23 Listopad 2024
29-07-2024 przez Iza Janaczek
O tym, że czas pędzi i, że świat się zmienia, dowiadujemy się na różne sposoby. Jednym z nich jest powiedzonko: „mieć coś w małym palcu”.
Kiedyś „mieć coś w małym palcu” oznaczało, że nie stanowi to dla nas problemu, że posiadamy daną wiedzę i że umiemy czegoś dokonać. Fizycznie i na pewno.
Dziś „mieć coś w małym palcu” oznacza być wszechwiedzącym, ale tylko wirtualnie. Ta wszechwiedza zasadza się na ruchach małego palca – konkretnie – kciuka. Dziś „mieć coś w małym palcu” oznacza móc pozyskiwać wiedzę całego świata i umieć nią rozporządzać.
W świecie współczesnym, „w małym palcu” mamy wszystko i nic. Bo to wszystko rzadko kiedy przekłada się na działania i fizyczne efekty.
Zakładamy więc wirtualne farmy. To łatwe, bo w „małym palcu” mamy uprawę zbóż, buraków cukrowych i orchidei. W tym zwykłym pojęciu nie mamy o tym, że orchidei nie podlewa się tak samo jak fikusa, a o burakach wiemy tyle, że dobrze smakują do obiadu. Podobnie rzecz ma się w temacie zbóż – dzwoni nam, że robi się z nich mąkę, a z niej - kajzerki.
Zawieramy wirtualne przyjaźnie z awatarem w typie Antonio Banderasa, przyciągamy uwagę i mnóstwo znajomości – bo kto by się nie chciał zakumplować z Banderasem?
Latamy samolotami, nawet tymi wojskowymi, w „małym palcu” mając pilotowanie każdej maszyny, i to – bez ani jednej godziny w powietrzu – w realnym świecie.
Podróżujemy i obcujemy ze sztuką. Zwiedzamy Luwr i praskie złote uliczki. W „małym palcu” mamy przygotowanie do takiej eskapady, bo jedyne, czego trzeba, by ją odbyć, to mieć dostęp do internetu.
Zawieramy też znajomości.
Robimy milion rzeczy.
No właśnie…
Nadeszły fascynujące czasy. Zwłaszcza dla nas, pokolenia z czasów słusznie minionych i tych jeszcze wcześniejszych.
Fascynujące i straszne za jednym zamachem. Prawie wszystko, co znaliśmy, co braliśmy za pewnik, co umieliśmy zrobić – w realu, czyli naprawdę – zmieniło się albo odeszło do lamusa.
Wymarły nie tylko zawody, ale i wiele z naszych umiejętności. Kiedyś, prawie wszyscy umieliśmy/ umiałyśmy ugotować obiad z niczego, zacerować skarpetki i trafić do celu bez GPS, bazując na pytaniu o drogę bądź na papierowej mapie.
Dziś mamy urządzenia i sprzęty, które, gdy się je pyta o drogę do stacji paliw, bo człowiek leci na rezerwie, głosem ulubionego kierowcy rajdowego mówią: „jesteś u celu”, podczas gdy stoisz o północy, gdzieś w niemieckich lasach pośrodku niczego.
O drogę nie ma kogo zapytać, bo wokół - prócz głosu ulubionego kierowcy w eterze - nie ma żywej duszy, ale to w sumie i dobrze, bo odzwyczajeni od interakcji międzyludzkich wolimy błądzić, niż nawiązać z kimś kontakt.
A obiadów nie gotujemy, bo kto by miał na to czas… Łatwiej jest zamówić coś gotowego, używając do tego aplikacji w telefonie i - kciuka.
A jeśli przyjdzie nam do głowy zaszaleć i zrobić kiełbaski z grilla, to kupić trzeba nie tylko kiełbaski, ale i sok z marakui i musztardę dijon. Koniecznie tak egzotycznie brzmiącą bo inna nie będzie wyglądać na zdjęciu tak profesjonalnie, jak ta, którą uzupełni sok z marakui.
Trochę przeraża mnie ten świat w zasięgu kciuka. Czasami odnoszę wrażenie, że do tego małego, bądź co bądź, palca, przenieśliśmy zdrowy rozsądek, a także zdolności kojarzenia, logicznego myślenia i postrzegania konsekwencji swoich czynów.
Dziś mało kto używa sformułowania „mieć coś w małym palcu”, przeszło do lamusa, jak i ludzie, dla których znaczyło posiadanie staromodnych obecnie umiejętności.
Dziś małym palcem tworzymy sobie nową rzeczywistość, wypasioną, wspaniałą i pełną możliwości, których – niestety - nie da się zaimplementować do realnego życia z uwagi na brak podstawowej wiedzy o tym, że żyjemy tu i teraz, a w internecie bywamy.
Dzień dobry, dobrzy Ludzie. :)
Wszystkie zdjęcia: pixabay
Napisz komentarz