Druga część rozmowy z Julitą Ilczyszyn-Wybieganą Mamą.

6.jpg
 

Wybiegana mama, kochająca żona, opiekuńcza córka, keratywna nauczycielka, wymagająca trenerka, ekstremalna spotrsmenka, serdeczna przyjaciółka, empatyczna osoba, zaangażowana społecznie działaczka.

Te wszystkie określenia cisną się na usta, gdy o Julicie Ilczyszyn myślą ci, którzy ją znają bardzo dobrze albo spotkali choć raz w życiu, a może słyszeli o niej lub czytali w mediach społecznościowych.

Julita jako pierwsza Polka i Europejka zdobyła Wielkiego Szlema ekstremalnych biegów po pustyniach.

Pierwsza Polka i Europejka z tytułem Wielkiego Pustynnego Szlema + (Grand Slam +). Pasjonatka długich dystansów w ekstremalnych warunkach klimatycznych.

W 2022 roku ukończyła serię wyścigów „Racing the Planet” uznawanych za jedne z 10 najbardziej ekstremalnych wyścigów świata! W biegach na 4 kontynentach pokonała 250 km, a każdy z nich dedykowała tym, którzy potrzebują pomocy.

Pustynię Namib przebiegła dla Anety, Pustynne góry Gruzji dla Emilii, Atakamę dla Justyny, lodową pustynię Antarktydy dla Fundacji Marka Kamińskiego, a w czerwcu 2023 pokonała pustynię Gobi dla Fundacji „Mam Marzenie”.

Jesienny bieg po pustyni Wadi Rum w Jordanii dedykuje Fundacji Stomalife- czyli nam stomikom.

 
 

Tym razem witam Cię jesiennie Julito. Myślę, że nasi wierni czytelnicy pamiętają pierwszą część naszej rozmowy, która ukazała się w letnim wydaniu naszej gazety. Mówiłyśmy wtedy o początkach twojej historii z bieganiem . Dziś chciałabym skupić się na tym, co od kilku lat jest sednem twojego nie tylko sportowego życia. Mówię o projekcie Grand Slam Racing Planet czyli morderczych biegach po pustyniach róznych kontynetów. Pierwszą część rozmowy zakończyłyśmy wspomnieniem twojego spotkania z Markiem Rybcem, który sam ukończywszy te 250-kilometrowe biegi namawiał cię, byś też spróbowała.

Decyzję podjęłaś w mig, a co z realizacją?

Zwariowałam? Oszalałam? Nie wiem? Może wręcz przeciwnie? Byłam spokojna i skoncentrowana na celu, jakim był start w biegu po afrykańskiej pustyni w Namibii, bo o tym, że jest to bieg dla mnie, byłam święcie przekonana. Niestety z powodu pandemii odwołano wszystkie wyścigi i przeniesiono je na 2022 rok. W tym czasie operowano mi kolano, które uszkodziłam podczas treningów przeszkodowych. Czas pandemii wykorzystałam też na ostateczne rozprawienie się z kamieniami w nerkach. Postanowiłam, że w 2022 roku zdobędę tytuł pierwszej Polki, która ustrzeli Grand Slama czyli wielkiego szlema pustynnego wyścigu. By to osiągnąć, trzeba w ciągu 12 miesięcy przebiec na 4 pustyniach( każda na innym kontynencie) po 250 km. Sama w to nie wierzyłam, ale Marek bardzo mocno mnie w tym wspierał i pamiętam, jak dziś jego stwierdzenie, że na pewno to zrobię pod warunkiem, że wcześniej nie zgubię się na lotniskach Zna mnie naprawdę bardzo dobrze!!!

Nie mogłam o moje szalone plany nie zapytać Taty, czy chce, żebym pokazała mu kolejne pustynie? Absolutnie to potwierdził. Dla mnie był to najmocniejszy kop motywacyjny, żeby zacząć działać, bo taki bieg to nie tylko stricte sam wyścig, ale ogrom przygotowań organizacyjnych, logistycznych treningowych, do podjęcia których chyba jednak trzeba dużej odwagi.

Od czego zaczęłaś?

Od stworzenia dziennika, w którym spisywałam wszystkie moje pomysły. Jak znaleźć sponsorów? Jak znaleźć pieniądze na tę ekspedycję? Zaczęłam bardzo intensywnie trenować, szukać i kompletować sprzęt, który był wymagany na takim wyścigu. Próbowałam jedzenia liofilizowanego, żeby nic mnie nie zaskoczyło podczas biegu. W takim reżimie żyłam przez rok, nie zaniedbując obowiązków, mamy, żony i nauczycielki. W kwietniu 2022 roku wyruszyłam na przygodę życia.

Pierwsza była Namibia?

Tak. Pełna wiary i motywacji, którą dostałam od innych, wystartowałam do biegu po pustyni Namib. Jest to południowa Afryka, gdzie dla Europejczyka jest niemożliwie gorąco. Temperatura dochodziła do 55 ° C w cieniu. Wystartowało nas 44, do mety do dotarło mniej niż 30. Panowały tam niewyobrażalnie skrajne warunki klimatyczne. Suchy, gorący piach w dzień, przeraźliwe zimno w nocy. Przez całe 250 km wyścigu swój dobytek niesiesz w plecaku ważącym 10,5 kg, do tego 2,5 l wody. Wędrówka po pustyni w Namibii to absolutnie epickie emocje, wrażenia i niestety kolejna kontuzja, a tym samym- potworny ból. Znów, jak mantrę powtarzałam, że mój Tata cierpi bardziej lub myślałam o innym moim motywatorze, którym była Aneta. To właśnie Jej dedykowałam ten bieg. Ona zmagała się z kolejnym powrotem choroby nowotworowej, a ja…”tylko” z kontuzją. Dzięki nim dotarłam i przekroczyłam metę pustyni Namib.

1.jpg

Kolejną pustynią miała być Gobi?

Tak, ale ze względu na ograniczenia pandemiczne zdecydowano, że zamiast Mongolii będzie to moja „ukochana” Gruzja. Wyścigi Racing The Planet mają swoje wymogi i obostrzenia. Tytuł Grand Slama może zdobyć osoba, która weźmie udział we wszystkich 4 wyścigach w jeden rok kalendarzowy i każdy z tych wyścigów musi się odbyć na innym kontynencie, co utrudnia możliwość zrealizowania takiego projektu. Gruzja leży na granicy Europy z Azją, a pustynia nazywana jest górzystą , dlatego lokalizacja ta mieściła się w ramach regulaminu tego biegu. Tam przeżyłam mentalną potworną walkę z samotnością, bólem oraz z przenikliwym zimnem. Gruzja chciała pokazać mi swoją siłę i nie ukrywam, że czułam jej nieprzyjazny, lodowaty oddech na plecach, jednak udało mi się pokonać jej niedostępność i własne słabości. Tym samym zdobyłam drugi medal w serii Grand Slam i kolejny raz zalała mnie fala nieskrywanych emocji. Był to wystrzał ogromnej satysfakcji i wdzięczności za to, że mogłam tam być. Jestem wdzięczna Gruzji, bo ona przez swoją siłę pokazała mi, że ja również mam jej ogromne pokłady. Okazało się, że mogę robić wielkie rzeczy nie tylko dla siebie, ale także dla innych. Mogłam pokazać tacie kolejny piękny kraj, mimo że nie trafiłam na pogodę „widokówkową”, ale to paradoksalnie było jeszcze piękniejsze. Dedykowałam ten bieg Emilii i Basi Bagorro, których marzeniem jest zobaczenie Gruzji.

Ile czasu miałaś do zrealizowania szaleństwa nr 3?

Po Gruzji miałam tylko 2 miesiące na regenerację. To był bardzo dobry czas dla mnie i dla mojej rodziny, bo poczuliśmy, że możemy być razem w moich przygotowaniach do kolejnego etapu. Zaczęliśmy odczuwać intensywność przygotowań. Był to czas, w którym w zasadzie mówiliśmy już tylko o wyjeździe. Szukanie biletów lotniczych, noclegów, lepszych rozwiązań, by plecak był lżejszy. Za 3 razem czułam, że jesteśmy w tym razem i coraz więcej wiemy na ten temat. Te 2 miesiące bardzo były nam bardzo potrzebne, a wrzesień miał na imię…

Atacama?

Tak. Ta pustynia w Ameryce Południowej uznawana jest za najtrudniejszą spośród wszystkich, które są w Grand Slamie. Wyróżnia się tym, że jest bardzo ciepło i wietrznie w dzień, a w nocy temperatura dochodzi nawet do minus 10° C. Do tego są to trudne tereny- wyschnięte piaski tak zwane kalafiory, które zapadają się pod stopami, no i to, co przysporzyło mi najwięcej trudności, że biegaliśmy na wysokości 3800 m nad poziomem morza. Jak wiadomo, można już wtedy odczuwać objawy choroby wysokościowej, między innymi zawroty i potworny ból głowy, trudności z oddychaniem, krwotoki z nosa i wiele innych nieprzyjemnych objawów, które utrudniają bieg. Obawiałam się tego, bo nie miałam możliwości trenowania na wysokościach. Nie wiedziałam, jak mój organizm zareaguje? Oczywiście na „dzień dobry” miał dla mnie „szereg niespodzianek”.

2.jpg

Jakich?

Tuż przed biegiem dostałam okres, potem dopadła mnie straszna biegunka, więc nie miałam czasu, by myśleć o chorobie wysokościowej. Z obawami, że jestem odwodniona, ruszyłam na start i po drodze mijałam tych, którzy naprawdę z nią walczyli. Dziękowałam w duchu, że ja to mam „tylko” biegunkę i miesiączkę, więc nie jest ze mną tak źle, no ale faktycznie Atacama była bardzo trudną pustynią dla nas wszystkich.

Staram się nie przeszkadzać Ci pytaniami, słucham, jak zaczarowana, próbując to sobie zwizualizować, ale czy pamiętasz najtrudniejszy moment, jeśli w ogóle jakiś był, jeszcze trudniejszy od tych, o których opowiadasz?

Oj tak. Takim krytycznym momentem była burza piaskowa, o której zawsze marzyłam, żeby ją zobaczyć, a teraz mówię: NIGDY WIĘCEJ!!! Podczas takiej burzy nie słyszysz nic oprócz potwornego hałasu. Jesteś totalnie zdezorientowana. W głowie kłębowisko myśli: oby nie zgubić na pustyni, bo przecież wiesz, że jesteś tu na swoją wyłączną odpowiedzialność i nikt nie będzie Cię szukać. Przeżyłam wtedy naprawdę bardzo trudne 4 godziny sam na sam z pustynią, ale ostatecznie udało mi się trafić do bezpiecznego miejsca, skąd zabrano nas do o puszczonego schroniska, bo również nasz obóz z powodu burzy piaskowej został ewakuowany.

Jesteśmy tylko ziarnkiem piasku wobec potęgi przyrody.

Dokładnie tak. Na Atacamie każdy etap był niezwykle wymagający, ale to, co otrzymywaliśmy w zamian od pustyni rekompensowało wszystko. Nie mam na myśli oczywiście burzy piaskowej, ale na przykład rozgwieżdżone niebo. Widok był przepiękny, a ja odbierałam go jako nagrodę za pokonanie kolejnych etapów. Były to ogromnie wzruszające chwile i niesamowite uczucie, że te gwiazdy są tak bardzo, bardzo blisko ciebie. Chyba nigdy wcześniej ani później tak doskonale nie rozumiałam Małego Księcia, jak właśnie tam. To była absolutnie cudowna pustynia, która pokazywała inne oblicze swojego piękna ze względu na porę dnia, bo z każdą godziną nabierała innych kolorów. Najpiękniejszym momentem był chyba ten o zachodzie słońca, kiedy wszystko na chwilkę zamieniało się na kolor intensywnie różowy .

Jak barwy Fundacji Stomalife?

No prawie Bardzo mile wspominam tę pustynię, jest jedyną, na którą z przyjemnością wróciłabym jeszcze raz.

Ale na razie, przed upływem dwunastu miesięcy miałaś do wykonania jeszcze jedno mordercze zadanie?

Tak, po powrocie do domu miałam tylko 5 i pół tygodnia, żeby przygotować się do zmierzenia z ostatnią pustynią. Tym razem celem była Antarktyda. Jak teraz o tym myślę, to cały czas wydaje mi się to nierealne, jakieś nieprawdziwe, ale fakty są takie, że popłynęłam na dosłowny koniec świata.

Antarktyda i? Pierwsze odczucia? Skojarzenia?

Zupełnie inne warunki. Zimno, śnieg, deszcz, ślisko i dużo głębokiego śniegu. Na tej pustyni nie spaliśmy pod namiotami. Mieliśmy kajuty z wygodnym łóżkiem i ciepłą wodą pod prysznicem Wstyd się przyznać, ale na każdej pustyni chudłam około 5- 6 kilo, a na Antarktydzie przytyłam 3 kg!

Jak wyglądał sam bieg?

Odbywał się codziennie w innym miejscu, więc to dodawało mu wielkiego uroku. Towarzyszyły nam foki, pingwiny, lwy morskie, albatrosy. Przepiękny świat, w którym pierwszy raz poczułam się, jak gość na ziemi, której gospodarzami są zwierzęta. To było coś niesamowitego, taki moment, który chciałabym zapamiętać do końca życia. Antarktyda była o tyle trudna, że nie można było jeść podczas biegu, żeby nie zanieczyścić terenu. Mogliśmy wrócić na ponton, tam zjeść i się napić i dopiero wrócić na trasę.

Przy Atacamie zapytałam o najtrudniejszy moment, a teraz zapytam o najweselszy. Był taki?

Oczywiście! Do śmieszniejszych momentów należało spotkanie z pingwinami. Zasada jest taka, że nie wolno do nich podchodzić bliżej niż na 5 m, ale te zwierzątka są bardzo ciekawskie i często trochę… wredne, więc niejednokrotnie stawały nam na trasie. Wtedy trzeba było się zatrzymać i poczekać, aż pingwin sam zdecyduje czy odejdzie, czy pójdzie w inną stronę? Na początku bardzo nas to śmieszyło, ale potem już trochę irytowało, bo wiązało się ze staniem w bezruchu, ale był to kolejny, sympatyczny „ dzwoneczek” przypominający nam, kto tu …rządzi

Ten bieg też ukończyłaś w cuglach!

Moment, w którym miałam absolutną pewność, że zdobędę tytuł pierwszej Polki mającej Wielkiego Pustynnego Szlema zapamiętam naprawdę na długo, bo to były tak szalone emocje, tak ogromna radość, że nawet mi brakuje słów, żeby to opisać, ale najgłębszym uczuciem, które mnie wtedy przepełniało, była wdzięczność! Wdzięczność dla wszystkich, którzy pomogli mi zrealizować niemożliwe, bo nie zrobiłam tego sama.

3.jpg

Julito, Ty jesteś takim samograjem, że rozmowę z Tobą musieliśmy podzielić na dwa numery naszego kwartalnika, ale masz rację. Wdzięczność dla tych, którzy wokół, to sprawa priorytetowa do podkreślenia. Uprzedzę Twoją kolejną wypowiedź mówiąc dwa słowa: WINOGRONO=GOBI.

Oj tak, fajna zajawka!

Winogrono naprawdę równało się Gobi. A było to tak. Płynęliśmy już 2,5 dnia z Antarktydy w kierunku miasta Ushaia w Argentynie. W tym czasie odbyła się ceremonia wręczenia medali, pucharów no i przyznanie tytułu Grand Slama For Desert. Byłam przeszczęśliwa ze zdobycia swojego 4 medalu. Wzniosłam toast kuflem, który wręczono tylko tym, którzy ukończyli 4 biegi w 12 miesięcy. (Kufel ten w Polsce posiada tylko 5 mężczyzn i ja ). Byłam tak zaaferowana i szczęśliwa, że nie słuchałam tego, co mówił organizator.

A co mówił?

Jeżeli w kuflu znajdziemy winogrono, to otrzymujemy darmowy wylot na dowolnie wybraną pustynię. Na dnie mojego kufla pływała zielona kulka. Moje pierwsza myśl była taka, że może to jest jakaś atrakcja, jakiś zielony lód? Mój przyjaciel widząc, że w moim kuflu pływa zielone winogrono, zaczął krzyczeć ze szczęścia! Wszyscy zaczęli klaskać, cieszyć się razem ze mną. Byłam w szoku, kiedy dotarło do mnie, że to jeszcze nie koniec, że będę mogła przeżyć jeszcze jedną przygodę na kolejnej pustyni, nie martwiąc się o finanse.

Czyli na torcie nie wisienka a winogrono o nazwie Gobi?

Tak! To najlepszy tort jaki w życiu „ jadłam“ . Tym sposobem w czerwcu 2023 r kolejny raz stanęłam na azjatyckiej ziemi. Tym razem to nie Gruzja, a wymarzona Mongolia z pustynią Gobi czekała na mnie. Wyjątkowość tego biegu polegała na tym, że pierwszy raz nie czułam presji na wynik. Na tej pustyni mogłam wreszcie spojrzeć w górę, przed siebie, zatrzymać się, poobserwować. Nie musiałam patrzeć pod stopy i uważać, żeby nie skręcić sobie np. stawu skokowego. Mogłam biec i zrywać kwiatki z łąk, a było ich całe mnóstwo . Pamiętam, że tę pustynie przebiegłam z uśmiechem na twarzy. Gobi jest bardzo przyjazna, kolorowa i właśnie takie bardzo przyjemne emocje tam odczuwałam. Czułam się fantastycznie również dlatego, bo mieszkają tam bardzo życzliwi ludzie. Naprawdę mają niewiele, ale tym, co posiadają, dzielą się z potrzebującymi. To było ogromnie wzruszające.

Gdybym miała podsumować Gobi, powiedziałabym, że była kompilacją wszystkich poprzednich pustyń . Zawierała w sobie elementy tamtych - było ciepło, było zimno, padał deszcz, świeciło słońce, były wydmy piaszczyste, były kalafiory podobne jak na Atacamie. Były góry, były rzeki. To wszystko mieściło się w tej jednej pustyni.

Jak smakował ten tort o nazwie Gobi? Kiedy zdałaś sobie sprawę, że masz za sobą 1250 km na 5 pustyniach pokonane w ciągu jednego roku?

Jak smakował? Jak ambrozja- „ Zrealizować Niemożliwe”!

Zdobyłam tytuł Grand Slam Era Plus jako pierwsza Polka i pierwsza Europejka!!

Myślę, że teraz w domach czytelników rozległy się brawa, a niejedne oczy zaszkliły się od łez. Na pewno nie poruszymy wszystkich wątków, ale przyszedł mi do głowy cytat z „Małego Księcia”. Wśród ludzi jest się także samotnym”. Ty ten cytat odwróciłaś, „zabierając” ze sobą na pustynię nie tylko Twojego Tatę, ale także innych, którzy sami nie byli w stanie tam dotrzeć. To właśnie Ty dostałaś medal Fair Play za pomoc innym uczestnikom biegu- dla mnie najjaśniejszy w Twojej konstelacji!

Dziękuję. Mój projekt nie byłby kompletny, gdyby nie pomysł i moja wewnętrzna potrzeba, żeby każdy z moich biegów był ważny nie tylko dla mnie, ale żeby skorzystać mogli na tym również inni. Ogromną ulgę przyniosła mi myśl, że każdą pustynię będę dedykowała tym osobom, które nie mogą już biegać, którym jest bardzo trudno w życiu, które codziennie przemierzają taką „pustynię” w postaci bólu, walki z przeciwnościami losu, walki o zdrowie, często o życie. Każda z tych osób potrzebowała motywacji do działania, a ja również potrzebowałam takiego uskrzydlenia, więc idealnie się uzupełnialiśmy. Dzięki mojemu bieganiu zbierałam pieniądze dla moich Kolegów, Koleżanek, Przyjaciół, dla mojej Rodziny, a przesunięty na jesień bieg w Jordanii dedykuję Fundacji Stomalife, bo Wy-Stomicy jesteście dla mnie prawdziwymi Fighterami.

Możemy tylko powiedzieć WIELKIE DZIĘKI i obiecać, że nasze dobre myśli będą dodawały Ci skrzydeł.

Wiem, że jest to bardzo długa rozmowa, ale pozwól mi jeszcze na krótkie podsumowanie.

4.jpg
 
5.jpg
 
 

Oczywiście. Proszę bardzo.

Powodów, dla których biegam, jest naprawdę całe mnóstwo. Ekstremalne biegi rozpoczęłam z myślą o sobie. Chciałam poznać swoje możliwości, pobyć trochę w innym świecie wielkiej marzycielki i małej dziewczynki, którą w sobie pielęgnuję. Biegam dla mojego taty, który zawsze zachęcał mnie i nigdy mnie nie zatrzymywał, nie blokował mnie przed poznawaniem świata. Pozwalał mi eksperymentować, doświadczać. Miał w sobie ogrom odwagi i zaufania do mnie. Wszystkie szczegóły biegu, widoki nagrywam na telefon, robię zdjęcia i kiedy wracam z pustyni zawsze w pierwszej kolejności jadę do rodziców i opowiadam im, jak było. Biegam dla moich córek, które są jeszcze małe i dla mnie chyba zawsze będą. Zuzia ma 6 lat, Julka 8. Pokazuje im, że sport jest fajny, że można się bardzo dobrze bawić i że przynosi wiele radości, satysfakcji i chyba też trochę spokoju, bo nie ukrywam, że kiedy wracam z treningów, jestem zmęczona, ale pozytywnie naładowana takimi endorfinami, że nie wkurzam się takimi drobiazgami, jak bałagan w pokoju córek. One widzą, że jestem spokojniejsza, uśmiechnięta, że mam więcej energii na to, żeby pomóc im sprzątać. Biegam dla moich uczniów, którym pokazuję, że owszem sport to ciężka praca, ale dzięki temu można zwiedzać świat, można uczyć się języków, można poznawać fantastycznych ludzi, można przeżywać przepiękne przygody i mieć cały bagaż wspaniałych wspomnień. Oczywiście biegam też, by bezkarnie móc dużo jeść!! Wolę pożerać i spalać kalorie, niż je liczyć.

Bieganie pokazało mi, że warto w pełni korzystać z życia, że szkoda czasu na nudy i smutki, bo nigdy nie wiesz, co wydarzy się za chwilę. Mając na uwadze historię mojego taty, od momentu jego wypadku wyciskam każdą najmniejszą chwilę życia do ostatniej kropli. Wam również życzę tego, byście widzieli wasze życie jako ważne, kolorowe i bardzo pozytywne. Uwierzcie, że można żyć w Wielkiej Bajce, w Wielkiej Przygodzie i tworzyć swoją własną historię tylko pozornie niemożliwą do zrealizowania.

I pamiętajcie! Jeśli jest coś, co chcecie zdobyć, to nie ma takiego powodu, dla którego miałoby się to nie udać! Najważniejsze, żeby ufać przede wszystkim sobie i znaleźć takie małe Aniołki dookoła siebie, które wesprą Cię w tym, popchną albo dadzą pozytywnego kopniaka do działania . Na tym budujcie swój Plan, swój pomysł na zrealizowanie celów i pokazujcie tym niedowiarkom, których jest wszędzie pełno, że Wy też możecie wszystko!!!

Dziękuję ci za tytuł, który nadałaś naszej rozmowie. Uczucia katharsis czuli oczyszczenia powinien doznać każdy człowiek. Ja swoje znalazłam na pustyni.

tekst: Mirela Bornikowska
zdjęcia: archiwum własne Julita Ilczyszyn
jesień 2024

Znajdź nas na
Znajdź nas na
Znajdź nas na