15 Listopad 2024
16-05-2023 przez Iza Janaczek
Za 80% naszego dobrego samopoczucia odpowiadają zdrowe jelita. Nie, głowa – lecz jelita. To właśnie tam produkuje się nasze poczucie szczęścia :)
Ten opis nakreślony jest oczywiście z przymrużeniem oka i w dużym uproszczeniu. Niemniej fakt pozostaje faktem. Za dobry nastrój odpowiada m.in. serotonina. Wytwarzana jest przez komórki błony śluzowej jelit dlatego właśnie przez trzewia możemy wpływać pośrednio na jej produkcję. Im więcej serotoniny w jelitach, tym zdrowsza głowa.
Paradoksalnie serotonina wpływa też na poziom i sposób radzenia sobie ze stresem. A nie jest tajemnicą, że jest on czynnikiem znacznie uszkadzającym ten narząd. Idąc tym tokiem rozumowania, im mniej naszego dobrego wpływu na tworzenie się serotoniny, tym gorzej.
Jesteśmy zatem zamkniętym kołem mocy lub (nie)mocy i wiele, bardzo wiele zależy od nas samych.
Dużo mówi się o zdrowej głowie, sercu, kręgosłupie czy sylwetce. To takie ładnie wyglądające tematy, które łatwo estetycznie zobrazować.
Jak, wobec tego zobrazować jelita, ze świadomością, że uczestniczą one w procesie wydalania? No właśnie...
Takie podejście to błąd. I to duży. Większość z nas kojarzy jelita z toaletą i tematami tam załatwianymi. Tymczasem jelita mają o wiele bardziej rozbudowaną rolę. I o ile jelito grube zamyka niejako proces wydalania, to ma również inną ważną rolę. To tu odbywa się wchłanianie wody i soli mineralnych.
Z kolei jelito cienkie odpowiada za wchłanianie do krwiobiegu wartości odżywczych z pożywienia. Im lepiej się odżywiamy, tym silniejszy i zdrowszy mamy organizm. To dlatego to, co jemy powinno być zdrowe i jakościowe.
Warto także podkreślić, że to właśnie w jelitach często zaczyna się depresja. Są one połączone siecią neuronową z mózgiem i jeśli w nich się źle dzieje, oddziałuje to na samopoczucie. Ta wiedza nie jest niestety powszechnie znana. Z tego też powodu ludzie, często bardzo młodzi, z pomocą internetu a nie specjalisty "leczą" same skutki, zamiast przyczyny problemu...
Latami zaniedbywane jelita w końcu odmawiają współpracy. Wtedy na działania naprawcze jest już zdecydowanie za późno. Wiele z tych przyjemnych rzeczy, jakie mogły nam pomóc, ale na jakie nie mieliśmy czasu, są już poza zasięgiem.
Jak można zaniedbać jelita?
Bardzo łatwo. Złe odżywianie, brak suplementacji, pędzący tryb życia, w którym nie ma miejsca na odpoczynek i zdrowy sen - powodują autoagresję.
Nasz własny organizm, traktowany źle i bez głębszej refleksji, zaczyna sam siebie atakować. Jako wrogów postrzega wszystkie komórki, nie tylko te niebezpieczne. I działa "naprawczo". Jednakowo zwalczając je wszystkie. Zarówno te złe, jak i te dobre.
W ten sposób, w dużym uproszczeniu, powstają choroby autoimmunologiczne.
Jeśli osiągamy ten etap wtajemniczenia, prewencja nie jest już dla nas dostępna. Wtedy zaczyna się liczony w latach maraton szpitalny. Zamiast po soki i sałatki sięgamy po leki. Po coraz więcej leków. Niestety, coraz mocniejszych i coraz bardziej inwazyjnych. Wszystko po to, by znów naprowadzić zgłupiały system odpornościowy na właściwe tory. Czy jest to możliwe? W wielu przypadkach – nie.
I to już do końca życia. Bądź – co jest ratunkiem doskonałym, ale co budzi wielki opór w pacjentach – do momentu wyłonienia stomii. To właśnie ona zamyka i kończy, często całkowicie, liczony w dekadach czas ciężkiej, przewlekłej choroby.
Mimo, że boimy się inwazyjnych badań, utraty - na długie lata lub już na zawsze, zdrowia i życia jakie znamy, stomii, która może być efektem choroby, i która, powtarzam z całą mocą, jest rozwiązaniem, nie karą – nie robimy nic, by temu zapobiec. Często uważamy, że mamy jeszcze czas, że jeszcze tylko troszkę i zaczniemy o siebie bardziej dbać. Niestety, organizm nie działa na obietnice. On potrzebuje konkretów. Teraz, nie po maturze, nie po projekcie, i nie za parę lat, jak już ugruntujemy sobie pozycję zawodową. Zatem, w myśl zasady, by zapobiegać, zamiast leczyć - dbajmy już dziś. Nie, w jakiejś tam nieokreślonej przyszłości - lecz dziś.
Zwłaszcza wiosną łatwiej jakoś o nową jakość w naszym życiu. Ruch, zdrowe jedzenie, sezonowe warzywa, więcej snu. Kto wie? Może okaże się, że dobrze przyrządzona zupa krem ze szparagów, kanapka z warzywami albo rybka na parze, przemówią do nas równie silnie, jak kotlecik, golonka, frytki i zasmażana kapusta. ;)
Czy świat nam runie, gdy rozsmakujemy się w jabłkach, kiszonych ogórkach, ziemniaczkach, pełnoziarnistym pieczywie i, o zgrozo, w pomidorach, awokado i kiełkach?
Często boimy się tego, czego nie znamy. Nie lubimy zmian. Z resztą, lody czekoladowe i tak są lepsze niż waniliowe i nie trzeba próbować, by to wiedzieć ;)
Preferujemy piosenki, które już słyszeliśmy i umiemy zanucić. Lubimy też czytać gatunek literacki, który znamy od lat, mimo, że to już trochę nierozwojowe.
Podobnie jest z upodobaniami zwłaszcza kulinarnymi. Często to trochę kwestia kultywowania tradycji. Wielu z nas ma w pamięci wdzięczny obrazek z dzieciństwa. Niedzielny obiad, na stół wjeżdża obowiązkowo tłusty rosół z mięs wszelakich z domowym makaronem z jaj 5-ciu.
Drugie danie otwiera z fantazją schab, który wielkością mógłby przykryć całe Monako oraz ziemniaczki z tłuszczykiem. Na deser poleca się miodowy przekładaniec z masą śmietankową i polewą.
Skoro było tak pysznie, to czemu tego nie kultywować?
Temu, że to pułapka. Taka bomba spożywana raz za czas nie będzie dla zdrowego organizmu problemem. Niemniej, cotygodniowa szpryca z takiej ilości tłuszczu i cukru, już tak. Zwłaszcza, że kiedyś, po dwudaniowym obiedzie z deserem wybiegaliśmy na świeże powietrze spalić kalorie. Dziś często jedyny ruch po obiedzie, to zamiana krzesła przy stole, na fotel przed telewizorem.
Może warto zatem z tą wiosną ciut inaczej? Póki jeszcze można, póki jelita dają ostatnią być może szansę?
Zacznijmy od małych rzeczy:
- zamiast, popołudniowego piwka i fotela, spacer z psem, lub rower, częściej niż raz do roku,
- chociaż raz dobra powieść podróżnicza zamiast kolejnego krwawego kryminału,
- lody waniliowe zamiast czekoladowych,
- kawałek bluesa lub muzyki relaksacyjnej zamiast ogłuszającego techno czy rapu
- no i rybka z pieca z ziemniaczkami zamiast kaszanki, golonki i pikantnego, tłustego bigosu.
Takie smaczne zapobieganie to niesamowita frajda. Zatem, kto tylko może, kogo nie trzymają restrykcyjne obostrzenia, dalejże na targ warzywny i do dobrych piekarni. Najlepiej na rowerze lub pieszo, łącząc zakupy ze spacerem ;)
UWAGA! Nie zawsze to, co zdrowe – leczy wszystkich.
Z sugestii tych nie powinny korzystać osoby chorujące przewlekle na jelita. Zwłaszcza w zaostrzeniu choroby, Wtedy na świeże warzywa i owoce zwyczajnie jest już za późno.
Szczęście jest nie do przecenienia. Jego wielkość i jakość zależy w dużej mierze od nas samych.
Może warto spróbować częściej sięgać po owoce, soki, owsiankę, chude mięsko i sałatkę z warzyw?
I ruszać samemu, osobiście po te dobroci do lokalnego warzywniaka. Dla odmiany rowerem lub spacerkiem, zamiast tradycyjnie samochodem.
I to nie tak, że ten, kto nie ma żadnych przeciwskazań nie może tej golonki, rosołu i kapustki z zasmażką. Może! Sekret w tym, by zachować umiar i... zmianowanie. ;)
Ja wiem, ryzykowne, bo to wyjście z bańki przyzwyczajeń. Ale... może warto? ;)
Dzień dobry, dobrzy Ludzie :)
Napisz komentarz