09 Luty 2025
09-02-2025 przez Iza Janaczek
Gdybym miała dużo, dużo wolnego czasu to...
No właśnie? Co wymaga tak wielkiej ilości wolnego czasu, że z tego rezygnujemy?
Sen?
Relaks z książką?
Spacer?
Spotkanie z przyjaciółką?
Rodzinny piknik nad jeziorem?
"Gdybym miała tyle czasu" - często słyszę takie słowa w kontekście przeczytanej przeze mnie książki, czy niedzieli w górach, a przecież wolny czas to nie los na loterii, a wybór. Wybieramy, czy chcemy nad jego posiadaniem popracować, czy nie. A gdy chcemy – to próbujemy targować się z życiem i tak przesuwać obowiązki, by starczyło go na to, co sprawia, że życie ma sens.
I myślę, że takie podejście do wolnego czasu ma szansę sprawić, że zaczniemy go sobie pomalutku organizować, zamiast negować bez żadnej, nawet najpłytszej analizy.
W ten weekend miałam wielką przyjemność cofnąć się w czasie. Byłam w zielonym parku, pełnym różnych gatunków kwiatów i drzew. W jego centralnym miejscu pysznił się wielki staw, po którym leniwie pływały rowerki wodne wyglądające jak wielkie białe łabędzie.
Wokół stawu, w parku pełno było ludzi. Uprawiali popołudniowy jogging, spacerowali, siedzieli na ławkach, lub wprost na kocyku rozłożonym na trawie. Dziś w parku były zdecydowanie wszystkie grupy wiekowe, młodzi zakochani, rodzice z małymi dziećmi, całe wielopokoleniowe rodziny z babcią, na czele, strzegącą najmłodszego członka rodziny. Tę miłą wyliczankę zamyka spora grupa młodzieży, także tej z gitarami...
Co dziwiło najbardziej, znaczna część tych osób zajęta była rozmową lub zabawą z dziećmi. Mało kto miał w ręku telefon, a jeśli nawet to były to przeważnie osoby będące w parku same. Ta niesamowita sytuacja była tak odrealniona, jak najbardziej fantastyczny sen. Zwłaszcza gdy dla porównania, człowiek wróci myślą do ulic, kawiarni i skwerów Europy. My już z sobą nie rozmawiamy, my czatujemy - z całym światem, i zarazem z nikim konkretnym, mimo że rozmówców, do których powinniśmy my mówić mamy w zasięgu ręki.
Rzecz, którą opisałam, nie działa się w moich ukochanych Beskidach. Choć moim zdaniem góry wydają się być ostatnią enklawą ludzi patrzących na siebie, a nie w telefony.. Ta cudna „majówka w lutym” zdarzyła mi się w Tajlandii. Podobne zbliżanie się bliźnich widziałam na Sri Lance, również w parku, gdzie dzieci biegały beztrosko usiłując złapać paseczniki i siebie nawzajem, a młodzi ludzie siedzieli na ławkach zajęci sobą jakby byli dla siebie całym światem.I znów była to Azja, nie Europa...
Patrzyłam na to z wielką nostalgią, bo u nas, w naszym kraju takie sytuacje były na porządku dziennym, co najmniej 30 lat temu. Dziś, my nie mamy na to czasu. A nasza młodzież i dzieci nawet nie wiedzą, że można inaczej niż przywykli. A przywykli od dziecka do tego, by szukać wolnego czasu w jego pożeraczu.
Telefony są dla ludzi, internet też. Jednak, jak mawia ludowe porzekadło, co za dużo to niezdrowo, zwłaszcza że według wielu profesjonalnych opinii, obu używamy w nadmiarze i pozwalamy na taką niejakościową dietę duchową naszym dzieciom.
Rodacy, ja wiem, że jeszcze zima, ale co stoi na przeszkodzie, by poćwiczyć na sucho? Może warto sprawdzić, czy bierki, gra w chińczyka lub scrabble nie będą lepsze niż obsesyjne scrollowanie kilometrów internetu w poszukiwaniu tego, co jest w zasięgu ręki?
A jak nam dobrze pójdzie w tych bierkach, to koniecznie zaplanujmy piknik. Niekoniecznie w Tajlandii. W celu odkrycia, jak fajnie jest śmiać się do drugiego człowieka zamiast do szkiełka telefonu, warto wybrać się z kocykiem w góry, jednej z niewielu enklaw, gdzie ludzie wciąż jeszcze na siebie patrzą.
Dzień dobry, dobrzy Ludzie :)
Napisz komentarz