczesnego macierzyństwa w atmosferze skandalu i brak partnera seksualnego powodują, że teraz w córce widzi siebie. Swoje frustracje seksualne, swój lęk, z którym nikt nie pomógł się jej uporać i poczucie wstydu projektuje na Martę. Oskarża córkę o to, czego nie chce dostrzec w sobie. Jeśli nie przyłączy do swojej świadomości tych elementów, które tak bardzo pragnie odrzucić, jej irytacja i niepokój o córkę będą narastać, co może zaowocować głębokim kryzysem w ich relacji.
Bywa, że podejrzewamy innych o coś, co sami pragnęlibyśmy zrobić, ale boimy się nawet o tym pomyśleć.
Anna zorientowała się jakiś czas temu, że jej mąż Krzysztof przegląda jej telefon, notatnik a nawet kiedyś zajrzał do poczty, kiedy zostawiła na stole włączony laptop. Niedawno po miłym wieczorze u znajomych okropnie się pokłócili, bo Krzysztof kolejny raz oskarżył Annę, że kokietuje mężczyzn, zupełnie jakby miała ochotę na romans. Kobietę bardzo zraniło to podejrzenie.
Odrobina zazdrości dodaje związkowi smaku, ale wieczna kontrola i zarzucanie mi, że marzy mi się zdrada, jest czymś upokarzającym i świadczącym o braku zaufania.
Anna nie daje mężowi żadnych powodów do podejrzeń. Kocha go, jest mu wierna, niejednokrotnie rozmawiali o tym, że w jej kanonie wartości nie ma miejsca na zdradę. Skąd więc takie podejrzenia ze strony Krzysztofa i zachowania na miarę oficera śledczego? Nie jest wykluczone, że ogromna podejrzliwość nie ma nic wspólnego z zachowaniem Anny, tylko jest przejawem projekcyjnej zazdrości o partnerkę. Być może Krzysztof przenosi na nią własne pragnienie zdrady. Jeśli żywi takie, to uświadomienie go sobie byłoby źródłem poczucia winy i frustracji. Projektując to pragnienie na Annę mężczyzna może zachować wysoką samoocenę, bo uwalnia się od konfrontacji z nieakceptowanymi częściami swojej psychiki. Jeśli rzeczywiście Krzysztof obciąża Annę tym, co uważa za nieodpowiednie w sobie, czyni to w sposób nieświadomy.
Małżeństwo wiele razy rozmawiało o tym, jak ważna jest dla nich wierność. Zrozumiałe jest więc, że jeśli Krzysztofowi marzą się niezobowiązujące przygody erotyczne z innymi kobietami, to byłoby mu bardzo trudno przyznać się do tego przed samym sobą. Mogłoby to podważyć jego widzenie siebie, jako dobrego męża i odpowiedzialnego partnera. Znacznie łatwiej nieakceptowalne pragnienia projektować na zewnątrz na Annę i móc wtedy jednoznacznie je potępić. Zawsze łatwiej zobaczyć niewłaściwe zachowania u innych, niż spostrzec je u siebie. Dlaczego obwinimy o złośliwość przedmioty martwe, nieraz wyżywając na nich swoje frustracje? Żeby się wyładować i oszczędzić siebie.
Adrian mówi, że bardzo kocha Magdę. Za każdym razem podkreśla, jaka z niej fantastyczna dziewczyna – zdolna, ambitna, kreatywna. Czuję, że razem osiągniemy wszystko. Rozumiemy się w pół słowa, mamy liczne wspólne pasje i oboje jesteśmy lekarzami. Nieraz wracam z dyżuru i opowiadam jej o cięższych przypadkach. To cudowne być w pełni zrozumianym. Wydawałoby się, że parze niczego nie brakuje do szczęścia, a jednak coraz częściej się kłócą. Zawsze o to samo. O zostawiony przez Magdę kubek, o powieszoną na krześle kurtkę, o niesprzątnięte opakowanie po jogurcie. Kobieta jest trochę roztrzepana, do tego bardzo dużo pracuje, wciąż się dokształca i rzeczywiście zdarza jej się nie odkładać rzeczy na miejsce. Kto inny by powiedział, że jest roztrzepana, ale nie bardziej od innych. Tymczasem Adrian na każdy przypadek nieporządku reaguje coraz bardziej alergicznie. Zdarza mu się podnieść głos, cisnąć na ziemię znalezioną wśród swoich rzeczy bluzką Magdy. Kobieta czuje się coraz bardziej strofowana i odnosi wrażenie, że rozzłoszczony Adrian zachowuje się jak żandarm. On z kolei zarzuca Magdzie, że nie liczy się z jego umiłowaniem porządku. Dostaję cholery, kiedy widzę jej kapcie na środku przedpokoju, jakby nie mogła ich równo ułożyć pod ścianą. Dlaczego nie może kubka po porannej kawie od razu włożyć do zmywarki, tylko zostawia go na blacie do wieczora? Dlaczego nie wyniesie od razu kartonu po przesyłce, tylko odstawia na bok nieraz do następnego dnia- piekli się mężczyzna. Magda uważa, że Adrian przesadza i wybucha złością nieadekwatnie do sytuacji. On z kolei rozżalony pyta, dlaczego w domu nie może panować porządek, który zapewnia przytulność i spokój.
Dlaczego Adrianowi tak bardzo przeszkadza lekki nieład i tak zażarcie walczy o perfekcyjny porządek, że aż rani swoją ukochaną kobietę? Nie jest wykluczone, że mężczyzna wyprojektowuje swoje wnętrze psychiczne na otoczenie. Skoro jest mu do życia niezbędny perfekcyjny porządek w otoczeniu, to może wewnątrz siebie ma jakiś wielki bałagan i chaos? Jeśli tak jest, wówczas porządkowanie przestrzeni daje mu namiastkę wewnętrznego uporządkowania. Zatem ten, kto narusza zewnętrzny ład powoduje u Adriana poczucie zagrożenia i przeszkadza mu w osiągnięciu stanu wyciszenia. Tak naprawdę mieszkanie stało się tożsame z psychicznym wnętrzem mężczyzny. Zostawiony na stole kubek, rzuconą bluzkę odbiera jako atak na siebie, bo zewnętrzny chaos koresponduje z jego wewnętrznym niepokojem. To powoduje bunt i rozdrażnienie. Można założyć, że Magda uwzględni oczekiwania Adriana i zacznie być perfekcyjnie uporządkowana. Czy to jednak rozwiąże problem wewnętrznego chaosu jej partnera? Bardzo wątpliwe. Być może przez moment mężczyzna poczuje spokój i ulgę, ale wewnętrzny chaos nie zniknie i prędzej czy później da o sobie znać.
Projekcje przybierają nieraz charakter fobii. Kalina panicznie boi się motyli. Chociaż kolorowe i powszechnie uważane za piękne, w niej budzą przerażenie. Być może Bugu ducha winne owady ogniskują nadmiar lęków, które odczuwa Kalina. Łatwiej bać się konkretnego motyla i unikać spotkania z nim, niż skonfrontować się z wewnętrznym wszechogarniającym strachem, z którym znacznie trudniej sobie poradzić. Projektując wszelkie trudne emocje na motyle Kalina ma możliwość wyładować złość, agresję i lęk w sposób kontrolowany. Może być jednak tak, że na panicznym lęku przed jedną rzeczą się nie skończy i będzie się pojawiało coraz więcej niebezpiecznych obiektów. Jedynym wyjściem jest powrót do rzeczywistych źródeł obaw i napięć. Bez psychoterapii może się to okazać niemożliwe.
Nie zawsze projektujemy jedynie treści negatywne. Czasami projekcja dotyczy treści pozytywnych. Robimy to szczególnie w momentach zaniżonej samooceny i gorszego nastroju. W takich chwilach bywamy wobec siebie nadmiernie krytyczni.
Marlena pracuje w agencji reklamowej. Uważana jest za filar zespołu. Ma za sobą kolejny zasłużony awans. Jest zdolna, pracowita i atrakcyjna. To jej jednak nie wystarcza, żeby siebie doceniać. Dostrzega za to wszelkie zalety koleżanek z pracy. Chwali ich sukcesy, inteligencję, gust, urodę a o sobie ma niskie mniemanie. Po tylu latach pracy powinnam więcej osiągnąć. Widać brak mi ambicji albo inteligencji. Nie mam męża ani dzieci a osiągnęłam mniej niż moje koleżanki, które mają rodziny. Marlena działa w dwóch fundacjach jako wolontariusz, zwiedziła z plecakiem całą Europę, zna trzy języki obce, regularnie uprawia sport i wszyscy wokół twierdzą, że zawsze można na nią liczyć. Ale ona tego wszystkiego nie dostrzega, skupiona jedynie na swoich słabszych stronach i porażkach.
Pozbywając się swoich dobrych cech i projektując je na innych, coraz bardziej zapadamy się w niezadowoleniu i poczuciu pustki. Marlena idealizuje wszystkich wokół niemal z masochistycznym samoudręczeniem. Tego rodzaju projekcje stosują osoby, którym w dzieciństwie zabrakło poczucia bezpieczeństwa i akceptacji. Jeśli w dzieciństwie nie były chwalone przez rodziców, nie nauczyły się doceniać siebie.
To na ile mocno projektujemy na innych swoje emocje odzwierciedla nasz stosunek do samego siebie. Jeśli w dzieciństwie stworzono nam przestrzeń do wyrażania trudnych emocji i uczuć, jeśli przyzwolono nam na okazywanie gniewu, lęku, smutku czy niezdecydowania, wówczas my jako dorośli przejmujemy wobec siebie funkcję empatycznego rodzica i przyzwalamy sobie na posiadanie tych cech, z których z jakichś względów nie jesteśmy zadowoleni. Im bardziej dążymy do perfekcji i idealizujemy swój wizerunek, tym mocniej obciążamy negatywnymi cechami ludzi, których mamy wokół siebie. Pogodzenie się z faktem, że nie jesteśmy doskonali a obok zalet posiadamy też wady, pozwala nam skonfrontować się z ambiwalentnymi odczuciami.
Gdyby matka Marty pomyślała – to nie o córkę się boję, tylko zła jestem na siebie, że zbyt młodo zaszłam w ciążę i na dodatek z przypadkowym chłopakiem, który mnie potem porzucił, przez co utrudniłam sobie start w dorosłe życie – przestałaby być tak podejrzliwa i skoncentrowana na straszeniu Marty efektami zbyt wczesnego rozpoczęcia współżycia. Gdyby Krzysztof przyznał przed sobą, że kochając żonę i pragnąc dochować jej wierności ma jednocześnie fantazje erotyczne z innymi kobietami i na poziomie fantazji się te pragnienia zatrzymają – przestałby oskarżać Annę o czyhanie na okazje do zdrady.
Jeśli czujemy, że coś nas napawa lękiem, budzi gniew czy wprowadza napięcie nieproporcjonalne do wydarzeń, spróbujmy wniknąć w głębię własnych uczuć. Przyjrzeć się im spokojnie, powędrować za nimi aż do źródła. Być może wtedy zrozumiemy siebie i swoje zachowanie. Projektujemy nieświadomie, chroniąc własne ego, ale jeśli czujemy, że możemy z pasją rozprawiać o czyjejś przywarze, a czyjeś zachowanie rozgrzewa nas do czerwoności, może być to oznaka, że właśnie dokonujemy projekcji. Droga do uświadomienia sobie, że to robimy, jest długa i mozolna, ale jeśli ją pokonamy, zyskamy wyższy stopień wewnętrznego zintegrowania. Posiadając rozeznanie w swoich emocjach, jesteśmy bardziej wyrozumiali dla innych.
„ Poznawanie siebie jest jest trudnym i bolesnym procesem, a wszelkie zmiany w ludzkiej psychice dokonują się w bólach. Trzeba odwagi i uporu, by podążać taką drogą.” (Richard Rohr „Enneagram”)
Warto nią jednak iść, bo jest to droga ku zrozumieniu i wolności.