08 Grudzień 2024
15-11-2024 przez Iza Janaczek
Wszędzie dobrze lepiej, gdzie nas nie ma, a trawa zawsze bardziej zielona po drugiej stronie ulicy? Zabawa lepsza w innym klubie, a Seszele czy Sri Lanka lepsze niż Bieszczady lub Bałtyk? Oczywiście! Zwłaszcza, gdy właśnie jesteśmy nad Bałtykiem, a znajomy z pracy na Sri Lance.
To stereotyp, który zdecydowanie za często bierzemy za fakt.
I to nie tak, że tylko czasami i na pewno nie wszyscy. A już na pewno, nie my.
W zasadzie wszyscy i - prawie zawsze.
Nie, nie zawsze ma to związek z naszą narodową, "paracechą", która wypiera wielkoduszność i gościnność. Myślę, że częściej zdarza się tak z powodu tego, że w drodze w górę po szczeblach kariery i w pędzie, by zarobić na bieżące wydatki, ortodontę obu dzieciaków i kredyt na mieszkanie, zatraciliśmy gdzieś radość z tego, co tu i teraz. Owszem, Karwia czy też Ustka brzmi mniej prestiżowo niż Seszele, ale czy jest mniej piękna? A to już rzecz gustu. Zważywszy, że w takiej Karwi, czy Ustce wielu z nas było i możemy mówić z doświadczenia, a Sri Lankę widzimy tylko na zdjęciach w biurze podróży albo na mocno podretuszowanych fotkach w internecie. Wiemy więc, czego spodziewać się w Karwi i Ustce, podczas gdy wyjście poza all inclusive resort na takiej Sri Lance będzie jednak trochę zagadką, a trochę wyzwaniem, na które nie zawsze, tak naprawdę jesteśmy gotowi ;)
To, co za oknem, ma ogromne znaczenie. Zwłaszcza w listopadzie. Zwłaszcza w Polsce. To, co za oknem, mocno przekłada się na to, z jakim nastrojem wchodzimy w nowy dzień. Listopadowa aura za polskim oknem mocno wpływa na wyobraźnię, włączając długotrwały stan niemocy i braku chęci… Szaro, zimno i bez perspektyw w ciągu najbliższych dni. Nie pomaga nawet hasło: "Być do świąt", bo i one wielu kojarzą się zadaniowo, opresyjnie i bez szans na odpoczynek.
Jak do tego doszło? Nie wiem, że zacytuję tu klasyka. Gdy zapytałam wszystkowiedzące internety, dowiedziałam się, że to przez to, że za dużo się spieszymy, za mało odpoczywamy, zbyt głupio wydajemy pieniądze i mamy błędne priorytety, zbyt chcąc być jak wszyscy, zamiast być sobą.
Trudno się z tym nie zgodzić, choć myślę, że tak surowa ocena naszego gatunku nie jest do końca sprawiedliwa, w swej surowości. Wszak już Niemen śpiewał, że ludzi dobrej woli jest więcej. Ja w tym miejscu z reguły dodaję, że to absolutna prawda, tylko nie widzimy, bo ci roszczeniowi i bezrefleksyjni mają głośniejszy głos…
Bezsprzecznie listopadowa Polska nie zachwyca temperaturą i kolorami, a my ludzie z reguły mamy alergię na szarość, ciemność i w ogóle słotną jesień.
Czytałam gdzieś, że listopad to zbiór bardzo zmęczonych poniedziałków pozbawionych motywacji. I coś w tym na pewno jest.
Ja sama, by ochronić głowę przed niemocą i ciemnością, robię plany "na później", a gdy tylko się da, uciekam tam, gdzie jasno – czasami tylko mentalnie, czasami także fizycznie. W praktyce oznacza to inwestycję we właściwe oświetlenie w domu, sałatkę owocową, wakacyjną muzykę we wszystkich głośnikach lub dobrą komedię o ciepłych krajach, gdzie jasno i ciepło przez cały rok, a czasami – dosłownie przysłowiową Sri Lankę.
Grunt to nie poddać się listopadowej "nie-magii". Ratujmy się przed nią ile sił – światłem, muzyką, kawą z przyjaciółmi, dobrą owocową sałatką i dobrym planem na później. A jak się da – wyjazdem tam, gdzie listopad to tylko kolejny miesiąc tej samej zieloności…
Czy wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma? Nie, w żadnym wypadku, ale to już zupełnie inna historia.
Dzień dobry, dobrzy Ludzie, bądźcie dziś tam, gdzie naprawdę chcecie być
Napisz komentarz