Autor: Mirela Bornikowska
Witaj Pani Zimo – ubrana w białą szatę, wyglądająca do nas zza pięknie przystrojonej choinki. Bez żalu pożegnaliśmy listopadowe szarugi, choć i na nie mieliśmy sposoby, by nie dać się trzem CH! Pamiętacie receptę z jesiennego numeru? Precz chlapie, chandrze, chorobie! Teraz nadszedł czas, by zima kojarzyła nam się ciepło, mimo że jest zimno.
Kto pamięta dziecięcą zabawę w poszukiwanie ukrytego „skarbu” dzięki komendom: „zimno, zimno, cieplej, ciepło, gorąco!”? Czy według tej zasady można zimę oswoić, polubić, a może nawet pokochać i się nią zachwycić?
Myślę, że wielu odpowiedzi na te pytania udzieli nam „Królewna Elza stomików”, czyli An Ko – doskonale znana pod tym loginem z aktywności w mediach społecznościowych.
Życie Ani pokazuje, że hart ducha wymaga hartu ciała. Z artykułu dowiecie się, że ciepło może być w przeręblu, a najlepiej rozgrzewa nocny, grudniowy półmaraton.
Ale niech nie mrożą Wam krwi w żyłach szaleństwa Anki, bo ona to „igloo na środku salonu” też nie od razu zbudowała.
Czego na początek możemy się od niej nauczyć?
„Cześć, jestem Anka. Mam 52 lata. Mieszkam w Koszalinie. Nie pracuję zawodowo, ponieważ opiekuję się niepełnosprawną córką Agatą.
Jestem wegetarianką. Nie jem mięsa od 33 lat.
Dwa lata temu dowiedziałam się, że mam nowotwór złośliwy na jelicie grubym. W sierpniu 2019 roku przeszłam operację usunięcia guza, odbytnicy i wyłonienia stomii, która nie jest dla mnie żadną przeszkodą w normalnym funkcjonowaniu. Jestem tak samo aktywna jak przed wyłonieniem. Z natury jestem zadaniowcem, więc wiedziałam, że muszę działać, szukać informacji, metod leczenia, dalszej terapii.
Z perspektywy czasu stwierdzam, że choroba niczego mi nie zabrała. Mogę powiedzieć, że było wręcz przeciwnie! Dała mi mnóstwo siły wewnętrznej, wiele miłości i dobroci do siebie samej, dała mi też dużo pewności siebie i docenienia własnej wartości. Choroba, o dziwo, wyciągnęła mnie z silnej depresji. Tak silnej, że nienawidziłam siebie, nie mogłam na siebie patrzeć, kaleczyłam własne ciało. Teraz jest dobrze, bo zaczynam siebie kochać. Nareszcie dobrze czuję się sama ze sobą. Jestem szczęśliwa, o wiele spokojniejsza i mądrzejsza.
Powiedziałam wszystkim moim znajomym, że rozpoczynam swój najtrudniejszy bieg w życiu. Użyłam tej metafory, ponieważ czynnie uprawiam sport. Startuję w zawodach biegowych. Jestem biegaczką i kocham to! Przede wszystkim biegam, biegam, biegam. Startuję w zawodach, nawet takich ekstremalnych, jak zimowe biegi nocne albo Półmaraton Nocna Ściema. Latem pływam, opalam się na plaży w stroju dwuczęściowym, nie kryjąc worka przed wzrokiem ciekawskich. Uszyłam sobie eleganckie, kwieciste pokrowce na worek i paraduję w nich po plaży.
Ale dziś mamy rozmawiać przede wszystkim o zimie, więc chcę Wam trochę powiedzieć o kąpielach zimowych, czyli morsowaniu. Jeśli ktoś chciałby rozpocząć taką przygodę, ważne, by przestrzegał 6 zasad, które krótko chcę przedstawić, opierając się na tekście Ewy Zwierzchowskiej:
- Trening w domowej łazience
Można zacząć od zimnych pryszniców w domu – kilkuminutowe natryskiwanie się wodą o temperaturze około 10 stopni zmniejszy prawdopodobieństwo występowania szoku termicznego. By osiągnąć taki efekt, powinno się stosować zimne prysznice jak najczęściej, najlepiej codziennie. Można też zacząć od prysznica w normalnej temperaturze, a dopiero na koniec, już po umyciu się, na ostatnią minutę czy dwie minuty zredukować temperaturę wody do minimum. Ważne, by zimnym strumieniem nie traktować ciała zbyt długo. Nie chodzi o wyziębienie się, ale jedynie przyzwyczajenie do takich warunków.
- Bose spacery
Innym sposobem są bose spacery po chłodnym podłożu, np. po jesiennej plaży albo brzegu rzeki. Każda z tych metod ma jeszcze jeden walor, a mianowicie psychologiczny. Pozwala oswajać się z zimnem i łagodzić naturalne obawy przed późniejszym zanurzeniem się w wodzie.
- Klub morsa
Jeśli lekarz nie zabroni morsowania, kolejnym krokiem powinno być zgłoszenie się do jednego z licznych klubów morsa w Polsce. Zdecydowanie w tej aktywności ważne jest zarówno korzystanie z doświadczeń innych, jak i kąpiel w towarzystwie zapewniającym bezpieczeństwo.
Obecność doświadczonych osób jest niezbędna m.in. podczas wejścia do i wyjścia z wody. W towarzystwie wielu osób łatwiej przełamać lęk przed wejściem do lodowatego akwenu.
- Rozgrzewka
Podstawą morsowania jest rozgrzewka. Pomocne są bieganie i gimnastyka. Idealną sytuacją jest, poza rozgrzewką biegową (tu zalecany jest raczej trucht niż sprint), skorzystanie z siłowni pod gołym niebem. Niestety, zwykle takiej nie ma przy brzegu. W tej sytuacji wystarczą pompki, przysiady, skłony, wymachy (rąk i nóg), pajacyki, jazda rowerem, rozciąganie.
Niektóre kluby morsa mają swoje własne sposoby na rozgrzewkę przed kąpielą, organizując np. mecze piłkarskie lub siatkarskie na plaży. Dobre będzie wszystko, co podniesie nam tętno, dotleni organizm i nas rozgrzeje. Doświadczeni morsujący radzą, by rozgrzewka trwała nawet ponad kwadrans. Lepiej rozłożyć ją w czasie i stopniowo, ale porządnie, się rozgrzać. Nie przesadzać z bardzo intensywnymi ćwiczeniami w krótkim czasie, ale po prostu się porozgrzewać. Nie chodzi o spocenie się na mrozie, bo to może być groźne dla zdrowia. Według doświadczonych morsów najprzyjemniejszą temperaturą do kąpieli są wartości poniżej 8 stopni C.
- Jak wejść do wody?
Warto pamiętać, że nie wchodzimy do wody krótko po spożyciu posiłku. Niektórzy odczekują nawet 2-3 godziny po obfitym śniadaniu czy obiedzie, zanim zdecydują się na zanurzenie. Wśród zaleceń dotyczących samego wchodzenia do wody jest m.in. to, aby robić to zdecydowanym krokiem. Nie chodzi też o wbieganie, ale niepoddawanie się własnym wątpliwościom. Ważne w zdecydowanym wchodzeniu jest także to, by zbyt długo nie przebywać rozebranym na mrozie i nie wychładzać organizmu przed kąpielą. Wchodząc do wody, możemy po kolei ochlapywać kolejne części ciała lub po prostu się zanurzyć.
Ze względów bezpieczeństwa lepiej wchodzić do przerębla nad stojącą wodą, a woda powinna sięgać co najwyżej do pasa.
- Co robić w trakcie kąpieli?
Podczas lodowej kąpieli część osób zwykle po prostu stoi, część stoi i co chwilę się zanurza wraz z głową, inni spacerują po dnie, a jeszcze inni pływają. Każdy musi znaleźć najlepsze rozwiązanie dla siebie. Warto jednak pamiętać, że przy intensywniejszej kąpieli utrata ciepła jest szybsza i czas przebywania w lodowatym akwenie powinien być odpowiednio krótszy.
Morsowanie, zimowa aktywność fizyczna daje mi niesamowitą siłę, kondycję i odporność na przeziębienia. W zdrowym ciele zdrowy duch domaga się kolejnych form aktywności, które staram się w miarę moich możliwości mu zapewniać.
Już drugi raz od czasu wyłonienia stomii byłam w Tatrach. Kocham góry, te 20-30-kilometrowe trasy, kilkugodzinne wspinanie się na szczyty. Widoki, natura, wysiłek, zachwyt i zmęczenie, to moja miłość, pasja i ciągła tęsknota.
Dziś mogę śmiało powiedzieć, że moje życie ze stomią nie różni się jakością od tego sprzed operacji, natomiast sfera psychiczna ma się dużo, dużo lepiej. Z wielką przyjemnością pomagam nowym stomikom, którzy sobie nie radzą, mają problem z akceptacją samych siebie. Cieszę się, że na naszych grupach wsparcia na FB poznałam tylu wspaniałych, cudownych i empatycznych ludzi. Wszystkich pozdrawiam i chcę powiedzieć, że stomia to nie koniec, ale początek innego, nowego życia.
Moim największym sportowym, zimowe marzeniem jest nauka jazdy na nartach. Wierzę, że nie pozostanie w sferze niespełnionych.
Jak więc sami widzicie, ważne jest, żeby powoli, krok po kroku budować formę i odporność jakąkolwiek zimową aktywnością. Można zacząć np. od krótkich spacerów po skrzypiącym śniegu i stopniowo zwiększać dystans. A jeśli śniegu nie będzie? To może i lepiej, łatwiej wtedy spacerować. Kto ma dzieci, wnuki, nie musi wyjścia na sanki czy łyżwy traktować jako dopust boży, a raczej jak powrót do dzieciństwa. Trening czyni mistrza, więc po sankach i łyżwach może narty? Być może wielu z Was szusowało przed wyłonieniem, a teraz ma wątpliwości? Przykład Sylwii Ratajczak, Adriana Lewandowskiego czy Tomka Panfica pokazuje, że Torbacze to narciarze i snowboardziści, którzy korzystają z uroków zimy na stoku, a stomia im w tym nie przeszkadza. Mniej inwazyjne od nart zjazdowych są biegówki i te akurat można trenować… wszędzie.
Do odważnych świat należy, a sedno i tak (jak zawsze) tkwi w głowie i silnej woli.
Czy to wszystko znaczy, że tylko zimno jest cacy, a ciepło pod kocykiem z imbirową herbatką be? Oczywiście że nie!!!! Czytanie książki w ciepłym pokoju to też… aktywność zimowa. Dobra jest każda, dzięki której zrobi wam się… ciepło. Na sercu.