30 Maj 2025
27-05-2025 przez Iza Janaczek
Ulubione miejsce na ziemi… Macie, czy wciąż szukacie? Pamiętam patetyczny utwór, którego my, dzieci czasów słusznie minionych, uczyliśmy się na lekcjach muzyki, i ćwiczyliśmy tak wytrwale, że aż się śnił po nocach, by potem śpiewać go dumnie na szkolnych uroczystościach. „Tu jest Twoje miejsce, tu jest Twój dom”... Jeśli są teksty, które czyta się w głowie i one pojawiają się z dźwiękiem, to obok reklamy, która leci: „dłuższe życie każdej pralki to XYZ” – ten jest kolejnym.
To zdumiewające, ile rzeczy człowiek przechowuje w głowie latami. I to na tyle skutecznie, że nawet dobiegając 50-ki, potrafi je zacytować, zaśpiewać albo płynnie wyrecytować. „Tu jest Twoje miejsce” – dziś to wcale nie oznacza to samo co: „adres w bloku i mały fiat”, cytując kolejny polski szlagier. Dziś to oznacza znacznie więcej, choć niekoniecznie tak, jak wielu myśli.
Czasami wpada mi w oko jakiś wywiad, w którym aspirująca gwiazda celebrytka opowiada, że znalazła swoje miejsce na ziemi – i najczęściej jest to gdzieś bardzo, bardzo daleko. Na Bali, w Meksyku, na Seszelach albo w innej mocno modnej destynacji. Myślę sobie, że o ile fajnie, że ludzie podróżują, bo to mocno poszerza horyzonty, o tyle chyba trochę za mało jednak, skoro w tak istotnym filozoficznie temacie podchodzą do niego jak do lajkowego wyzwania.
Stricte zasięgowe podejście do „swojego miejsca na ziemi” jest w stosunku do tegoż mocno krzywdzące, bo miejsce na ziemi, to coś więcej niż samo miejsce i warto spojrzeć na niego w kontekście szerszym niż tylko krajobraz. I jeśli pod uwagę bierze się to, co sprawia, że tam człowiekowi spokojniej bije serducho, myśli przestają galopować i cieszy drugi człowiek obok, to niech już jest to Bali.
Choć osobiście z zamorskich miejsc na ziemi wolę Sri Lankę albo Kambodżę. OK, może i jest mniej instagramowa, ale za to bez komercyjnego przesytu.
W sumie to ja mam bardzo pojemny zbiór ulubionych miejsc na ziemi. By żadnego nie wyróżniać, kolejność zupełnie przypadkowa. Moje miejsca na ziemi to zarówno maderski szczyt Pico Areiro, jak i rodzime, bliskie sercu Skrzyczne. To zielone herbaciane wzgórza lankijskiego Haputale i te beskidzkie, z idziurawcem, wrotyczem, margaretkami i wrzosem. To malezyjskie wybrzeże Pacyfiku i nasze ojczyste – jak tylko wychynie zza parawanów...
Dużo tego, więc się nie liczy – bo miejsce to miejsce? A miejsce znaczy sztuk: 1?
Hmmm… Zapytam grzecznie wobec tego – a gdzie to zostało zapisane? :)
„Swoje miejsce na ziemi” to nie zawsze egzotyczny raj z pocztówki. To często kawałek przestrzeni, który po prostu daje spokój. Czasami to pokój z oknem na drzewo, w którym zawsze śpiewają ptaki, albo na Skrzyczne. Kącik w kawiarni, w której można zatopić się w fotelu i zamawiając 4. herbatę jaśminową z rzędu, czytać książkę, kawałek lasu za miastem, do którego jedziesz rowerem w sobotę rano, albo dżungli – jeśli egzotyczny spokój bardziej do Ciebie przemawia.
Ale bez względu na to, co wypadnie na globusie, miejsce to przede wszystkim ludzie, z którymi człowiek czuje się dobrze, bez względu na to, czy spotyka ich raz na wiele lat, czy wspierają jego codzienność.
I myślę sobie, że wielu z nas ma takie swoje miejsce na ziemi – tylko gdy inni mówią, że u nich to Bali czy Seszele, to nasze Podbeskidzie, Roztocze czy działka pod lasem niedaleko Krakowa brzmi tak trywialnie, że nie ma co gadać. I często dezawuujemy to, co cenne, tylko dlatego, że inni mają inaczej. To bardzo niepokojący tok myślenia, bo odbiera coś, co jest tylko nasze: nasz fotel w naszym domu lub mieszkaniu, ulubioną górską polanę, ulubiony pensjonat w Mielnie i poczucie, że jednak fajne to życie, mimo że takie krajowe.
Tymczasem najważniejsze jest to, że swoje miejsce można mieć wszędzie. I że można mieć wiele swoich miejsc. Bez względu na szerokość geograficzną. Swoje miejsce najczęściej ewoluuje wraz z naszym własnym emocjonalnym rozwojem i obserwacją świata, dzięki czemu im dalej w pesel, tym więcej tych swoich miejsc. Jedne traktujemy jak sentymentalną podróż w przeszłość, inne, jak przystań na tu i teraz. Owszem, to może być gdzieś na Bali, czy w Meksyku, albo – w Gorcach czy na Sądecczyźnie. Bo bez względu na to, gdzie je umiejscowimy, najważniejsze – to umieć je sobie stworzyć i chronić – także przed pokusą zamienienia go na chwilowy podziw i zainteresowanie innych.
Im dłużej i więcej podróżuję, tym głębszego nabieram przekonania, że swoje miejsce na ziemi nosimy w sobie – i zabieramy je, zarówno na działkę pod miastem, jak i na Bali. Być może, zmieniając otoczenie i na chwilę zapominając o tym, co stresuje i przyspiesza tętno, czujemy się lepiej, bez względu na to, czy tłem tego uczucia są tropiki czy rodzime góry.
I to jest najpiękniejsze.
Dzień dobry, dobrzy Ludzie :)
Napisz komentarz