Matematyka - królowa nauk i jak jej nie używać w życiu codziennym

Matematyka - królowa nauk i jak jej nie używać w życiu codziennym

  13-05-2023 przez Iza Janaczek

My ludzie lubimy matematytkę. Nawet bardzo i nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Mimo, że dla wielu była sennym koszmarem, ktory należało zdać i zapomnieć, na co dzień chołubimy ją i z jej dobrodziejstw korzystamy. Czy w dobrej wierze? Aaaa.... To już zupełnie inna para kaloszy.

Jak taka znajomość matematyki ma się do życia codziennego? Już tłumaczę.

Dodajemy i odejmujemy. Sumujemy i różnicujemy. Mnożymy i dzielimy.

- Dodajemy, najczęściej sobie, kilogramów, wad i pracy.

- Odejmujemy, godziny przeznaczone na sen, czas zaplanowany na wypoczynek.

- Sumujemy, błędy i niedociągnięcia, porażki i to, co mamy zrobić później.

- Różnicujemy, kategoryzujemy ludzi, rzeczy, myśli, odrzucając te mniej wartościowe lub potrzebne.

- Mnożymy, problemy, sprawy do wykonania, choć to niewykonalne.

- Dzielimy, włos na czworo, świat na dobry i zły, ludzi na właściwych i tych niekoniecznie.

- Potęgujemy, negatywne emocje i swoje możliwości, siły oraz wiarę, że się uda, choć logika twierdzi coś zupełnie odwrotnego.

Takie kategoryzowanie, długofalowo, jeszcze nikomu nie przyniosło nic dobrego.
Choć w pierwszej chwili może i czujemy się lepiej, bo dookoła porządek i ład i widać drugi brzeg. Jednak, z perspektywy czasu, po tych czystkach we własnej głowie i w najbliższym otoczeniu okazuje się, że nie ma się z kim, i nie ma się czym tak naprawdę cieszyć.

Porządki są dobre, jeśli nie wyjaławiamy mentalnymi detergentami całej flory bakteryjnej potrzebnej do tego, by nasz organizm radził sobie zarówno w sprzyjających jak i mniej sprzyjających warunkach.

Kiedy pozbawimy go wszystkich czynników zewnętrznych - potencjalnie nam szkodzących, bądź powodujących gorsze samopoczucie okaże się, że jesteśmy totalnie bezbronni i wyjałowieni.

Życie w mentalnej, antyseptycznej bańce pozbawia nas czegoś niebywale ważnego i potrzebnego do właściwego, dobrego, w miarę harmonijnego funkcjonowania.
Takie niepohamowane sprzątanie może być niebezpieczne. A co, jeśli stwierdzimy, że nie lubimy nocy, bo sen jest dla słabych, a w ogóle kolor granatowy jest passe? ;)

To oczywiście takie psychologiczne domowe dywagacje z dużym przymrużeniem oka, niemniej, w każdej bajce trochę prawdy. Zamiłowanie do sprzątania bez refleksji, i to rzeczywiste i mentalne często niszczy życie własne i innych.

Popatrzmy na temat od stroni gryzoni, które lubimy i trzymamy w klatkach dla własnej, nie ich, przyjemności. Chomiki, świnki morskie i szynszyle. W internecie widać zdjęcia osowiałych puchatych kulek, które siedzą w maleńkich, niedostosowanych do ich żywiołowości klatkach, wysprzątanych detergentami. Szynszyle lubią drewniane wiórki pod łapkami, swojski bałagan, który mozolnie porządkują i przesuwają. Tymczasem często siedzą w pomieszczonkach przypominających puste pudełka. Dookoła metalowe kraty, w środku lśniący pachnący lawendą, miętą lub konwaliami porządek. Ani jednej drzazgi, wiórka, czy gałązki... Obrazek idealny. Takie małe dzieło sztuki, nawet eksponat grzeczny, bo nie okazuje żadnych oznak życia... A wystarczy troszkę obserwacji, małe odstępstwa od rutyny, odrobina szaleństwa, choćby kontrolowanego, by głowa znów poczuła wolność.

Podobnie mamy u siebie w głowach i w otoczeniu. Czysto, że aż lśni, pachnie konwalią i...wieje pustką...

Posprzątaliśmy szczęśliwe chwile, świadomie lub nie, odjęliśmy je z własnego życia eliminując czas na wypoczynek i urlop.
Podzieliliśmy na równiutkie części czas na ten w pracy, czyli w miejscu jej wykonywania i w domu, który z czasem dla wielu stał się kolejnym miejscem, gdzie się ją czyni. I tyle. Bo często poza nią nie mamy innych zbiorów oznaczający kolejne rzeczy, które powinny ją uzupełnić. Takie zbiory to, na przykład:

zbiór: czas wolny; inny: co piątkowe bieganie; kolejny: wyjazd na weekend na wieś lub w góry; i następny: spotkanie z własnym dorosłym dzieckiem.

Pozostając nadal w tej matematycznej nomenklaturze stwierdzam ze smutkiem, że sami, świadomie lub nie, ograniczamy sobie te zbiory. Ja wiem, łatwiej liczyć i ogarniać jak mniej szczegółów... Ale, czy na pewno?

Namnożyliśmy sobie tematów i spraw do zrobienia. I choć nie mamy wpływu na czas i ni jak nie możemy go wydłużyć, to kupiliśmy większą torbę i władowaliśmy to, co wysypywało się z tej starej, już i taka mocno za dużej i za ciężkiej jak na nasze możliwości.
Skróciliśmy jak ułamki w równaniu arytmetycznym i wyrzuciliśmy poza nawias, osoby które odciągają nas od pracy i umyliśmy po nich podłogę płynem o zapachu konwalii. Teraz lśni, błyszczy i pachnie. Ale... czy nie powinna być zadeptana dziesiątkami śladów, które oznaczają kontakt, dobrze spędzony czas i dobrych ludzi wokół?

Nie przepadałam nigdy za matematyką, ale w chwili wewnętrznej szczerości, patrząc mocno wstecz, dochodzę do wniosku, że całkiem dobrze ją sobie przyswoiłam. Może nie na poziomie master, ale taki ugruntowany rzemieślnik – na pewno.

Stosowałam wszelkie dobrodziejstwa tej dziedziny. Efektem takiego wzoru skróconego mnożenia, potęgowania a potem odejmowania i dodawania było utwierdzenie się w prawdzie, że praca jest dobra na wszystko. Zwłaszcza na poniedziałek, wtorek, środę... piątek, sobotę i niedzielę też. Na własne urodziny, na święta, na długi weekend, na czas w szpitalu i ten potrzebny na rehabilitację...

Kiedyś widziałam życie jako niekończącą się prostą. Dziś dzielę ją na odcinki, które da się ogarnąć. I ze zbiorami radzę sobie jakoś lepiej. Akceptuję takie totalnie rozłączne, ale z przyjemnością przygarniam też te posiadające elementy wspólne.

Matematyka otacza nas. Korzystamy z niej kupując wędlinę, pomidory na ryneczku, skracając suknię na studniówkę. Szacujemy, liczymy, skracamy. Najpierw wykonujemy działania w nawiasie, a potem, jak czasu starczy wszystko poza, albo odwrotnie, choć to ponoć kardynalny błąd w matematyce, czy w życiu też? To zależy od wielu rzeczy :)

Matematyka jest fajna. Zwłaszcza ta w życiu. Pod warunkiem, że umiemy zachować równowagę po obu stronach równania.

Spróbujmy mnożyć tyle samo spraw, co godzin snu. Jeśli potęgujemy sobie stres to także możliwości odetchnięcia podczas górskiej wędrówki. Nie tylko odejmujmy ale też dodajemy – dobre relacji i dobre myśli.

Bo jakby tego życia nie mnożyć, potęgować i wyciągać przed nawias, jest jedno. A i my żyjemy nim tylko raz.

Dzień dobry, dobrzy Ludzie

Napisz komentarz
Imie:*
Komentarz: *

Wyrażam zgodę na przetwarzanie danych osobowych przez Fundacja STOMAlife - administratora danych osobowych - ul. Chałubińskiego 8 00-613 Warszawa, w postaci adresu e-mail na potrzeby otrzymywania powiadomień ze strony stomalife.pl

* Pola wymagane
Napisz odpowiedź
Imie:*
Komentarz: *

Wyrażam zgodę na przetwarzanie danych osobowych przez Fundacja STOMAlife - administratora danych osobowych - ul. Chałubińskiego 8 00-613 Warszawa, w postaci adresu e-mail na potrzeby otrzymywania powiadomień ze strony stomalife.pl

* Pola wymagane
Znajdź nas na
Znajdź nas na
Znajdź nas na