26-04-2023 przez Iza Janaczek
Dla Julity to był dzień jak co dzień w Polsce późną jesienią. Przeraźliwie zimno, szaro, lało, wiało i potem znów lało, prawie już w poprzek.
Jechała na ważne spotkanie, czytaj, na kolejną wizytę w "gmachu beznadziei ogłaszanej beznamiętnie i zdawkowo". Po drodze bezlistne drzewa wyginały się w jakimś makabrycznym tańcu. Sceneria i pogoda zsynchronizowała się totalnie z jej nastrojem. Typowym, do comiesięcznych odwiedzin Julity w gmachu, gdzie nawet nadzieja czuje się persona non grata.
I nagle w radio usłyszała wspaniałą gitarę i charakterystyczny głos z chrypką:
"Światem zaczęła rządzić jesień,
Topi go w żółci i czerwieni,
A ja tak pragnę czemu nie wiem
Uciec pociągiem od jesieni.
Uciec pociągiem od przyjaciół
Wrogów, rachunków, telefonów.
Nie trzeba długo się namyślać.
Wystarczy tylko wybiec z domu."
Czuła, że to o niej. Absolutnie i na sto procent. Też miała ochotę nie skręcać w ulice wiodącą do szpitala, lecz jechać wprost, na dworzec PKP... Nawet już z domu nie musiałaby wybiegać, bo była już w samochodzie... A dworze tak blisko. Przy małym wysiłku już teraz widać było perony..
"Wsiąść do pociągu byle jakiego", jak śpiewała Maryla Rodowicz...
Kto nie miał takiej ochoty choć raz w życiu, niech postawi przyjacielowi bilet na pociąg z gór aż nad samo morze :) Tak, zważywszy na ceny, lepiej poszperać w pamięci i przyznać się. Bo każdy chociaż raz w życiu miał taki moment, że chciał zwiać gdzie pieprz rośnie...
Powodów do ucieczki jest tyle, ile ludzi, a może nawet i więcej.
Czasami pod ścianą życia stawia nas brak stabilizacji, tułanie się po wynajmowanych mieszkaniach. Może z dzieckiem, bez wsparcia rodziców. Może to być również niepewna sytuacja w pracy, a tu kredyt, korepetycje dziecka i lekcje baletu drugiego... Innym razem to nieszczęśliwa relacja, z której chcemy się wyplątać marząc jednocześnie o zmianie całego swojego otoczenia.
Do chęci ucieczki skłania też potworne zmęczenie i zniechęcenie, wiążące się z całodobową opieką nad chorym bliskim - dzieckiem lub osobą dorosłą... Takiej myśli często nie da się nawet wymówić na głos. Nie pozwala na to poczucie winy. Ale ona i tak się pojawia. Po prostu, Jak wentyl bezpieczeństwa dla utrzymania kruchej równowagi głowy.
Uciec chciała też Julita. Chorowała długie lata na jelita. Szans na cud nie było już żadnych. Coraz częściej zaczepia myślą o temat stomii. Dziś jechała powiedzieć lekarzowi, że się zdecydowała Chyba. Gdyby była opcja, że jak wsiądzie do pociągu i odjedzie, jak w piosence, byle gdzie, i dzięki temu nie będzie musiała decydować o niczym, to nawet nie wracałaby do domu po bagaż.
Inaczej podejmuje się decyzje o symbolicznej drodze w nieznane z jasną głową, dla chęci odmiany rutyny życia, dla przygody. Wtedy taka podróż rzeczywiście jest przygodą i budzi nadzieje na coś nowego i dobrego.
Podróż-ucieczka to... jednak ucieczka. Choć tylko we własnej głowie, to nadal opcja, po której nie wiadomo jakich spodziewać się efektów końcowych.
Czy symboliczny pociąg, do którego wsiądziemy zawiezie nas w dobre, bezpieczne miejsce? Bez trosk i problemów, jakie trzymają nas na naszej obecnej stacji? Tego można się domyślać, ale już twierdzić z całą pewnością - nie. Zatrzymując się na stacji końcowej, często chcemy od razu efektu "wow", a niegotowi na wysiłek, by to osiągnąć, rezygnujemy z celu. Choć, być może jest w zasięgu ręki.
Do pociągu wsiadamy często z myślą "jakoś to będzie" i dlatego właśnie na stacji docelowej rozczarowujemy się okrutnie. Dlaczego? Bo nie byliśmy przygotowani na to, że nowe, będzie nowe i trzeba będzie popracować nad jego jakością. I mimo, że często mamy świetny materiał wyjściowy, to jednak brak do tego chęci, bo przecież: "jakoś to będzie".
A "jakoś to będzie" to najgorsza forma "hakuna matata", jaka istnieje. Ponieważ "jakoś to będzie" oznacza, że będzie samo, bez naszego udział. Jakoś.
Tylko od nas zależy jak to "nowe" zagospodarujemy. Przecież "inne" bardzo często wcale nie znaczy "gorsze". Wszystko jest kwestią jakie i czy w ogóle, pozwolimy na to wszystko rzucić światło i ile sobie na to damy czasu. Wszak, co nagle to po diable, a mało kto lubi czekać, zwłaszcza, że przecież MIAŁO być lepiej.
Za przykład takiego "nie włączenia sobie światła" znów posłuży mi ta sama statystyka. W Polsce 87% stomików nie akceptuje swojej sytuacji. Kolejny raz wspominam o tym, bo to rzecz straszna i trudna do uwierzenia. Po operacji, mając doskonały materiał wyjściowy do obróbki (nowe lepsze życie), wielu odkłada go na półkę i zdaje się na los, bo dobre już było. A teraz to już "jakoś to będzie". Takie pasywne podejście pogłębia alienację i odbiera siły potrzebne do zawalczenia o siebie.
A przecież stomia to nie choroba. Choć bardzo wiele osób nadal tak myśli. To efekt - skutek ucieczki od choroby. Wentyl bezpieczeństwa – dosłownie i w przenośni. Stomia to symbol zwycięstwa. Ni mniej ni więcej. I tylko tak należy do niej podchodzić. Z podniesionym czołem, z wieloma planami i z biletem w "lepsze nieznane" w ręku.
Jeśli wsiądziemy do pociągu byle jakiego ale z myślą, że po prostu trzeba będzie zagospodarować, to co przyjdzie i zrobić to najlepiej jak się da, zamiast myśli "jakoś to będzie" to już z automatu dajemy sobie przestrzeń do tworzenia. Wtedy też z większą łatwością dostrzegamy przez okno pędzącego pociągu, że świat jest naprawdę piękny, że woła i czeka. W opcji "jakoś to będzie" automatycznie skazujemy się na nieswoje wybory. Kto wie, jaki procent z tych 87 tak właśnie robi, świadomie lub nie.
Wiosna to fajny moment na wyjście ze skorupki. Może zatem podkręcić na full Marylkę w radio, zabujać razem z nią, a potem, nie oglądając się za siebie, wsiąść do pociągu i z jego okna patrzyć jak wszystko, co chcemy zostawić za sobą, faktycznie zostaje w tyle?
"Wsiąść do pociągu byle jakiego,
Nie dbać o bagaż, nie dbać o bilet,
Ściskając w ręku kamyk zielony,
Patrzeć jak wszystko zostaje w tyle..."
Dzień dobry, dobrzy Ludzie :)
W tekście wykorzystałam fragmenty utworu śpiewanego przez Marylę Rodowicz: "Wsiąść do pociągu", muzyka Seweryn Krajewski, słowa: Magdalena Czapińska.
Napisz komentarz