15 Listopad 2024
14-08-2024
Bezludna wyspa… Taka prawdziwa. Bez parawanów, bez okrzyków: „Lodyyyy, lodyyy na patyku, kukuryyydzaaa”…
Bez disco polo, petów w piasku i bez rozkosznych milusińskich komunikujących się z rodzicami z odległości 50 metrów. I to bez walkie-talkie.
Komu się dziś marzy Bezludna Wyspa? Tak, oba słowa nie bez powodu napisałam z dużych liter. Bezludna Wyspa, to nazwa własna – jest umowna i dla wszystkich. I każdy, oczywiście, może dodać do niej swój osobisty drugi człon ;)
Tylko pomyślcie, kochani Czytelnicy i drogie Czytelniczki, Bezludna Wyspa - taka tylko nasza, z prywatnym Piętaszkiem, co to będzie do apteki na drugi archipelag latał po spray na lokalne komary, albo odklejacz umożliwiający łatwiejsze pozbycie się woreczka, przed naklejeniem kolejnego ;)
Przyznajcie się, czy choć raz, kiedy absurd rzeczywistości niczym licznik Geigera-Müllera zaświecił jasno informując o przekroczonej normie wszelkich norm, nie pomyśleliście: „Cholera jasna – PAUZA!? Dość. Pakuję się. Wyjeżdżam.”
MAM DOŚĆ.
Brzmi znajomo?
Słyszeliście?
A może sami użyliście takiego zwrotu?
Mam dość – dwa pełne wyrazu słowa. Rzecz jasna według wielu nas brzmiałyby bardziej dosadnie i wiarygodnie, gdybyśmy dodali do nich soczyste, dobrze wypieczone motyla-noga-mać. Jednak, z uwagi na fakt, że promujemy tu poprawną polszczyznę – pozostanę na wersji skróconej, wierząc, że mimo takiego niedomówienia, przekaz będzie równie czytelny i zachęcający do refleksji.
Mamy dość w różnych sytuacjach. Różnych tematów i różnych rzeczy.
Ktoś powie: "Mam dość ludzi",
Ktoś inny – mam dość stomii.
Jeszcze ktoś: mam dość szeroko pojętej technologii, co to miała ułatwić, a tylko utrudnia.
Mam dość korków, skrobania szyby co rano, upału i komunikacji miejskiej bez klimatyzacji, zimnej kawy w pośpiechu, pracy ponad siły na spłatę kolejnego doczesnego dobra, którego rok temu człowiek nie miał w swoim posiadaniu i jakoś o dziwo - dawał radę - no magia jakaś.
Mamy dość życia. Poniedziałków, wtorków, śród i reszty dni tygodnia. I nie, nawet piątek z sobotą nie ratują sprawy. Mamy dość zawistnych ludzi, pośpiechu, bylejakości i tego, że dziś rzadko z kim można pogadać inaczej niż na czacie.
Mamy dość. Wszystkiego. I gdy budzi nas taka myśl, gdy podąża za nami przez cały dzień i gdy tuli do krótkiego, pełnego niepokoju snu, z którego budzimy się zmęczeni – to moment, w którym zdecydowanie należy poszukać swojej własnej Prywatnej Samotnej Wyspy.
I by temat był do ogarnięcia, ograniczmy nieco swoje aspiracje i fantazję w tym zakresie. By się dało już teraz, albo choć w weekend pobyć w opcji: sam na sam z sobą, nie szukajmy na drugiej półkuli, nie szukajmy w opcji autostopem lub last minute, nie szukajmy na chybił-trafił.
Szukajmy tam, gdzie dawno nie szukaliśmy. Spójrzmy innymi oczyma na to, co wokół.
Pamiętacie, jak wspomniałam, że nasza własna Bezludna Wyspa to nazwa tylko i wyłącznie umowna? No właśnie. To taki symbol, hasło do resetu, ucieczka od zgiełku i bodźców.
Nasze własne, ulubione miejsce na ziemi.
Nasza Bezludna Wyspa może być więc skrawkiem plaży, daleko od turystycznego zgiełku, parawanów i dzieci bez walkie-talkie.
Może nią być także polana w lesie, gdzie wśród zieleni głowa łapie spokój, a całe ciało odprężenie.
Może nią być szczyt góry, gdzie hulają wszystkie wichry świata, układając tak jak trzeba, zarówno myśli jak i włosy.
Czasem potrzebujemy Bezludnej Wyspy. Wszyscy. Choć każdy w innym momencie życia i z innego powodu, czasami jest potrzebna, jak tlen do oddychania i woda do picia.
Dlatego więc, gdy życie daje popalić, absolutnie nie zastanawiajmy się, tylko róbmy pauzę. Czasami dzień, popołudnie, godzina bez telefonu, hałasu i bodźców ratuje głowę.
Dzień dobry, Dobrzy Ludzie :)
Napisz komentarz