17-08-2024 przez Iza Janaczek
Podróże kształcą - piękna sentencja czy ściema, jak to hasło Wańkowicza, że cukier krzepi?
Trudno jednoznacznie stwierdzić, bo dziś podróżują prawie wszyscy. Choć ja zrobiłabym jednak maleńką przerwę pomiędzy tymi z plecakiem i bez zorganizowanej od A do Z wycieczki, a tymi na all inclusive z polskim rezydentem, który liczy wszystkich w autokarze, czy się ktoś na bazarze w Tunisie nie zagubił, kupując tańszą wersję butów marki Adidas. ;)
Tak czy owak, podróże, a także wyjazdy (wedle poczynionej powyżej klasyfikacji) – rozwijają. Absolutnie i bezwzględnie. Dzięki nim wiemy, że w ciepłych destynacjach próżno szukać kołdry, do przykrycia dostaniemy – tylko i wyłącznie prześcieradło. Wiemy też, że bez względu na to, jak władczo i głośno będziemy mówić po polsku, nie władający tym językiem mieszkaniec Egiptu, Tunezji czy Grecji po prostu nas nie zrozumie. Dzięki podróżom
wiemy też, że w złym guście jest zasiadać z gołą klatą lub w samym stroju kąpielowym w restauracji. I sytuacji nie ratuje fakt, że z jej tarasu przecież widać morze.
I choć przyswajamy to wszystko i pamiętamy do końca turnusu, choć nie przeczę, bywamy oburzeni, bo przecież zapłaciliśmy, więc w czym problem (?), to dziwnym sposobem przed kolejną wakacyjną wycieczką magicznie nam ta wiedza wylatuje z pamięci i zabawa zaczyna się od nowa. Świat się uparł na nas, a my przecież mamy wakacje.
Lubię czasami przysiąść pod drzewem w parku, pod fontanną czy w knajpce z widokiem, obserwując ludzi. I patrząc na to, co wokół, dochodzę coraz częściej do wniosku, że można świat przejechać, kompletnie go nie poznając, tak jak drzew spoza lasu nie dostrzegać, nawet gdy człowiek wielkiego guza nabije, wpadając na któreś z nich…
Można żyć obok drugiego człowieka, nie wiedząc, jaki ma kolor oczu i czy, kiedy się uśmiecha, to robią mu się dołeczki, takie fajne, w policzkach…
A w temacie: "my i inni w tej samej wirtualnej przestrzeni" - można traktować social media jak swoistą tablicę ogłoszeń, ukazującą nasze fantastyczne życie, wnuki, sushi, wakacje, mieszkanie, poranną kawusię i wyjazd do Ameryki.
Gdzieś tu w internecie przeczytałam, że człowiek zrobi dużo, by go kochano, ale - zrobi wszystko, by mu zazdroszczono… A w temacie czego można nam zazdrościć, dosłownie się prześcigamy.
Dziś słowo "mieć" idzie na rekord, wygrywając w cuglach ze słowem "być". Nowa zmywarka, nowy ajfon, nowe buty, nowe wszystko i - starzy my… coraz starsi, gwoli ścisłości.
Ja wiem, że wścibskiej sąsiadce spod 9-ki to kapcie spadną, a i Kaśka z biura obok nie odezwie się do nas do końca dnia, że my znów w podróży i to w tych nowych butach i z nowym ajfonem… Produkujemy więc nowy kontent i to już od razu, by oglądający niczego nie stracił z naszego (przecież) urlopu.
Efekt? W social mediach coraz bardziej odjechane fotki z coraz bardziej odjechanych miejsc, z coraz bardziej odjechanymi drinkami… Relacje, pogadanki, dobre rady i buziaki przesyłane z rajskich plaż – Dźwirzyna, Karwii i Malediwów.
No i super… Tylko z kim się tym dzielić, skoro zamysł jest taki, że inni mają zazdrościć i podziwiać, a nie cieszyć się z nami? Każdy pewnie zna kogoś takiego, kto w życiu się nie przyzna, że w wakacje wstał o 5:20, by o 5:48 być już na plaży i się "spontanicznie relaksować" - w imię super zdjęcia. I to nie dla potomnych, nie do własnego albumu, lecz po to, by sąsiadka spod 9-ki już zupełnie się z zawiści pogorszyło.
Przyznam, że mam spory dylemat w związku z fotkami zamieszczanymi w social mediach. Wiele z nich nie ociera się nawet o autentyczność, a zatrzymane w kadrze i czasie uśmiechy nie są prawdziwe, zwłaszcza że ich historia to frustracja, 45 ujęć, narastające rozdrażnienie, pretensje, prawdziwa awantura i na koniec złowroga cisza aż do końca dnia…
Nie przeczę, sama lubię przeglądać konta z podróżniczym kontentem. Internet jest dla ludzi. Wiele w nim inspiracji i dobrej, wartościowej wiedzy. Niestety, z dużym smutkiem i zawodem muszę stwierdzić, że zdecydowanie (za) mało jest tych naprawdę wiarygodnych, ukazujących sens podróżowania i piękno tego, co wokół, a nie paragon za 2 Mohito i talerz frutti di mare w odjechanej knajpce na Majorce czy nowy tyłek w drogim kostiumie kąpielowym.
Sama trochę podróżuję i wiem jedno, każda podróż, i nie jest ważne, czy to ta do parku w Krakowie, czy na Arubę, powinna być przygodą - autentyczną inspiracją i wielką lekcją pokory…
I to bez względu na to, czy wybieramy zorganizowane wakacje all inclusive, czy łazęgę z plecakiem. Dzielmy się wrażeniami ze światem, edukujmy innych, ale – nie zapominajmy, że zdecydowanie można to zrobić już po urlopie, ograniczając się do wrzucenia kilku zdjęć zamiast kilkudziesięciu praktycznie tych samych. Przyroda nam za to podziękuje.
Świat istniał kiedy nas nie było, poradzi sobie kiedy już przeminiemy. I kogo będzie wtedy obchodzić, że sąsiadce spod 9-ki kapcie spadły z wrażenia gdy oglądała nasze wakacyjne fotki, które tak naprawdę są tylko kadrami z bajki, na którą pozwalamy sobie statystycznie - raz do roku...
Dzień dobry dobrzy Ludzie. :)
Napisz komentarz