20 Czerwiec 2025
20-06-2025 przez Iza Janaczek
Gdy zapytasz Anglika, co u niego słychać, odpowie uprzejmie: "Dziękuję, w porządku, a co u Ciebie?"
Gdy zapytasz Polaka, co usłyszysz?
Tu opcje są cztery:
Pierwsza - "angielska – niepełna" - statystycznego Polaka guzik obchodzi, jak Ty się czujesz. Zapytany, co słychać, odpowie: "po staremu" (bez względu na to, ile lat się nie widzieliście), nie pytając kurtuazyjnie, co u Ciebie.
Druga – w stylu serialu tasiemca – choć pytasz kurtuazyjnie, dowiesz się wszystkiego, a nawet więcej niż obejmowało pytanie.
Trzecia: błyskotliwa i enigmatyczna: "Aaa, to zależy, gdzie ucho przyłożysz".
Czwarta: kategoryczna – "Nie interesuj się, to moje życie".
Zaiste, to fascynujące, ale jesteśmy chyba jedynym narodem, który w tak dosłowny sposób odczytuje small talki i kurtuazję. Z czego wynika istnienie takiego wachlarza?
Myślę sobie, że to trochę kwestia naszego narodowego przekonania, że każda rozmowa musi coś znaczyć.
Nie bawimy się w "gadki-szmatki". Jak się mówi, to do rzeczy. Jak się pyta, to z intencją. I jak już odpowiadasz, to tak, żeby coś zostawić po sobie. Najlepiej refleksję - na temat tego, dlaczego nasi znów przegrali, diagnozę – co podejrzewasz, choć lekarz twierdzi inaczej, i historię bynajmniej nie z urlopu czy weekendu spa, ale choroby. Własnej i rodziny.
Ale, ale, nie wszyscy tak mają.
Jako się rzekło, dla równowagi sporo w narodzie jednak tajemniczości, stanowczości i dyskrecji. Spektrum mamy szerokie, od ugodowego i neutralnego: "jakoś leci", po: "nie interesuj się" / "nie chcę o tym gadać" / "nieważne". I co ciekawe, obie opcje mają tylu zwolenników, co przeciwników.
Przy czym obie zawierają też pełną analizę odpowiadającego.
I tak, gdy gadatliwy i otwarty – to na pewo narcyz i egocentryk, gdy zamknięty w sobie – to nudziarz i gbur…
Zaiste, nie odpuścimy nikomu.
Może dlatego z wiekiem coraz rzadziej pytamy "co słychać?".
Albo pytamy i modlimy się, żeby rozmowa nie zboczyła w stronę kolan, kredytów i polityki.
A może to właśnie dlatego wciąż pytamy – bo gdzieś pod tą grubą warstwą zgryźliwości i powściągliwości… nie tyle interesuje nas, co u bliźniego, co po prostu sami chcemy być zapytani, co u nas?
I tak sobie myślę… obserwując ludzi potrafiących przychodzić do sklepu codziennie po 2 bułki i mleko, albo do lekarza – tak na wszelki wypadek, że nasz poziom samotności sięgnął takich wyżyn, że najważniejsze nie jest wcale to, jak odpowiadamy, lecz – czy w ogóle ktoś pyta.
Dzień dobry, dobrzy Ludzie, co u Was słychać?
wszystkie foto: pexels
Napisz komentarz