20 Grudzień 2024
31-12-2023 przez Iza Janaczek
Często, by coś zmienić potrzebujemy jakiejś specjalnej okazji. Szukamy jej bądź znajduje nas ona sama – najczęściej wtedy, gdy nikt nie ma na to większej ochoty. Tak jest w temacie zmiany życia, czy patrzenia na świat (które najlepiej, najszybciej i najskuteczniej wchodzą po traumatycznych przeżyciach). Podobnie sprawy się mają w temacie klasycznych planów corocznych, które z mniejszym lub większym sukcesem wprowadzamy w życie wraz z początkiem nowego roku, bo to takie symboliczne i pasujące do sytuacji.
Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy to właśnie temu, że wybieramy tak symboliczną i zobowiązującą datę, te wielkie plany najczęściej kończą się fiaskiem. Bo tak naprawdę, tak zupełnie na gwizdek nie jesteśmy w stanie nagle rzucić znanego trybu życia. Nie mamy też nagle więcej przestrzeni, by wygospodarować czas na zadbanie o sylwetkę, naukę języków, podróże i samorozwój. Znów więc prokrastynujemy, machając ręką na wielkie plany, odkładając je na kolejną wielką okazję – prawdopodobnie będącą rok starszym lustrzanym odbiciem tej, która właśnie mija.
foto pixabay
I nie ma znaczenia, czy plany te dotyczą kultowego: "od stycznia zacznę regularnie chodzić na siłownię", przez: "w tym roku schudnę" do: "niech już będzie ta stomia, nie będę więcej odkładać tego tematu"
Kończący się rok to czas, w którym robimy podsumowania. Te poważne, zamierzone i te wchodzące znienacka, przypadkiem, będące echem ogólnie panującego nastroju na podsumowanie.
Podsumowują więc politycy - wpadki, rzecz jasna te cudze i sukcesy, oczywiście – własne, podsumowuje gus - ile urodzin i śmierci, podsumowują rybacy, hutnicy i dziennikarze prasy rozrywkowej. W tym klimacie rozliczeń i ocen – podsumowujemy także i my. Częściej w tonie samobiczowania niż motywacji czy "autodobra".
W kontekście podsumowań w naszych głowach najczęściej wybrzmiewa słówko "nie" i to tym bardziej przykre, że w kombinacji z całkiem optymistycznym zwrotem "udało się":
- nie udało się zmienić pracy,
- nie udało się poprawić relacji z dzieckiem
- nie udało się zakończyć toksycznego związku
- nie udało się zrobić remontu, oszczędzić na wyjazd marzeń do Kenii czy umówić się do psychologa
Czasu brakło też na zadbanie o własne zdrowie. I na podjęcie decyzji, które mogą realnie wpłynąć na zmianę jakości naszego życia. Czy na lepsze? O tym, być może, też nie było czasu pomyśleć.
foto pixabay
Tak naprawdę dopiero dziś wielu z nas zastanawia się, co właściwie nam ten czas ukradło.
W końcu rok temu, o tej samej porze dywagowaliśmy we własnej głowie dokładnie o tym samym, czyli o tym, że trzeba coś zmienić, by w końcu zacząć żyć. I pomimo tego, że własny dobrostan powinien stanowić nasz najwyższy priorytet, odłożyliśmy te ważne plany i marzenia do szafy, do której nikt nie zagląda przez następne, długie 12 miesięcy.
Czy to można jakoś racjonalnie wytłumaczyć? To zależy od tego, na jaką dawkę samokrytycyzmu nas stać.
Czy warto podjąć ryzyko sprawdzenia tego faktu? To zależy, od tego, czy jesteśmy gotowi na odkrycie czegoś, co absolutnie się nam nie spodoba.
Znów mamy koniec roku. Może ten czas wiąże się z rozgardiaszem i ostatnimi przygotowaniami przed domówką. A może - wręcz odwrotnie, to będzie wieczór z lampką wina i książką, bez fajerwerków - dosłownie i w przenośni.
Tak czy owak, rzadko kiedy jest to dobry moment na prawdziwą analizę tego, co było i tego, o czym marzymy, choć my, społeczeństwo z zapakowaną pod korek listą zadań do zrobienia usiłujemy odfajkować ten temat, jak wszystko, co na dany czas w tę listę sobie wpisaliśmy.
Z tyłu głowy mamy to, że znów z czymś nie zdążymy, że nie mamy na to wystarczająco dużo czasu, sił i odwagi. A co najważniejsze, że inni poradzili sobie lepiej i idą jak burza podczas gdy my wciąż kręcimy się w kółko. Rok po roku myślimy podobnie nie weryfikując, że trawa po sąsiedniej stronie ulicy wcale nie wygląda lepiej niż ta w naszym ogródku, i że to tylko z przyzwyczajenia tak ją właśnie postrzegamy.
Porównawcze myślenie spala nas i powoduje, że zamiast iść do przodu systematycznie zaczynamy się cofać. Coraz bardziej zapadając się w sobie.
A przecież to, czym jesteśmy bierze się z tego - czym żyjemy. Kształtują nas zarówno porażki, jak i sukcesy. Budują dobre i złe doświadczenia. Spalają sytuacje trudne. Motywują okruchy nadziei.
foto pixabay
Końcoworoczny rachunek sumienia zwieńczony samobiczowaniem to nie jest terapia. To kara, którą sobie wymierzamy – często zupełnie niezasłużenie.
Może zamiast całej listy tego, co w Nowym Roku trzeba będzie zrobić warto wpisać w nią dla odmiany coś innego? Jeden maleńki punkt brzmiący – ODPUŚĆ SOBIE.
Odpuść sobie - co to znaczy w praktyce?
- 4,0 zamiast 5 z historiii sztuki lub matmy
- weekend w domu, w dresach i bez makijażu zamiast kolejny czas przy stole, na krzesełkach u teściów
- "muszę odpocząć" zamiast kolejnej kawki i nocki zarwanej nad projektem
- "potrzebuję czasu, by się do tego przygotować" – zamiast: "jestem beznadziejna, że nie ogarniam".
Być może właśnie takie podejście do tematu spowoduje pojawienie się przestrzeni do łaskawszego spojrzenia na dalsze punkty przesuwanej z roku na rok tej samej listy. Ci którzy przetestowali taką możliwość rekomendują ją z całą mocą i odpowiedzialnością. Bo w sumie, skoro inne metody zawiodły – dlaczego by nie spróbować tej konkretnej?
Poznanie drugiego brzegu może być nie tylko fascynującą przygodą. Może też być tak bardzo oczekiwaną zmianą na lepsze. Najważniejsze w tej operacji to – znaleźć most, po którym można, względnie bezpiecznie, przejść nad przepaścią bądź rwącą rzeką.
Dla niektórych będzie to solidny mocny most z wzmocnionymi barierkami, dla innych będzie to ledwo kładka, dziurawa, wisząca dosłownie na jednej linie.
Mówi się, że jest coś magicznego w byciu świadkiem tak dużej zmiany, jaką jest misterium wręcz namacalnego mijania czasu. Że obserwowanie pojawienia się nowej cyfry w kalendarzu i na liczniku życia to przywilej – bo wciąż żyjemy, jesteśmy i możemy podejmować decyzje zbliżające nas do właściwego mostu. Czy wejście na taki most coś w ogóle zmieni?
I czy na jakość tych zmian wpłynie to, przed jakim mostem stajemy, wciąż wahając się by na niego wejść? Nie mam zielonego pojęcia.
Co roku staję przed swoim mostem i co roku zastanawiam się, czy będzie tak, jak zakładam, że może być. Co roku też niemal rytualnie wchodzę na kolejny most, mocno przy tym wierząc, że rację miał Abraham Lincoln mówiąc, że: "najlepszym sposobem przewidywania przyszłości jest jej kreowanie”.
Dzień dobry, dobrzy Ludzie :)
foto pixabay
Napisz komentarz