1. W zdrowiu i w chorobie (8).png

W zdrowiu i w chorobie - o stereotypowym podejściu do ważnych słów i deklaracji i o tym, że zdrowy też choruje...

  03-11-2023 przez Iza Janaczek

Listopad jest takim miesiącem, w którym częściej i chętniej zapadamy się we własne myśli. Czy to ze względu na fakt, że wcześnie robi się ciemno i światła trzeba szukać wewnątrz, bo za oknem nie ma szans, choć oko wykol? Czy może to przez deszcz stukający w parapet lub przez wiatr zawodzący żałobne requiem?
Trudno o jednoznaczną odpowiedź. Jednak fakt pozostaje faktem. Wiosną robimy plany, a późną jesienią - podsumowania.

Rozpamiętujemy i analizujemy. Dyskutujemy wewnętrznie. Budujemy hipotezy. Stawiamy tezy i wyciągamy wnioski. Podsumowujemy i robimy bilans - własnym myślom, słowom i uczynkom. Co warto zauważyć lub - do czego warto się przyznać, te podsumowania nie zawsze wypadają tak, jakbyśmy chcieli. Po prawdzie często nie jesteśmy zadowoleni z tego, co widzimy, patrząc na ten sam temat - ale z perspektywy czasu.
A to z kolei powoduje, że w tych własnych myślach, i to wobec samych siebie, także nie zawsze jesteśmy tak do końca uczciwi...
Ubieramy je zatem w wymówki, powody i dodatkowe wyjaśnienia. Tłumaczymy sobie, dlaczego postąpiliśmy tak, a nie inaczej . Prostujemy i znów samym sobie przekonujemy do własnych racji. Trochę tak, jakbyśmy szukali zadośćuczynienia za to, co było.

1. W zdrowiu i w chorobie (7).png

Pamiętajmy, że stomia to nie choroba, choć stomik czasami potrzebuje wsparcia // foto pixabay 

W związku z tym, że w listopadzie jakoś chętniej idziemy w podsumowania i wnioski, dziś na tapet biorę słowa, które słyszał chyba każdy, choć nie każdy je wypowiadał. 


W zdrowiu i w chorobie....i że Cię nie opuszczę aż do śmierci....
To słowa przysięgi małżeńskiej. Piękne, wzniosłe, wzruszające. Budujące a jednocześnie destruktywne... Lecz, przede wszystkim, nasączone ogromnym ładunkiem odpowiedzialności za los drugiego człowieka. Bywa, że ich pierwszy człon dla nielicznych szczęśliwców jest jak ubezpieczenie od powodzi na pustyni – nigdy nie zostaje wykorzystane. Jednak, dla znacznej większości osób wypowiadających te brzemienne w skutki słowa, to coś więcej niż tylko słowa.
To deklaracja.
Wiążąca obietnica.
Ważne, bezcenne i bardzo potrzebne oparcie.... Dla chorego - na pewno. Jednak... czy tylko?
Zdecydowanie warto spojrzeć na ten temat nieco szerzej i głębiej. Zwaszcza, że wokół niego, wyrósł pewien niebezpieczny w swej szlachetności imperatyw. Nakazujący postrzegać temat bardzo jednostronnie: chory to chory, z dobrymi i złymi momentami, a zdrowy, to człowiek obok i dla chorego, zawsze w formie i zawsze na posterunku. 

Spójrzmy zatem w szybę, nie tylko przez nią. Patrzenie w szkło, zamiast przez nie, to przywilej. Pozwala dostrzec to, co być może nieświadomie pomijamy. To taki niechciany dar, dostępny - ponoć, tylko dla tych, o których słowa nie tyle przysięgi, co zwykłej deklaracji troski o drugie człowieka upomniały się bolesnym – "sprawdzam".
Być może najlepiej ocenić je mogą tylko chorujący, albo ludzie, którzy są przy nich, na dobre i złe, w zdrowiu i w chorobie. Choć trudno tak jednoznacznie to ocenić, to ja sama, po latach obserwacji, skłaniam się jednak ku wnioskowi, że wszyscy, absolutnie wszyscy mam ten dar. Choć często jednak wolimy udawać, że nas nie dotyczy.
T
ak, jak syty nie zrozumie głodnego, tak człowiek nie chcący spojrzeć szerzej, nie zrozumie tego, który patrzy sercem. Jednak, przy odrobinie chęci, może to zmienić - dzięki wiedzy i obserwacji sam także może zrozumieć rzeczy, których nigdy nie doświadczył, i to zrozumieć na tyle skutecznie, by pochylić się nad dalszym ich pojmowaniem.
To jest możliwe. Wystarczy tylko, na dobry początek wyjść z własnej bańki komfortu i wymówek.
Bo, tak jak wiemy, że posiadamy mózg, mimo, że go nigdy nie widzieliśmy tak możemy zrozumieć tematy i sprawy, o których wiemy, że istnieją, bo doświadczają ich inni. Potrzeba do tego stosunkowo niewiele. Tylko otwartego umysłu, empatii i pokory w pojmowaniu tego, co wokół.


1. W zdrowiu i w chorobie (11).png
komfort psychiczny to luksus, ktory należy się zarówno choremu jak i jego opiekunowi // foto pixabay


Tak więc w myśl zasady, że mózg mamy wszyscy, choć nikt nigdy go u siebie na nocnym stoliku nie widział, spróbujmy przyjrzeć się tematowi przysięgi małżeńskiej podchodząc do niego z drugiej, tej w ogóle nie rozpatrywanej strony. Strony opiekunów ludzi chorych. Ludzi, którzy prawie nigdy się o siebie nie upominają, a jeszcze rzadziej o sobie mówią.
Wiele razy ze szpitalnego i domowego łóżka obserwowałam obie te strony dramatu. Zarówno chorych, jak ja wtedy, jak i tych, którzy trwali przy nich. Tygodniami, miesiącami i latami.
I przyznam, że nie zawsze podobało mi się to, co widzę. Zawsze jednak zmuszało do refleksji.
Dlatego właśnie uważam - być może przewrotnie, ale jednak z absolutną pewnością, że słowa:
"nie opuszczę cię w zdrowiu i w chorobie" dotyczą w tym samym stopniu opiekunów ludzi chorych, jak również samych chorujących. Także ci ostatni, nie powinni zapominać o szacunku i wdzięczności w stosunku do tych, którzy niosą zarówno brzemię własnych spraw, jak i ciężar ich choroby i złego samopoczucia. I nie chodzi o wielkie gesty i czyny, bo często chory zwyczajnie nie ma na to sił...
Chodzi o krótkie:  -"A jak TY się czujesz?" - "Jadłaś coś? Jesteś tu przecież cały dzień..." -"Dobrze spałeś?" -"Dziękuję, że jesteś"...  


Czy temat zmęczonych i wypalonych towarzyszy ludzi chorych to tabu? Owszem.
Czy zatem pisząc o wdzięczności ze strony chorych wymagam zbyt wiele? Absolutnie nie.
Czy rozpatrując temat pod kątem pracy, jaką mają wykonać, teoretyzuję? W żadnym wypadku. 
Czy to w ogóle jest wykonalne? Pomijając przypadki osób z powodu choroby - zupełnie niezdolnych do żadnej interakcji, w przypadku innych chorych, dobre słowo w stosunku do kogoś, kto boryka się z życiem w imieniu chorego jest nie tylko wykonalne ale i bardzo, bardzo potrzebne. Dla obu stron.


Tymczasem, nie tylko chorzy ale i ludzie stojący z boku często nie biorą pod uwagę, ba, nie zastanawiają się nawet, jak ciężko jest tym, którzy patrzą na chorobę najbliższych, żyją, nie tylko z nią ale też nią samą, jak również - jej monotonnym i smutnym rytmem.

Dlaczego? Bo ludzie stojący z boku przyjmują, że tak ma być, bo zawsze było. I już. A przecież za tym krótkim stwierdzeniem "w zdrowiu i w chorobie... i że cię nie opuszczę" znajduje się bardzo wiele treści i bolesnych wyborów, które choć często dyktowane są szlachetnością serca, nadal pozostają bolesnymi wyborami.

1. W zdrowiu i w chorobie (3).png

foto pixabay

Mało kto w ogóle patrzy na żonę opiekującą się mężem, albo, już poza małżeńską przysięgą - na ojca opiekującego się dzieckiem, czy syna opiekującego się matką - jak na kogoś innego niż: "żona chorego męża", "ojciec chorego dziecka" lub "syn chorej matki". Taki stereotypowy tok myślenia  zakłada krzywdząco, że ci ludzie nie istnieją poza chorobą swoich bliskich. A przecież to ludzie, mający marzenia, z których bardzo często rezygnują, w imię komfortu i marzeń chorego. Nierzadko, w myśl przysięgi małżeńskiej lub lojalności i wielkiej miłości bliźniego, rezygnują także ze wszystkiego, co dotyczy ich samych, a finalnie i z siebie. Przestają być sobą a stają się rytmem dnia osoby potrzebującej. I tak są postrzegani przez społeczeństwo. 

Bo niestety, pogląd, iż zdrowy ma być bez reszty oddany choremu, to taki sam stereotyp-pułapka, jak ten, że mężczyźni mają być silni i nie okazywać słabości a to co nie zabija - wzmacnia.


Co daje chorym prawo, by tak, nierzadko, bez reszty opierać się na partnerze? Przecież i jemu ciężko, a może i bardziej, bo często tak naprawdę nic nie może zmienić?

Przyzwyczajenie się do myśli, że "choremu się należy" bywa bardzo samolubne. Dlaczego? Bo często do tej pomocy człowiek chory tak mocno się przyzwyczaja, że wręcz się od niej uzależnia. Jak od należnej mu całodobowej, ba, całożyciowej bezwarunkowej obsługi.
Współczuć, współodczuwać, być pod ręką, słuchać, wspierać, aż wreszcie - zapomnieć o sobie... Czy to aby nie powinno działać w dwie strony? Tak, zdaję sobie sprawę, że chory, z racji tego, że cierpi, nie może tak w pełni odwzajemnić się za ten czas, uwagę, czułość i uważność. I o żadne wielkie czyny z jego strony tu nie chodzi. Chodzi o małą, ludzką wdzięczność wyrażoną dobrym, słowem, spojrzeniem czy tylko uśmiechem. Jest ona zdecydowanie bardziej na miejscu niż wymówka, złośliwość lub urażona cisza. 


1. W zdrowiu i w chorobie (4).png
foto pixabay

By zrozumieć osoby będące przy chorych z własnej nieprzymuszonej woli - na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie, należy zrozumieć, że nie można, nie należy i nie godzi się obarczać ich dźwiganym przez siebie ciężarem, zrzucanym całkowicie na ich barki.
Przez lata z perspektywy szpitalnej sali obserwowałam wiele typów zachowań. Dotyczyły one zarówno chorych jak i ludzi będących ich opiekunami. I były to bardzo różne  zachowania. Niektóre wspaniałe, czułe i budujące, inne - mało chwalebne, a nawet, co nie było rzadkością po prostu, po ludzku, mało godne. Godności i człowieczeństwa brakowało czasami opiekunom, ale byłoby hipokryzją twierdzić, że nie brakowało ich także chorym. A brakowało. Niestety - nierzadko.

Najtrudniejsze jest zrozumieć pewną bardzo prostą rzecz. To właśnie ona stanowi klucz do właściwego - dobrego traktowania człowieka stojącego u boku chorego.
Choroby, czy to ciała czy duszy oraz samotność, ale taka z najdalszych zakamarków myśli, to coś, co w całości należy do człowieka, którego udziałem są te doznania. Ta cała gama smutku i bólu jest mu niejako przyrodzona. Należy do niego I tylko do niego, choćby jak wielką troską i pomocą był otoczony. Bo w bólu, tak jak i w tej ostatniej z dróg człowiek zawsze zostaje sam. 
Choćby do końca trzymany był za rękę, to jednak on, on sam oddaje ostatni oddech, podczas gdy inni wciąż mają płuca pełne powietrza. To on zamyka oczy i odchodzi. Sam. Bez asysty. Ci którzy trzymają go za rękę – zostają. Z płucami pełnymi powietrza i sercem pełnym pustki. Często nieprzygotowani na życie po wielkiej stracie.
Ta prosta prawda uwidacznia jedno - obecność przyjaciół i kochanych osób u boku chorego to przywilej i dar, a nie "pakiet z darami" do wykorzystania i to - bez głębszej refleksji nad tym, z jak wielkim poświęceniem ten dar się wiąże. Po pierwsze, nie zasługują na to, by za bezinteresowną dobroć płacić utratą tożsamości i marzeń. Po drugie - taki zabieg na nic się zda. Nie da się przerzucić na swojego bliźniego tego, co dopełnia indywidualny los każdego człowieka, a to znaczy, że  w ogromnym bólu, strachu i bezradności chory i tak pozostanie sam. Tak jak sam w swoim bólu i bezradności pozostaje ten, kto na ból chorego patrzy. Najważniejsze więc dostrzeć i uszanować oba te wielkie bóle i zdać sobie sprawę, z faktu, że one współistnieją i żaden z nich nie jest mniej ważny. 

   
1. W zdrowiu i w chorobie (1).pngzdrowie, szacunek i zrozumienie mogą i powinny sioę uzupełniać // 
foto pixabay


Dlatego właśnie, choć może pogląd ten wyda się obrazoburczy, bo dotyka pewnego tabu - także chorzy, jeśli tylko ich stan na to pozwala, powinni wspierać swych Ukochanych, choć w połowie tak mocno, jak oni sami są wspierani przez swych bliskich. Zasługują na to jak nikt inny.

Nie pozwólmy na wypalenie i zgaśnięcie tych, dzięki którym w wielu chorych nadal pali się światło.

Własne cierpienie zaburza optykę, trudno wtedy dostrzec, jak mocno chorzy często krzywdzą tych, którzy w czasie gdy wielu brakuje serca oddali im nawet duszę, sen i marzenia.

W zdrowiu i w chorobie.... Czy aby na pewno dobrze zrozumieliśmy o co chodzi w tych słowach? Może warto przyjrzeć się im raz jeszcze. Ale tym razem, patrząc nieco szerzej i - z drugiej strony. Kiedy, jak nie długą, późną jesienią? 

Dzień dobry, dobrzy Ludzie :)


1. W zdrowiu i w chorobie (13).png
w zdrowiu i w chorobie i że cię nie opuszczę... // foto pixabay
 

Napisz komentarz
Imie:*
Komentarz: *

Wyrażam zgodę na przetwarzanie danych osobowych przez Fundacja STOMAlife - administratora danych osobowych - ul. Chałubińskiego 8 00-613 Warszawa, w postaci adresu e-mail na potrzeby otrzymywania powiadomień ze strony stomalife.pl

* Pola wymagane
Napisz odpowiedź
Imie:*
Komentarz: *

Wyrażam zgodę na przetwarzanie danych osobowych przez Fundacja STOMAlife - administratora danych osobowych - ul. Chałubińskiego 8 00-613 Warszawa, w postaci adresu e-mail na potrzeby otrzymywania powiadomień ze strony stomalife.pl

* Pola wymagane
Znajdź nas na
Znajdź nas na
Znajdź nas na