Rozmowa z Krzysztofem Seweryniakiem
W świecie pełnym pośpiechu nie każdy znajduje czas i chęć, by poświęcić się innym. Poznajmy Krzysztofa, który nie tylko z pasją dba o funkcjonalność sklepu internetowego Med4Me i satysfakcję klientów, ale również z pełnym oddaniem wspiera osoby z wyłonioną stomią. Krzysztof pomaga również w organizacji licznych wydarzeń, które przynoszą radość i wsparcie potrzebującym. Jak to się stało, że znalazł swoje miejsce wśród wolontariuszy Fundacji STOMAlife? Poznajcie jego pełną inspiracji historię.
Kiedy zacząłeś współpracować z Fundacją?
Pracuję w Med4Me i na co dzień zajmuję się między innymi sklepem internetowego, a to wymusiło na mnie gruntowne zapoznanie się z produktami, jak również ze sposobami ich użytkowania. Praca nad funkcjonalnością sklepu to również codzienny i ciągły kontakt z klientami, w tym przypadku większość z nich to osoby z wyłonioną stomią.
Moja przygoda z wolontariatem w STOMAlife zaczęła się dość naturalnie. Jeśli miałbym wskazać jej początek, byłby to pierwszy Sabat, czyli wydarzenie organizowane przez Fundację. Zgłosiłem się wtedy do pomocy w przygotowaniach i było to naprawdę intensywne doświadczenie. Ilość pracy, jaką wszyscy włożyli w organizację, była ogromna, a eksplozja energii po zakończeniu przygotowań była niesamowita. Gdy zaczęli przybywać goście, można było zobaczyć na ich twarzach efekt „wow", uśmiech, zadowolenie i radość, jak u dzieci widzących Świętego Mikołaja. To sprawiło, że chciałem wracać do tego raz za razem.
Potem był kolejny Sabat i jeszcze jeden, a w międzyczasie kolonie i kilka innych wydarzeń. Mój wolontariat polega na pracy w tle. Nie jestem na pierwszej linii, nie pomagam zmieniać worków stomijnych, ale umiem napompować balony helem, zrobić pamiątki dla kolonistów-torbaczy i wiele innych rzeczy manualnych i technicznych. Za każdą Fundacją, nie tylko naszą, stoi sztab osób, które organizują i ogarniają cały chaos: techniczni, kierowcy, a często także osoby odpowiedzialne za catering. To tacy mało widoczni ludzie, do których sam siebie zaliczam. Wolontariat ma różne płaszczyzny i aspekty.
Od dawna pracujesz w branży medycznej?
Około 4 lat. Czas w tej branży dość szybko mija.
Czy zanim zacząłeś pracę w Med4Me, wiedziałeś co to jest stomia?
Szczerze mówiąc, zetknąłem się z tym dopiero w tej pracy. Przez całe życie pracowałem w tzw. męskich zawodach – byłem mechanikiem samochodowym, spawaczem, ślusarzem i wykonywałem wiele innych prac, gdzie „brudne i silne ręce" są mile widziane. Prowadziłem swój warsztat przez dość długi czas, ale zrezygnowałem. Dlaczego? Wypaliłem się, a moje życie stało się skomplikowane. Od lat zmagałem się z depresją i szukałem odpowiedniej ścieżki, jakiegoś impulsu, by zmienić zawód i otoczenie. W ten sposób trafiłem do Med4Me.
Nie znałem wcześniej stomików ani mechanizmu działania stomii, przyczyn i powodów jej wyłaniania. Moja wiedza ograniczała się do suchego encyklopedycznego opisu: światło jelita wyłonione na zewnątrz i połączone ze skórą. Wiedza, którą posiadam dzisiaj, chociaż wciąż bardzo teoretyczna, jest efektem tej pracy.
Pamiętasz swoje pierwsze spotkanie z pacjentem, który miał wyłonioną stomię?
Kiedy zacząłem pracę w naszej firmie, poznałem Tomka Panfica. Tomek był stomikiem i jednocześnie naszym przedstawicielem handlowym. Był to chyba pierwsza osoba z wyłonioną stomią, którą poznałem. Później odbył się pierwszy Sabat (śmiech) i wtedy nagle spotkałem wielu stomików naraz.
A zdarzyło Ci się kiedyś pomóc komuś technicznie i obejrzeć stomię na żywo?
Na chwilę obecną jeszcze nie widziałem stomii, choć... Raz komuś pomogłem, ale było to tak epizodyczne, że nawet nie potrafię dokładnie powiedzieć gdzie i kiedy. To było zadanie typu: „Przytrzymaj mi to. Obie ręce mi są potrzebne, muszę sobie poprawić worek, bo chyba półksiężyc się zadarł”. To było bardziej „nic” niż „coś”. Nie zmieniałem nikomu worka, nie podklejałem, nie obsługiwałem stomii.
Jakie stereotypy na temat stomii słyszysz, zarówno od pacjentów, jak i w społeczeństwie?
Mitów jest wiele. Można usłyszeć, że stomię mają tylko osoby starsze, a ja jestem za młody na tego typu problemy, albo że zbyt zdrowo się odżywiam, by mieć problemy z jelitami do tego stopnia, by była konieczność „grzebania” w nich. Pamiętam, że jednym z haseł, które propagowała Fundacja, jest to, które znalazło się na okładce jednego z jej wydawnictw: „O tym, że ktoś ma stomię, możesz się dowiedzieć na dwa sposoby – pierwszy, gdy ktoś ci o tym powie, drugi, gdy zobaczysz tę osobę nago”. To mocno podkreśla jakość sprzętu, który obecnie jest na rynku.
Wspominam o tym w kontekście kolejnego stereotypu: stomia — parafrazując Gorkiego (śmiech) to źle pachnie. Większość tych „mądrości" wynika z braku świadomości społecznej na temat chorób układu pokarmowego i oczywiście z braku profilaktyki. Ludzie nie wiedzą i często nie chcą wiedzieć, jak ważne są regularne badania. Kolonoskopia jest jednym z badań w diagnostyce raka jelita grubego, którego wiele osób unika, bo uważa je za nieprzyjemne. Jednak profilaktyka jest kluczowa. Rak jelita grubego jest poważną chorobą, a stomię często wyłania się, aby ratować życie w przypadku tego nowotworu. To nie jest wybór, ale konieczność. Ludzie często boją się badań, ale to właśnie one mogą uratować życie. Od kiedy pracuję w tej firmie, zacząłem trochę inaczej patrzeć na zdrowie i na pewno zmieniłem trochę styl życia.
W czym pacjenci najbardziej potrzebują pomocy? Czy to jest bardziej pomoc techniczna, czy wsparcie, rozmowa?
Pomoc techniczno-sprzętowa jest oczywiście ważna, ale pacjenci rzadziej szukają jej u wolontariuszy, a częściej u specjalistów. Uważam, że największe wsparcie, jakiego stomicy potrzebują, to wsparcie mentalne, a nie techniczne. Techniczne problemy można rozwiązać w trakcie jednej, dwóch czy kilku rozmów. Faktem jest, że czasem potrzeba czasu na wygojenie skóry po podciekaniu treści pod płytkę, ale to są „szybkie” tematy.
Wsparcie mentalne jest dużo bardziej potrzebne i jest to zazwyczaj pomoc długofalowa. Wielu pacjentów popada w depresję, czują się samotni i niezrozumiani. Nie mogę powiedzieć, że w pełni ich rozumiem, bo sam nie mam stomii, ale jestem w stanie sobie wyobrazić, co mogą czuć. Pomoc w postaci rozmowy, bycie dostępnym do wysłuchania, to jest to, co najbardziej cenią. Na przykład, dzisiaj miałem długą rozmowę ze starszym panem, stomikiem. Pytał się kilka razy o te same rzeczy, ale chyba bardziej potrzebował po prostu kontaktu niż porady. Deficyt kontaktu społecznego jest ogromny, szczególnie u starszych osób. Dla nich rozmowa jest nie tylko informacyjna, ale też emocjonalna.
Wspomniałeś na początku, jeśli dobrze zrozumiałam, że przed zaangażowaniem w Med4Me i działania Fundacji, miałeś do czynienia z wolontariatem w innych formach. Czy możesz opowiedzieć o swoich wcześniejszych doświadczeniach w wolontariacie?
Tak, miałem różne doświadczenia z wolontariatem. Działałem w jednej z organizacji polonijnych, będąc za granicą, a formy tego działania były bardzo różnorodne.
A co sprawiło, że zdecydowałeś się na wolontariat?
Wyszedłem z założenia, że skoro mi jest dobrze, warto rozejrzeć się, czy ktoś inny nie potrzebuje pomocy. Może to trochę naiwne, ale czułem, że powinienem coś zrobić. Pamiętam, jak rozmawiałem z ludźmi, którzy opowiadali mi o różnych inicjatywach, takich jak korpusy pokoju czy wolontariat kulturalny. Była to grupa młodych ludzi, którzy chcieli działać na różnych polach. To właśnie wtedy dowiedziałem się, czym jest freeganizm. Pokazano mi, że można wykorzystać jedzenie, które normalnie trafiłoby na śmietnik, a są ludzie, którzy tego jedzenia potrzebują. W kraju, w którym mieszkałem, nie wyrzuca się jedzenia od razu do kosza, ponieważ istnieje świadomość, że ktoś może go potrzebować. Na tyłach marketów znajdują się miejsca, gdzie można znaleźć takie „resztki”. Jeśli znajdą się ludzie, którzy wiedzą, jak i chcą je przerobić, to jest gotowy przepis na wolontariat. Beneficjentów tych działań określam po prostu jako tych, którzy tego potrzebują.
Dowiedziałem się, że można pomagać, robiąc rzeczy, które dla wielu są „normalne”, jak wypełnienie dokumentów urzędowych czy załatwienie sprawy w jakiejś instytucji. Jeżeli jesteś wykluczony społecznie z jakichkolwiek przyczyn, na przykład braku znajomości języka, cyfrowo w epoce, gdzie komputer i internet są „przymusowe”, to pomoc w tego typu sprawach jest niejednokrotnie potrzebna jak wizyta w szpitalu dla chorego. Podobnie jak w STOMAlife, często stałem z tyłu jako techniczny. Moje działania w wolontariacie zbiegły się z okresem, w którym sam miałem poważne kłopoty zdrowotne, i uwierz mi lub nie, fakt, że jestem potrzebny, bardzo mi wtedy pomógł. Pomagałem sobie, pomagając innym. Nawet jeśli nie miałem bezpośredniego kontaktu z osobami potrzebującymi, wiedziałem, że moja praca jest ważna.
Jakie były reakcje ludzi na tę pomoc?
Reakcje były różne. Byli tacy, którzy mówili „dziękuję” i w tym jednym słowie zawierały się ogromne pokłady wdzięczności, bo często to był ich jedyny posiłek w ciągu dnia. Czasem ktoś naubliżał, bo chciał kanapkę z serem, a nie z szynką. Innym razem ktoś, komu pomagaliśmy załatwić sprawy z zasiłkiem lub inną urzędową kwestią, przychodził po tygodniu lub dwóch z domowym ciastem w ramach podziękowania. Bywało też, że osoba, która znalazła lepszą pracę i nauczyła się języka, nie poznawała nas na ulicy. Wiele osób, którym pomagaliśmy, potrzebowało opieki psychologicznej, której niestety osobiście nie mogłem im zapewnić. Na szczęście wśród nas byli specjaliści, którzy mieli wiedzę i pomagali na tej płaszczyźnie, ale zawsze było ich za mało.
Podsumowując, praca w wolontariacie była dla mnie niezwykle wartościowa. Cieszyło mnie, że mogłem pomagać, nawet jeśli czasem spotykałem się z trudnościami lub niewdzięcznością. Ważne było to, że mogłem coś zdziałać, że moja pomoc miała realny wpływ na życie innych ludzi.
Czy widzisz jakieś różnice między wolontariatem w Polsce a za granicą?
Zdecydowanie. Mentalność ludzi jest inna. W zasobnych krajach nawet bogaci ludzie starają się nie marnować jedzenia. Są tam bardziej rozwinięte programy socjalne, a także lepiej rozwinięta opieka szpitalna. Bezdomność, wykluczenie, choroby, bieda i zwykła życiowa nieporadność są problemami wszędzie, ale każda społeczność radzi sobie z nimi inaczej. Będąc poza Polską, zobaczyłem, jak ważne jest nie tylko nakarmić, ale też wesprzeć psychicznie ludzi w potrzebie.
Niestety, w naszym kraju praca społeczna i szeroko rozumiany wolontariat, choć nie są niczym nowym, często nadal są postrzegane jako swoiste wariactwo – bo kto to słyszał, żeby pomagać za darmo, tak zupełnie bezinteresownie.
Pomagając ludziom, zwłaszcza stomikom, często spotykasz się z trudnymi historiami, które czasem kończą się smutno. Czy potrafisz się odciąć od tych przeżyć, czy bardzo je przeżywasz?
To trudne pytanie. Ludzie odchodzą, to naturalny proces życia. Czasem odejście jest dla nich ulgą, zwłaszcza gdy cierpią od lat. Jeśli widzisz, że leczenie przynosi efekty, to daje nadzieję. Z drugiej strony są też chwile, gdy ludzie są zmęczeni walką. Śmierć zawsze boli tych, którzy zostają, zwłaszcza gdy ktoś odchodzi nagle. Możemy jednak przyjąć, że to zmiana, a nie koniec. Ludzie, którzy odeszli, żyją w naszych wspomnieniach. Pamiętam wszystkich, którzy byli mi bliscy, choć nie przeżywam tego na co dzień.
W pomaganiu ludziom empatia jest ważna, ale nie można w niej utonąć. Trzeba zachować równowagę, bo inaczej samemu można potrzebować pomocy. Wszyscy mamy problemy, ale trzeba umieć je hierarchizować i rozwiązywać po kolei. Pomaganie innym jest możliwe tylko wtedy, gdy sam radzisz sobie ze swoimi trudnościami. Każdy ma swoje wyzwania, które są subiektywnie najważniejsze, ale ważne jest spojrzenie na nie z różnych perspektyw.
Co daje Tobie pomaganie innym? Jakie emocje to w Tobie wywołuje?
Nigdy nie zastanawiałem się nad tym, co mi daje pomaganie innym. Dla mnie to jest naturalne. Wielu ludzi mówi, że czuje radość, kiedy słyszy „dziękuję”, Ale co, jeśli ktoś nie podziękuje? Czy wtedy nie czuje się radości? Wydaje mi się, że pomaganie nie jest po to, żeby ktoś ci dziękował, tylko dlatego, że chcesz komuś pomóc. To nawet nie jest satysfakcja, bo satysfakcja to czerpanie przyjemności z czegoś. Ja po prostu czuję, że tak trzeba.
Czy kiedykolwiek doświadczyłeś sytuacji, kiedy ktoś nie docenił Twojej pomocy?
Tak, pamiętam sytuację, kiedy dałem kawę bezdomnemu, a on na mnie napluł. Może był pod wpływem alkoholu, może coś innego. Wziąłem chustkę, przetarłem kurtkę i poszedłem dalej. To była jego forma „podziękowania”. Dla mnie to nie ma znaczenia. Pomagam, bo chcę, nie dla podziękowań.
Czy według Ciebie każdy może być wolontariuszem?
Wydaje mi się, że tak. Każdy na swój sposób może pomagać, nawet drobnymi gestami. Nawet życząc komuś miłego dnia, można poprawić mu nastrój. To już jest forma wolontariatu. Nie trzeba robić wielkich rzeczy, żeby pomagać. Dla mnie pomaganie to coś naturalnego. Ludzie powinni sobie pomagać. Nawet jeśli ktoś nie podziękuje, to i tak warto pomagać. Wystarczy dać z siebie tyle, ile można i nie oczekiwać nic w zamian. To jest kwintesencja wolontariatu.
5 październik 2024
Rozmawiała: Klaudia Katarzyńska