09 Luty 2025
06-02-2025 przez Iza Janaczek
By lepiej zrozumieć, o czym będzie ten artykuł, drogi Czytelniku, szanowna Czytelniczko, zanim zaczniesz czytać dalej, zrób mały test. Odłóż telefon i nie sięgaj po niego przez 3-5 minut. Wyłącz telewizor (jeśli jest włączony). Usiądź w fotelu, na krześle, na ławce – jeśli to park. Ręce połóż luźno na kolanach lub oparciu fotela.
Pozycja swobodna, ale bez opcji sięgania po telefon.
3-5 minut.
Dacie radę?
No właśnie…
Nagle, gdy zostajemy pozbawieni zadań do zrobienia, albo możliwości potrzymania w ręku telefonu i przeglądania życia, jakim być może moglibyśmy żyć, gdybyśmy nie spędzali czasu na przeglądaniu, jak żyją (lub udają, że żyją) inni, okazuje się, że wytrzymanie 3-5 minut tylko i wyłącznie siedząc i obserwując, jak rośnie trawa w parku albo jak przesuwają się chmury widziane z okna, jest bardzo, bardzo trudnym zadaniem.
I to jest fakt numer jeden.
Faktem numer dwa jest z kolei to, że nagle zaczynamy dostrzegać (i wreszcie słyszeć) hałas taki jak generujemy ale teraz generowany przez innych (nienaturalnie głośna rozmowa, gierka na telefonie u dziecka, które siedzi z matką na sąsiedniej ławce, muzyka w przestrzeni publicznej, typu las, park, plaża, szuranie, stukanie długopisem w biurko, pociąganie nosem i robienie nim czegoś, od czego wraca do przełyku zjedzony niedawno posiłek).
foto: pexels
Choć potrzebujemy jej jak lekarstwa, nie potrafimy odnaleźć motywacji i potrzeby, by po nią sięgnąć.
Cisza. Przestrzeń bez cywilizacyjnych bodźców.
I nie, wcale nie chodzi tu o przebywanie w pomieszczeniu, do którego nie dociera żaden dźwięk. Chodzi o ciszę bez szumu, który my ludzie generujemy sami.
Znam osoby, które zaraz po wejściu do domu włączają telewizor. Z osobą, która potrzebowała cały czas „by ktoś gadał”, spędziłam czas w jednej szpitalnej sali, słuchając „jak leci” wszystkiego, co było w menu, od 7 rano aż do 23…
Pamiętam, że gdy zasnęła, cichutko sięgnęłam po pilota i ściszyłam ten nadmiar dobrodziejstwa cywilizacyjnego. Jednak zaraz po tym, gdy nastała cisza, moja sąsiadka z łóżka obok po prostu się obudziła.
foto: pexels
Choć rozmówca stoi obok i doskonale słyszy, nienaturalnie głośno opowiadamy w autobusie, metrze, saunie (tak!) i na plaży, jakie mamy fantastyczne życie (także seksualne), nowe buty i jak to Aśka nadmiernie wręcz przybrała tu i tam.
Głośno słuchamy muzyki – tej, którą teoretycznie leci tylko w słuchawkach – albo dumnie niesiemy boomboxa na ramieniu, przemierzając górski szlak. Rozmawiamy (głośniej niż trzeba) w miejscach, gdzie powinna panować cisza, takich jak biblioteki, poczekalnie przed gabinetami lekarskimi czy przedziały w pociągu. Hałasujemy również we wspólnych przestrzeniach pracy, także tych zdalnych, jak coworkingi. I smutne jest to, że nie dostrzegamy, jak bardzo jest to uciążliwe dla innych. Stukamy więc długopisem, bębnimy palcami o blat, szuramy, przytupujemy pod stołem, a nawet jemy ito tak, by sąsiadom było żal, czyli o wiele za głośno, niż określa to kultura osobista.
zdjęcie: pexels
Co smutne, żyjąc w przestrzeni publicznej tylko dla siebie, bez zwracania uwagi na innych, tego samego uczymy nasze dzieci, wręczając im gierkę z durną melodyjką w restauracji, poczekalni czy autobusie, lub zupełnie nie reagując na to, że w tej samej przestrzeni krzyczą, biegają i skaczą po stolikach, choć jeśli to na przykład restauracja. Pomijając, że to niezgodne z zasadami koegzystowania w publicznej przestrzeni, jest to jeszcze zwyczajnie niebezpieczne. I nie wiem, jak dla innych, ale dla nie hasło: „to tylko dziecko, musi się wyszaleć” totalnie nie przemawia.
W obliczu tego, co wokół, rodzi się pytanie,
czy my jeszcze potrafimy wytrzymać w ciszy przez parę minut? Może warto spróbować, jeśli już nie dla dobra własnego, to chociaż dla dobra innych?
Dzień dobry, dobrzy Ludzie. :)
Ps. Obserwacja, o której dziś mowa narodziła się podczas mojej wędrówki z plecakiem przez Europę i Azję. Nie dotyczy żadnej konkretnej nacji, W kategorii: "generowanie hałasu" wszyscy z takim samym zaangażowaniem pędzimy na podium.
Napisz komentarz