31 Październik 2024
15-10-2024 przez Iza Janaczek
Jak dobrze, że mam „teraz” – to pozwala mi nie odkładać niczego na „potem”. To moja kolejna jesień. Od dłuższego czasu liczę je już w dziesiątkach.
Jak je oceniam? Cóż. Bywało różnie. Ale póki bywało, to znaczy, że zawsze była szansa, że w końcu i „będzie”.
No i doczekałam się. Jest! :)
Jesień lubię nienachalnie. To znaczy, fajnie, że jest, bo po niej to już tylko zima z forever young Kevinem, skrobaniem szyby co rano i czekaniem na odrobinę światła i znów czas, w którym jakoś tak bardziej chce się „teraz” niż „potem”.
Choć przyznać muszę, że odkąd „jestem”, a nie tylko „bywam”, także te jesienie widzę jakoś inaczej.
Przyznać muszę, że to grzebanie w swoim poczuciu dobrego postrzegania świata, biorąc pod uwagę wszystko przed chorobą i wszystko po, przed przestrzenią lat daje całkiem ciekawe wnioski.
W czasach, gdy targowałam się z losem o każdy względnie dobry dzień – każdy taki, gdy się już zdarzył, był świętem. Bez względu na to, czy świeciło słońce, czy lało, czy wichura zawodziła w konarach okolicznych brzóz.
Dziś jestem bardziej wybredna. Dni deszczowe, ciemne i lamentujące w gałęziach drzew postrzegam jako zdecydowanie mniej efektowne i czekam na te z lepszą ofertą pogodową. Czy to brak wdzięczności? Nie. Nie sądzę. To po prostu rozwój i potrzeba zagospodarowania nowej energii.
W ogóle słowo „wdzięczność”, przynajmniej w moim przypadku, rodzi wielką presję, podobnie jak słowo "tolerancja". Oba mają dość jasno określone kryteria i nic, co wystaje poza te sztywne ramki – nie jest hmmm... tolerowane ;)
Zauważyłam, że wdzięczność straciła wiele na intymności. Po prawdzie dziś wdzięcznym wypada być nie tyle szczerze, co publicznie.
U każdego co innego wywołuje poczucie wdzięczności.
Czasami zamiast wdzięczności odczuwamy ulgę, albo obowiązek. I to też jest ok, choć nie każdemu pasuje.
Choć wykwalifikowane jesieniary dwoją się i troją, by pokazać jesień w jak najlepszym świetle, ja osobiście wolę łąkę i świeże powietrze niż kocyk i kubek wrzątku. Czy nie jestem wdzięczna, że wcześnie zachodzi słońce i robi się ponuro, że o 16 robi się zimno, a końcem października drzewa łysieją? Jakoś niespecjalnie. Wdzięczna jednak jestem, że mogę tego czasu doświadczyć i że mam wybór, by zdecydować, gdzie i jak. Przewrotność? Nie, jedynie ukazanie tego samego słowa pod nieco innym kątem.
Lubię słowa i lubię się nimi bawić. I bardzo, bardzo podoba mi się słowo „teraz”. Ma w sobie pewną niecierpliwość, energię i moc. Jest jak kot Filemon, ciekawy życia i ciągle w ruchu, podczas gdy „potem” przypomina mi zachowawczego, zmęczonego życiem Bonifacego.
Czy zaawansowana jesień dobra jest, by wprawić w ruch słówko „teraz”? Z całą pewnością, choć mogę mówić tylko za siebie.
Co można zrobić „teraz”? Już? Dziś, czyli – jesienią, w czasie, w którym, jak już wypunktowałam, jest: szybko ciemno, szybko zimno i szybko wizualnie – smutno?
Jak to co?
Plany.
Teraz jest najlepszy czas na robienie planów. A ponoć najlepiej robi się je, siedząc pod ciepłym kocykiem i z kubkiem wrzątku w dłoniach :)
Dzień dobry, dobrzy Ludzie :)
foto pixabay
Napisz komentarz