08 Grudzień 2024
12-07-2024 przez Iza Janaczek
„O ile mnie pamięć nie myli, to…” Im człowiek starszy, tym częściej zaczyna zdanie od tych słów, bądź właśnie nimi je kończy.
Czy to rzeczywiście kwestia wieku, czy raczej małe granie na zwłokę? To już zależy od kontekstu i sytuacji. Często pierwsze potwierdza drugie, i drugie ugruntowuje pierwsze.
Co ciekawe, ta niepamięć dotyczy nie tyle spraw służbowych – tych pilnuje nam terminarz papierowy i kalendarz w telefonie. Pamiętamy też, kiedy zrobić przelew za gaz, prąd i internet, choć nie musimy, bo tu z pomocą biegną przelewy zdefiniowane – więc też dajemy radę.
Niepamięć, jak zauważyłam, u siebie i u osób, z którymi mam przyjemność rozmawiać o czymś innym niż pogoda czy drożejące media, dotyka sfery, którą i bez tego rzadko odkurzamy.
fot. pixabay
Skąd się bierze ta niepamięć? Myślę sobie, patrząc wstecz, także na swoją szufladę, że z niewłaściwie ułożonej piramidy własnych priorytetów.
My, dzieci czasów słusznie minionych, wychowaliśmy się w przekonaniu pewnego porządku: szkoła, ewentualnie (opcjonalnie) studia, praca, szukanie partnera/partnerki, narzeczeństwo (koniecznie!), zapowiedzi, ślub, dzieci, odkładanie na mieszkanie, samochód itd. I wszystko to w tej konkretnej, rzecz jasna, kolejności.
Człowiek i owszem się buntował. Miał przecież swoje plany i wizję, jak to życie może wyglądać, kiedy tylko się ciut z tych głębokich kolein wydostanie. Co z tego jednak, jak imperatyw, wpajany przez wiek - silny, jak korzenie mirabelki ciągnące się pod całym ogrodem, poparty był jeszcze niepodlegającym dyskusji argumentem: „ale co ludzie powiedzą??”
Patrząc na to szach-mat-kombo, pozostaje pytanie - czy my, dzieci urodzone w czasach słusznie minionych, mieliśmy jakiś wybór, skoro nawet Kaczmarski śpiewał: „żeń się młodo, dzieci rób, by miał kto o Twój dbać grób (...)”?
fot. pixabay
No właśnie… My, pokolenie X, jesteśmy pokoleniem totalnie stojącym w rozkroku. Między ciągłym wewnętrznym przymusem każącym zapierniczać i oszczędzać na kolejne dobra, a chęcią, by już trochę pożyć…
Dobiegamy pięćdziesiątki. Nasze dzieci właśnie dorosły albo sposobią się do rozwinięcia skrzydeł, drepcząc po pasie startowym, z którego wybiją się w samodzielną dorosłość. Wszystko wskazuje na to, że za chwilę zostaniemy sami.
Dom/mieszkanie ogarnięte, choć może jeszcze spłacane, ale w sumie – bliżej już, z tym tematem, niż dalej. Trawa w ogródku wyczesana i zielona, tak jak zawsze chcieliśmy. Jest i hamak pod brzozami, które zdążyły przez te wszystkie lata wyrosnąć i zmężnieć, i miejsce na grill. Domu strzeże ukochany czworonóg, a mechaniczny rumak parkuje w garażu. Wszystko jak w planach, tylko my w rozkroku. Bo głos z tyłu głowy nakazuje wciąż utrzymywać tempo – głównie dlatego, że inni też pędzą, a rozsądek podpowiada, że z życiem jak z tym kredytem wziętym dwadzieścia lat temu – bliżej do końca niż dalej.
fot. pixabay
Zatem, skoro, hmmm... dobrze pamiętam – dorośli jesteśmy już całkiem długo. A to oznacza, że mamy prawo do własnych decyzji, nawet tak ekstrawaganckich, jak życie po swojemu. I póki pamiętamy, co robić, by to życie nie przypominało pędzącego pociągu – zróbmy, by zwolniło na tyle, by można było podziwiać krajobraz za jego oknami.
A zaiste jest co!
Ponoć czas, w którym nic już nie trzeba, a (prawie) wszystko można, to najlepszy czas w życiu. I na to wygląda, że do niego dotrwaliśmy!
Zatem... Co dalej?
To kluczowy moment, w którym człowiek przestaje się przejmować pejoratywnym i nieznoszącym sprzeciwu argumentem, który robił tyle lat za wędzidło: „co ludzie powiedzą?”
Być może z racji tego, że wreszcie zrozumiał, że - tak jak święty Mikołaj nie włazi co roku przez komin do domu grzecznych dzieci, tak „to, co ludzie powiedzą” – nie ma i nigdy nie miało najmniejszego znaczenia. Było zaledwie straszakiem, przez który wielu z nas zmarnowało wiele lat, żyjąc w przeświadczeniu, że należy się przejmować tym, co o naszym własnym życiu uważa człowiek, którego zdanie nie miało dla nas żadnej wartości.
fot. pixabay
Mając dzieci na pasie startowym w locie ku własnej dorosłości, a na karku wiek, który trudno zaklasyfikować z czystym sumieniem jako „nadal młody”, myślę sobie, że warto żyć tak, jak się chce i jak się umie. Bez względu na to, ile się ma lat.
Dziś, gdy już swoje przebiegliśmy, zdobyliśmy i zbudowaliśmy, warto zmienić priorytety, nie zwracając uwagi na to, że u innych wciąż stabilnie i bez hamulców. Dosłownie i w przenośni.
I patrząc na to, co wpajano nam tyle lat i zderzając to z tym, jak inaczej próbuje żyć kolejne pokolenie, dochodzę do wniosku – że właśnie to powinien być imperatyw wpajany młodym ludziom. Zamiast zakładać im kaganiec urosłych w cudzej głowie ograniczeń, zdejmijmy własny i pokażmy, że dobrze myśleć o sobie i swoim życiu można w każdym wieku. A nuż się nam spodoba?
Dzień dobry, dobrzy Ludzie :)
fot. pixabay
Napisz komentarz